Faszyzm w głowie cz.2
W poprzednim poście, części pierwszej, doszłom do momentu, gdy wiem, że coś jest nie tak. Nie reagowałom jednak jeszcze, a sprawy nie wymykały się spod kontroli. Ba, mogło wydawać się, że anxiety mi maleje.
Nie malało. Dopiero miało naprawdę zacząć się dziać.
Faszyzm w głowie cz.1
Nadszedł czas na wyoutowanie się. Otóż, mam w głowie faszyzm. Ale po kolei.
Na początku ten post miał tytuł Anxiety i został zaczęty jakoś jesienią 2017. Wolałom wówczas określać to angielskim słowem, niż wprost mówić o stanach lękowych. Wcześniej, w kilku postach, określiłom to jako tchórzostwo. Szukając informacji w internecie na temat tego, z czym miałam problem, przeglądałom strony anglojęzyczne. Tam było słowo anxiety i opisy sytuacji znacznie bardziej pasujące do mnie niż to, co kojarzyłom ze słowem lęk.
Stosy bez przesady
W Polsce polowania na czarownice były mniej powszechne. Stosy płonęły rzadziej, a Inkwizycja zachowywała się bardziej po ludzku. Istniała pewna tolerancja religijna, ale omijająca np. arian.
Zwolenników Inkwizycji musiało to boleć. Taki kraj był schronieniem dla heretyków i wszelkiego tałatajstwa nie realizującego jedynej słusznej wizji religijności. Źli ludzie nie ponosili odpowiedniej kary.
Mnie to też boli. Stosy były. Nie powinno ich być. Nie potrafię się cieszyć tym, że mogło ich być więcej, a nie było. Nie lubię podejścia A mógł zabić.
Subskrybuj:
Posty (Atom)