Antychemicy

3 sie 2017
Co jakiś czas widuję coś, co nazywam antychemizmem. Nie wymyśliłam tej nazwy, omawiana tu antychemiczka sama się tak nazwała. Ci ludzie nie chcą chemii w jedzeniu. Wolą to, co naturalne. Myślenie jest czarno-białe, natura i chemia stają się przeciwieństwami. Tylko że no właśnie... nawet woda zawiera tlenek wodoru
Antychemicy nie rozumieją zupełnie świata. Życie to chemia. Trzeba się z tym strasznym faktem pogodzić. W każdej naszej komórce (za wyjątkiem erytrocytów) są biopolimery czyli DNA i RNA, kodujące polipeptydy czyli białka, energię czerpiemy z glikolizy, łańcucha oddechowego i cyklu Krebsa. W ostatnim z wymienionych biorą udział takie straszne rzeczy jak ketoglutaran czy bursztynian. Wracając do glikolizy, jest to rozpad glukozy, która jest monosacharydem. Często jednak spożywamy polisacharydy i potem dochodzi do hydrolizy. 
Czy te przykłady chemii w człowieku wystarczą, czy może mam się produkować dalej?
Antychemicy przeciwstawiają chemię, naukę opisującą naturę, samej naturze.
Przedstawiam wam Vademecum Blogera. W temacie blogowania autorka chyba nie napisała nic odkrywczego, a przynajmniej nie miałam okazji tego przeczytać. Niech jednak lepiej pisze o blogowaniu, bo przynajmniej jej to jakoś wychodzi. Raz postanowiła zmotywować czytelników i odwołała się do przykładu Napoleona.
Napisała, że Francja przejęła Korsykę, gdy Napolen Bonaparte był małym chłopcem. Super, tylko że nie.
Napoleon Buonaparte (zmienił nazwisko, by brzmiało bardziej francusko) urodził się w pierwszą rocznicę przejęcia Korsyki. No, dobra, był Napoleonem, wolno mu więcej, ale nawet on nie mógł być małym chłopcem przed własnymi narodzinami. 
Nie wiem, jak można popełnić taki błąd. Obie daty są dość powszechnie znane i łatwe do sprawdzenia, a bloger może sprawdzać tekst ile razy chce. Nie wierzę, by ktokolwiek niebędący historykiem, a dbający o poziom tekstów, pisał o dzieciństwie Napoleona bez zajrzenia do żadnego źródła, nawet wikipedii. 
No i pojawia się wpis share weekowy, do którego zajrzałam, bo share week. Przeczytajcie tutaj: Dlaczego coraz trudniej przebić się w blogosferze? Mój share week.
Z tego wpisu interesuje mnie jeden fragment, cały zeskrinowany.
Choć autorka jest inżynierką chemiczką, to nie jest to jednorazowa sytuacja. Na swoim drugim blogu wielokrotnie pisze o złej chemii, chemii w pożywieniu, unikaniu chemii... Idę po jedzenie bez fizyki. 
Maseczka z płatków owsianych rzeczywiście nie leży w obszarze zainteresowań przemysłu farmaceutycznego. Nie dlatego, że nie da się na niej zarobić, bo się da. Nie leży w obszarze zainteresowań, bo to przemysł farmaceutyczny. Nie kosmetyczny!
Aż zajrzałam do podręczników farmaceutycznych, by dla was znaleźć trochę informacji. Mój ulubiony to ten od farmakognozji. Farmacja to zespół nauk o lekach od egipskiego ph-ar-maki, co znaczyło kto zapewnia bezpieczeństwo. Na farmację składają się:
  • farmakologia;
  • farmakodynamika;
  • farmakoterapia;
  • chemia leków;
  • farmakokinetyka;
  • analityka farmaceutyczna;
  • farmakognozja;
  • farmacja stosowana;
  • toksykologia;
  • bromatologia;
  • botanika farmaceutyczna;
  • farmakoekonomika;
  • mikrobiologia farmaceutyczna;
  • historia farmacji;
  • technologia postaci leku;
  • synteza i technologia substancji leczniczych;
  • opieka farmaceutyczna;
  • biotechnologia farmaceutyczna;
  • biochemia farmaceutyczna;
  • farmakologia leków pochodzenia naturalnego.
No właśnie. Farmakognozja to nauka o substancjach pochodzenia roślinnego. Oprócz tego jest oddzielna farmakologia naturalnych leków. Bo chemia nie jest przeciwieństwem natury.
Ten zły przemysł farmaceutyczny, który tak nas odwodzi o natury, sam się opiera na naturze. A mi jako córce farmaceutki jest po raz kolejny przykro, że ludzie są głupi i obwiniają farmaceutów o wszystko. Bez farmaceutów, przemysłu farmaceutycznego i lekarzy autoreczka nie dożyłaby dnia, w którym zaczęła pisać bzdury. 
Uwielbiam jak jakieś randomy w internecie wyjawiają bolesne prawdy na temat biznesu, którym nawet się nie zajmują zawodowo!
Skoro maseczki z płatków owsianych czy zmielonych migdałów są złe i przemysł kosmetyczny (może o to chodziło) ich nie sprzedaje, bo woli rzeczy chemiczne, to pojawiają się inne pytania:
  • Jakie jest kryterium wyboru składników maseczek, które są dość dobre, dość chemiczne, dla przemysłu, a które nie są dość chemiczne?
  • Dlaczego migdały* nie są same chemiczne skoro zawierają kwasy oleinowy, heksadekenowy, ikozenowy, kwasy omega-6, węglowodany, białka, estry kwasów tłuszczów i glicerolu zwane tłuszczami, monotlenek diwodoru, tiaminę, ryboflawinę, niacynę, fosfor, wapń, sód, a nawet cynk i mangan?
  • Jeśli nie da się zarobić na maseczkach z migdałów to może dlatego, że nikt ich nie kupuje, zatem dlaczego mamy uważać, że są potrzebne?
Zresztą, widziałam w sprzedaży różne kosmetyki mające w składzie miód, owies czy migdały. Dlaczego? Bo nikt, poza antychemikami, nie uznaje chemii za przeciwieństwo natury. I tak, da się zarobić na migdałach, skoro te kosmetyki są w sprzedaży.
Antychemików spotykamy wszędzie, a w internecie najwięcej. Zawsze natura jest przeciwieństwem chemii, ta sama substancja syntezowana ma inne właściwości niż z rośliny, a witamina C może być tylko lewoskrętna.
Jedyny izomer kwasu askorbowego, który jest witaminą C, jest prawoskrętny. Taka ciekawostka na zakończenie. 
* Migdały słodkie, nie gorzkie. Gorzkie mają np. amigdalinę. Nie wiedziałam, o których pisać. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz