Make-up doesn't have gender cz.2

24 sie 2017
glam rock, makijaż, Matti Fagerholm, seksizm
źródło
W poprzednim poście Make-up doesn't have gender cz.1 nie zdążyłam opowiedzieć o przeciwnikach malowania się. Nie dotknęłam też jeszcze tematu męskiego makijażu.
Dalej będę promować myśl, że rzeczy nie mają płci.

Przeciwnicy

Rzadko mnie ktoś tak chwali, że mi się robi smutno. Przeciwnicy makijażu czasami wyrażają podziw dla mojej odwagi. Bo przecież brak makijażu to odwaga. Moja twarz to jest coś, czego można się bać. Odwaga przecież z definicji wymaga jakiegoś strachu do pokonania. Przeciwnik makijażu chyba myśli, że mówi mi komplement. Dobrze być odważną. Zgadzam się, ale ten kij ma dwa końce. Tu jest ukryta wiadomość jesteś za brzydka, by móc się pokazać ludziom. Znów mierzenie mojej wartości, co mi wolno, co nie wolno przez moją atrakcyjność.

Legenda

Była sobie księżniczka Pabianka. Mieszkała, jak można się spodziewać, w Pabianicach, dokładniej w późnorenesansowym dworze obronnym Kapituły Krakowskiej. Była bardzo brzydka, zawsze wyobrażałam ją sobie z pionowymi ustami i poziomym nosem. Była też pobożna, a kościół był akurat naprzeciwko dworu obronnego. Trzeba tylko wyjść z niego i przejść parę metrów. Ona jednak była zbyt brzydka, by móc pokazać się mieszkańcom Pabianic.
Musiała mieć wykopany tunel z dworu do kościoła, pod dzisiejszą Zamkową. Zostały chyba pewne ślady tego tunelu, choć nic o żadnej historycznej Pabiance nie wiadomo. Mówiono nawet, że ulica się zapadła, gdy Zamkową zaczął jeździć tramwaj. Trudno powiedzieć, kiedy żyła. Mam wrażenie, że dziwnie blisko nam mentalnie do jej epoki. Nie chcemy, by kobiety nieatrakcyjne korzystały z tych samych ulic, by były na tym samym świecie, niech ukryją się w tunelach z domu do kościoła.

Dziwnie blisko tego chwalenia odwagi jest narzekanie na makijaż, bo to... fałszywa reklama. Nie jesteśmy towarem. Nie istniejemy po to, by się podobać, nie rozpatrujmy wszystkiego, co nas dotyczy, pod kątem podobania się. Poza tym, no serio, czy mężczyźni udostępniający obrazki takie jak ten niżej naprawdę nabierają się na makijaż i myślą, że kobiety mają kolorowe powieki itp.?
obrazek seksistowski, makijaż, kultura gwałtu, feminizm,
Seksizmu naszego powszedniego
Nieodpowiednie jest też narzekanie, że kobiety ośmielają się malować. Bo kiedyś tak nie było. Bo mogłyby się czym innym zająć. Bo są młode. Bo to nienaturalne, jakby zakrywanie się ubraniem czy czesanie włosów było. Bo nie mamy już na co narzekać.
Jest też przekonanie, że makijaż ma związek z ilością partnerów lub świadczeniem usług seksualnych. Wiecie co? Nie ma. Mogłabym się rozwodzić nad tym, że substancje chemiczne w kosmetykach kolorowych nie wpływają na mózg i nie powodują takiego zarabiania na życie. Wierzę jednak, że nie muszę tego robić. I tak wszyscy wiedzą.
Jest też podział na interesujące się kosmetykami pustaki i te równe babki, których nie obchodzą takie dziewczyńskie głupoty. To po prostu odbicie lustrzane podziału na dobre i malujące się oraz złe i zaniedbane. W naszym społeczeństwie jest taka incepcja. Z jednej strony mamy być atrakcyjne i jesteśmy karane za niebycie, z drugiej – mamy nie być atrakcyjne, jesteśmy karane za atrakcyjność. Tak jest ze wszystkim, podział na rurkowców i drwali tak działa, nawet moda na trampki Converse miała dwie wersje. Wymaga się jednocześnie płynięcia z prądem i pod prąd.
Being ugly or attractive, atrakcyjność i piękno, makijaż, czy kobieta powinna się malować
źródło
Mamy pretensje do kobiet, że zajmują się rzeczami tradycyjnie przypisywanymi kobietom. Jak to świadczy o naszym pojmowaniu kobiecości? Kobiecość jest zła, idź być kobietą gdzie indziej. Dobre jest tylko to, co męskie. 
Och, jest jeszcze jeden argument przeciwników makijażu. Kobiety malują się, bo chcą się podobać. Po pierwsze, nie wiesz, jakie ma ktoś intencje. Umalowana kobieta może chcieć przekazać makijażem różne rzeczy, wiele mogło być przyczyn umalowania się. Np. w Avanti było zdjęcie pięknej kobiety w takim makijażu, to spróbowałam też taki zrobić. Przestańmy rozpatrywać kobiety jako tylko dodatek do mężczyzny. Po drugie, czy to naprawdę aż tak źle, że kobieta chce przyciągnąć uwagę przedstawicieli płci, która ją interesuje? To jest całkiem normalne, ja też chcę przyciągnąć uwagę mężczyzn/kobiet/. Kto, oprócz ewentualnie osób aseksualnych lub żyjących w celibacie, nie próbuje nigdy zwrócić na siebie uwagi osób, które mu się podobają? 

What about men?

Temat zaczął się od mężczyzn i choć mnie makijaż dotyczy od strony kobiecej, mężczyzn nie można pominąć. 
Uważam, że każda istota ludzka ma prawo robić to, co sprawia jej przyjemność bez szkody dla innych. Dbanie o wygląd jest przyjemnością, bycie zadowolonym ze swojego wyglądu jest przyjemne, bycie atrakcyjnym to przyjemność. Nikomu nie dzieje się krzywda. Wszystko jest dobrze. 
Czy mężczyzna jest jakąś gorszą istotą bez prawa do tej konkretnej przyjemności?
Zrobiłam trochę researchu o męskim makijażu współcześnie. Bardzo spodobał mi się jeden artykuł. Celowo pokazano w nim malujących się mężczyzn, którzy bez makijażu również byliby niezbyt piękni, więc z makijażem nie wyglądali dobrze. Autorki uzasadniły tym, że mężczyźni mogą się malować, ale niech używają tylko korektora czy podkładu. Komentarze pod tekstami coraz lepsze. Straciłam szacunek do jednej z blogerek, bo nagle w komentarzu pokazała, że wierzy w standardy męskości. Albo komentatorzy pytają, czy kobiety, które akceptują męski makijaż, pozwoliłyby mężom i synom się malować. Dlaczego mój mąż – syn w sumie też, przynajmniej od pewnego wieku – miałby mnie pytać o pozwolenie?
Później na ulicach obserwujemy niektóre wynaturzenia i poznać nie można czy to mężczyzna czy kobieta. ~jeden komentarz
Spotykam co jakiś czas osoby bez makijażu, których płci i tak nie jestem pewna. Jeśli je poznaję, to po imieniu i używanych formach czasowników się orientuję. Jeśli ich nie znam, to nie potrzebuję znać ich płci. Jeśli ich znam, to w sumie też niekoniecznie muszę mieć takie informacje. 
Pojawiają się głosy oburzenia na mężczyzn dbających o wygląd. Przecież nigdy tak nie było, ten zły gender, ta zła młodzież, zła moda i kiedyś były stare, dobre czasy. Trzeba być prawdziwym mężczyzną, mieć prawidłową orientację seksualną, przywrócić obowiązkową służbę wojskową, bo świat się zmienia. My jednak wiemy, że w bardzo starych – a więc i bardzo dobrych – czasach mężczyźni robili różne rzeczy. Roland całkiem jawnie płakał, by pokazać czyste intencje i uczciwość, starożytni Egipcjanie i Rzymianie się malowali, panowie z obrazów rokokowych mają dziwne fryzury, a żołnierze I wojny światowej na starych zdjęciach ściskają się tak, jak dziś platonicznie robią to tylko kobiety. Dzieci obojga płci w pierwszej połowie XX wieku ubierano w sukienki. Dziś dziwne jest, gdy ludzie zagłosują w wyborach na polityka homoseksualnego, bo przecież, jak można zaufać komuś takiemu? Nie pytamy jednak, jak Juliusz Cezar mógł sprawować urząd kwestora, edyla, pretora, konsula, imperatora i dyktatora, skoro miał romans z Nikomedesem IV. (Swetoniusz)

Pilnujemy mężczyzn, by czasem nie byli kobiecy. Trudno zaakceptować makijaż u mężczyzny, chłopca bawiącego się lalkami. Pogodziliśmy się już z dziewczynkami wybierającymi resoraki, z krótkowłosymi i noszącymi spodnie. Lesbijki budzą mniej oburzenia niż geje. Łatwiej nam zaakceptować metamęskość (tj. powszechnie uznawaną męskość, a nie prawdziwą męskość) u kobiety niż metakobiecość u mężczyzny.
To wygląda, jakby metamęskość była wartością. Metakobiecość zaś nie – jest kulą u nogi kobiet. Nie można jej akceptować u mężczyzn, u kobiet w ostateczności można. W końcu to tylko kobiety, czego się po nich spodziewać?
Nie wydaje się, by Michael Monroe był transwestytą. A nawet jeśli, to co mi do tego? Nadal mi się podoba.

Malowanie się nie jest obowiązkiem. Jest przyjemnością. Nie jest deklaracją ideologiczną czy... nawet nie wiem, na jaki przymiotnik zasługuje deklaracja bycia transwestytą. Oczywiście, jeśli ktoś robi z tego deklarację, to super, ale niech sam zdecyduje, czy makijaż jest komunikatem, czy tylko ozdobą. Mówmy tylko o tym, co o makijażu myśli osoba nosząca, albo tylko o wrażeniach estetycznych osób oglądających go. Bo oglądający może mieć tylko wrażenia estetyczne, nie ma prawa do dopisywania makijażowi znaczeń.
Make-up is a thing. I nie ma płci. Rzeczy nie mają płci. Dyskusje o makijażu nie powinny tak wyglądać. Powinniśmy chyba mówić o makijażu jak o... makijażu. Wymieniać się uwagami, że Monroe wygląda dobrze lub źle, że Basia jest ładnie umalowana, że Kasia lubi się malować... 
Makijaż nie służy do dzielenia ludzi na prawidłowych Mermeków i nieprawidłowych transwestytów lub nieprawidłowe zaniedbane.
Richard Carlson w Nie przejmuj się drobiazgami zaleca: Pilnuj swoich spraw. Przejmowanie się cudzym życiem sprawi, że będziesz niepotrzebnie zestresowana. To prowadzi wprost do przejmowania się drobiazgami. Jeśli nie będziemy deliberować nad cudzym makijażem, zostanie nam więcej czasu na przejmowanie się własną twarzą. I podziwianie Michaela Monroe. Pozostali blondyni to Aleksander Godunow, Jamie Campbell-Bower, Paul Boche, Rutger Hauer i Larry Norman. Na tej liście mógłby znaleźć się jeszcze Olli Herman, gdybym wówczas wiedziała o jego istnieniu. Chcesz być zajęta/y marudzeniem na substancje nałożone na cudzą twarz czy zajęty/a podziwianiem pięknych mężczyzn, ewentualnie kobiet? Jeśli wybierasz to drugie, to możemy się powymieniać nazwiskami w komentarzach.

Od razu zaznaczam, że nie uważam, by mówienie o tym, co się nam podoba lub nie, było złe. Widzę jednak pewną różnicę między Nie podoba mi się a Jak może ci się podobać transwestyta? oraz między Fajnie wyglądasz w makijażu a Dobrze, że zaczęłaś o siebie dbać, bo z makijażem wyglądasz lepiej. Tak w ogóle, po cyklu niedzielnych postów o gromowładnych zamierzam zająć się tematem płci człowieka od strony biologicznej. Będzie dużo genetyki.
Część pierwsza

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz