Stosy bez przesady

7 cze 2018
W Polsce polowania na czarownice były mniej powszechne. Stosy płonęły rzadziej, a Inkwizycja zachowywała się bardziej po ludzku. Istniała pewna tolerancja religijna, ale omijająca np. arian.  
Zwolenników Inkwizycji musiało to boleć. Taki kraj był schronieniem dla heretyków i wszelkiego tałatajstwa nie realizującego jedynej słusznej wizji religijności. Źli ludzie nie ponosili odpowiedniej kary.
Mnie to też boli. Stosy były. Nie powinno ich być. Nie potrafię się cieszyć tym, że mogło ich być więcej, a nie było. Nie lubię podejścia A mógł zabić.

Byle nie pójść za daleko

Była sobie taka pani Klementyna Hoffmańska. Od niej zaczynamy w Polsce historię kwestii kobiecej. Pierwsza utrzymywała się z pracy pedagogicznej, pisała, że wykształcenie kobiet jest ważne... bo przygotowuje do roli matki i żony. Kobieta ma być kształcona, ale nie tak, jak mężczyzna. 
Ja rozumiem, że była pierwsza, że to i tak było dużo, jak na jej czasy, ja ją doceniam. Mimo to, nie znoszę jej podejścia. Tego ciągłego lęku, by czasem nie przyznać kobietom zbyt wiele człowieczeństwa, byle tylko nie pójść za daleko. Denerwuje mnie to nawet bardziej niż barbarzyński seksizm, bo na seksizm łatwiej się oburzyć.
Inne zupełnie były Entuzjastki. To pierwsza polska grupa feministyczna działająca w latach 1830-1850. Żądały przestrzegania wobec kobiet pełni praw ludzkich, społecznych, politycznych i obyczajowych.
Grupie przewodziła Narcyza Żmichowska, uczennica Klementyny z Tańskich Hoffmanowej. Sama Żmichowska również otworzyła pensję dla dziewcząt i napisała program ich kształcenia. Jego celem było nauczenie samodzielności i myślenia. Kobieca edukacja miała skupiać się na geografii, naukach przyrodniczych, arytmetyce, historii oraz nauce języka. Jej powieści z reguły dotyczyły spraw społecznych, a bohaterowie dążyli do swojego wcześniej wyznaczonego celu, pomimo trudności. Żmichowska zbudowała alternatywny wobec romantyzmu model zachowań kulturowych. Hoffmańska nie. Gdy się czyta Dziennik Franciszki Krasińskiej w ostatnich latach Augusta III pisany widzi się, że Franciszka nie robi rzeczy. To Franciszce się robi rzeczy. Ktoś ją czesze i ubiera, maszyna prostuje jej nogi (!), ktoś posyła ją do jakiejś nibyszkoły... 
Już Żmichowska zarzucała swej nauczycielce archaiczne poglądy, faworyzowanie ładnych dziewcząt, zbytnie uleganie wpływom kultury francuskiej i opisywanie kobiet jedynie z męskiego punktu widzenia.

Dziś są ludzie podobni Hoffmanowej. Nic nie irytuje mnie bardziej. Oni twierdzą, że kobiety praw nie mają, można im je dać, wydzielić odpowiednią dawkę. Są za równouprawnieniem, ale bez przesady.
Kobieta ma prawo do edukacji, ale nie powinna iść na kierunek ścisły. Kobieta może być lekarką, ale pediatryczką, nie neurochirurginią, zresztą na studiach medycznych jest potrzebna tylko po to, by wykładowcy mieli na co popatrzeć. 
Kobiety, tak, są ludźmi, ale niech zachowują się, jak nam pasuje. Niech spełniają nasze oczekiwania co do płci. Przecież nie są wolnymi ludźmi, którzy żyją, spełniając tylko swoje oczekiwania. Jeśli spotka je gwałt, niech tłumaczą się one, nie agresorzy, z korzystania z miejsc publicznych. Przecież nie są normalnymi ludźmi, dla których są ulice. Niech tłumaczą się z ubioru, przecież nie są ludźmi, którzy mogą sami decydować o swoim ciele. Niech tłumaczą się z decyzji o rozmnażaniu się. Niech tłumaczą się z decyzji o nierozmnażaniu się. Przecież nie są normalnymi ludźmi, którzy za takie sprawy odpowiadają chyba tylko przed ewolucją i rodziną dopominającą się alimentów. Niech tłumaczą się z decyzji o seksie. Nie są przecież normalnymi ludźmi, którzy podejmują je sami. Niech tłumaczą się z poziomu hormonów, nie są przecież normalnymi ludźmi, którzy odpowiadają za swoje zachowanie niezależnie od tego, co organizm im robi. Niech tłumaczą się z tego, że powiedziały o swoim problemie, bo przecież mężczyźni też są dyskryminowani*.
Są ludźmi, ale niech nie ma to objawów. Żebyśmy tylko nie widzieli konsekwencji tego faktu. 
Seksistki nazywają to umiarkowanym feminizmem.
To nie jest umiarkowany feminizm. Nie ma czegoś takiego. Gdy weźmie się jakąś definicję feminizmu i spróbuje wstawić słowo umiarkowany, to wychodzi bzdura. Umiarkowany feminizm to pogląd, że płcie są umiarkowanie równe. Umiarkowany feminizm to pogląd, że kobiety są umiarkowanie ludźmi. No coś nie tak brzmi. 
Umiarkowany feminizm to nieumiarkowany seksizm. 

Nie jestem rasistą, ale...

Każdy już wie, co będzie dalej. Pięknie rasistowska wypowiedź.
Dlaczego rasista tak zaczyna swoją wypowiedź? Mam dwie teorie.

To prawda, a nie rasizm

Rasizm kojarzy nam się z nieprawdą. Rasizm nie może być uzasadniony. Jeśli jakaś opinia jest rasizmem, to jest błędna.
Mówiący chce pokazać, że ma rację. To nie rasizm. Czarni to naprawdę złodzieje.
To ta zła poprawność polityczna, pieprzeni lewacy i ciapaci wymyślili pojęcie rasizmu, by zakłamać rzeczywistość. To jest normalność, nie potrzeba -izmu na nazwanie tego, że my jesteśmy najlepsi, a wszyscy inni są gorsi.
Na taki rasizm trudniej zareagować... bo przecież go nie ma. Przecież to nie rasista.

Nie są gorsi

Dana osoba twierdzi, że kolorowi nie są gorsi. Są całkiem normalnymi ludźmi. Tylko różnią się kolorem skóry. Nie są gorsi, ale:
  • niech nie pokazują się w naszym kraju, na naszych ulicach, nie mają prawa z nich korzystać jak wszyscy inni ludzie;
  • niech nie zadają się z naszymi kobietami**, nie mają prawa do tego jak normalni ludzie, którzy tworzą związki z drugą osobą, gdy tylko im obu to pasuje;
  • niech nie grają w filmach, nie tworzą muzyki, nie pokazują się w mediach tak, jak normalni ludzie, niech pokazują się w tylko stereotypowych rolach;
  • niech będą daleko, bo ja tak chcę, a oni nie są jak normalni ludzie, którzy nie muszą robić tego, co mi się podoba;
  • i w ogóle to nie rasizm, ale separatyzm rasowy.
Znowu mamy do czynienia z lękiem przed przyznaniem czyjegoś człowieczeństwa. Byle czasem nie pójść za daleko, byle czasem nie miało to żadnych konsekwencji.
Byle bez przesady z byciem mądrym człowiekiem, który nie ocenia po wyglądzie!
Zresztą, tytuł tego postu wziął się z takiego oto żartu:
Dlaczego nie ma czarnych żydów?
No bo bez przesady.
Jest to żart wyjątkowo durny. Czy śmieszna jest klęska głodu, przez którą Izrael ewakuował czarnych żydów, Falaszów, z Etiopii? Czy śmieszne są ich problemy z integracją w nowej ojczyźnie? Czy śmieszny jest rasizm, z jakim się stykają? Czy śmieszne jest bezrobocie i analfabetyzm? Czy śmieszne jest bycie czarnym? Czy śmieszny jest judaizm? 

Jakiego woła można zabić?

Skoro już zaczęliśmy o żydach, to przejdźmy gładko do tematu religii.
Mnie w tej kwestii w pewnym stopniu inspiruje List o tolerancji Johna Locke. Autor posłużył się przykładem mycia dziecka i zarzynania woła. Jedno i drugie rozpatrywane jako czyn niereligijny jest w sumie obojętne (na przełomie XVII i XVIII wieku nie uznawano zabijania zwierząt za złe, dlatego musimy rozpatrzyć to jako czyn obojętny).
Być może istnieje racjonalny powód, by każde nowonarodzone dziecko jak najszybciej oblać wodą. Jeśli państwo uzna, że ma to wpływ na zdrowie dziecka, może nakazać polewanie każdego noworodka wodą. Nikt jednak nie może nakazać, by oblewano jakiekolwiek dziecko wodą ze względów religijnych, niezależnie jak bardzo jest to ważne dla zbawienia. Nie można też zakazać religijnego oblewania dziecka. Tu jest oczywiście atak na wolność tego dziecka, ale pogódźmy się z tym.
Woły czasami się zabija na mięso. Może się jednak zdarzyć, że ze względu na jakiś pomór bydła, państwo zabroni zabijania wołów. Wtedy nikt nie może zabić woła. Nawet jeśli akurat wymaga tego liturgia. Nie są usprawiedliwieniem przyczyny religijne, także dla wyznania dominującego. 
Zwykle jednak można zabić to zwierzę. Dlatego prawo nie powinno zabraniać takiego samego zabicia zwierzęcia w celach liturgicznych, gdy dana religia nie ma większości. Jednocześnie, nie można nakazać zabijania woła w celach religijnych.
Locke jest niepotrzebnie uprzedzony do ateizmu. Jest to główna wada Listu o tolerancji. Rozszerzmy jego tolerancję. Czasy się zmieniły. 
Tolerancja religijna polegałaby więc na nieograniczaniu ludzi cudzą religią. Nie zakazujemy stawiania świątyń, bo wolno stawiać budynki, nie zakazujemy modlitw, bo wolno mówić i wykonywać odpowiednie gesty. Jednak, można zachować się inaczej.
Niech inni wyznają sobie religie, ale niech nie stawiają świątyń. A jak już takie powstaną, spalić. Niech inni wyznają sobie religie, ale nie chcemy ich widzieć. Niech sobie nie wierzą, ale dzieci niech chrzczą, śluby kościelne biorą. Niech sobie istnieje wolność wyboru religii, ale nie dla dzieci, które ochrzcimy i po osiągnięciu pełnoletniości ograniczymy im możliwość wystąpienia z organizacji religijnej. 
Niech będzie tolerancja religijna. Niech będzie pięknym wspomnieniem Złotego Wieku omawianym na historii.
Bo przecież prawdziwa wolność wyznania to byłaby przesada. Jeszcze byśmy zobaczyli publicznie kogoś niewyznającego religii dominującej. Niech będzie wolność bez przesady.

Odróżnić tolerancję od patologii

Kiedyś ktoś powiedział, że należy odróżnić tolerancję od patologii. To, że istnieją homoseksualiści i mogą sobie żyć, to tolerancja. To, że kobieta całuje kobietę na przystanku autobusowym i jeszcze dziecko na to patrzy  patologia.
Wielokrotnie widywałom takie sytuacje. Jaka ze mnie i mojego otoczenia patologia. 
Polska tolerancja w kwestii orientacji seksualnej i tożsamości płciowej czasami tak wygląda. Mogą istnieć osoby, które się od nas różnią. Jednak przesadą byłoby nie reagować, gdy ktoś zachowuje się inaczej w naszym towarzystwie.
Przesadą byłoby tolerowanie innej gender expression. Przesadą byłoby pogodzić się z tym, że natura tworzy osoby transgender i interseksualne. Przesadą byłoby nie interesować się zawartością czyichś spodni. Przesadą byłoby zwracać się do danej osoby tak, jak ona nam powiedziała, by to robić.
Przesadą byłoby nie interesować się czyimiś przeżyciami łóżkowymi. Przesadą byłoby po prostu zachować się jak cywilizowany człowiek, który rozmawia o seksie tylko z osobami, które chcą słuchać. Przesadą byłoby ogarnąć, że to coś to nie jest dobry sposób określania drugiej osoby, przesadą byłoby nie pytać o to, z jakiej toalety ktoś korzysta...
Kolejny sposób, by ukryć i zakłamać nietolerancję.

Wolność słowa bez przesady

Uznajemy, że wolność słowa jest czymś dobrym i godnym ochrony. Chcemy móc powiedzieć, co myślimy. 
Tym, co chroni konstytucja – twierdził Holmes – jest ,,nie wolność myśli dla tych, którzy się z nami zgadzają, lecz wolność myśli dla tych, których poglądy budzą naszą nienawiść"
~ Poszukiwacze, Daniel J. Boorstin,
Trudno nam zaakceptować wolność także dla nich, z którymi się nie zgadzamy. 
Co jakiś czas jakiś artysta się o tym przekonuje. Tniemy jego wiersze. Media grzmią, z ambony klną... Wolności słowa się wówczas broni, ale tylko po jednej stronie, tej zgadzającej się z danym artystą. Druga strona oszczędza siły. Niedługo będą bronić swojego artysty przed drugą stroną. Nawet teraz choć wiem, że i przeciwna strona też jest uciszana, to nie potrafię sobie przypomnieć podobnej sprawy po tej stronie. 
Wiem, że na pewno są przypadki uciszania mniejszości. Wiem, że duża część tego uciszania to sytuacje w stylu: poganie mają artykuł w znanej gazecie (było coś takiego, nie?), czyli gdy nie powinno się uciszać.
Wiem też, że czasami uciszanie jest słuszne, bo wolność słowa wolnością słowa, ale bez obrażania się za bardzo. I wszystkie sprawy artystów, z którymi się nie zgadzam, są takie, że uciszenie było potrzebne; choć moja strona zwykle jest nieskuteczna w uciszaniu. Mniejszości tak mają. Zapewne było też kiedyś potrzebne uciszenie mojej strony, ale nie znam takiej sytuacji (chętnie przyjmę przykłady, bo to aż niepokojące).
Niektórzy zaś chcą wolności od krytyki i ludzi, którzy myślą inaczej. 
Łatwo jednak bronią wolności słowa dla siebie. Bo tej chcą przecież wszyscy. Wolność dla drugiej grupy byłaby nadmiarem wolności, obrzydliwą samowolą.

Nikt cię tak nie zdenerwuje jak agnostyk

Agnostyk może irytować wszystkich. Jego istnienie z jego niepewnością krzyczy Monoteiści, politeiści, ateiści! Wszyscy jesteście głupi!
Niezdecydowanie w kwestii religii jest mi w sumie obojętne. Nie moja sprawa. Niezdecydowanie, bycie bez przesady, razi. Wydaje się, że niezdecydowanie w kwestii bycia porządnym człowiekiem, prowadzi do niebycia porządnym człowiekiem.
Agnostyk religijny jest jedynym nieprzesadzającym, którego nie skrytykuję.

Refleksja

Sądzę, że nawet gdy płonęły stosy, jacyś ludzie uświadamiali sobie, że to nie powinno się dziać. Nie reagowali. Byli tacy bez przesady. Racjonalizm bez przesady, humanitaryzm bez przesady. W wieku dziewiętnastym i wcześniejszych pewnie każdy rozsądnie myślący człowiek wiedział, że kobieta to człowiek. Jednak wielu z rozsądnych ludzi wiedziało o tym bez przesady. Podczas kolonizacji pewnie wielu uświadamiało sobie, że to tylko bestialski podbój narodów równych naszemu. To była świadomość bez przesady, która nie mogła nic zmienić.
Jest XXI wiek. Niektórzy ludzie nie interesują się polityką i nie działają. To, jak żyją, w jakim kraju jest ważne... ale bez przesady. Przy rozmowach o feminizmie króluje podejście Jestem za równouprawnieniem, ale bez przesady. Kogoś, kto nie jest rasistą, ale jest rasistą, zna chyba każdy. Tolerancja bez przesady też jest popularna. Potem pojawiają się pomysły, by odebrać kobietom ich własne ciała. Co robią nieprzesadzający? Nic. Reakcja byłaby przesadą. Są poglądy niebezpieczne, ale brak przesady nie pozwala przeciw nim działać. Przecież wytknięcie drugiej stronie przesady to świetny sposób uciszania ludzi. Nawet ludzie przesadzający są tym podejściem ograniczani.
Pewnego dnia znów zapłoną stosy, tylko że bez przesady.
* Nie uważam wcale, by dyskryminacja mężczyzn nie była problemem. Niepokoi mnie jednak ten trend do uciszania feministek, gdy tylko mówią nie o mężczyznach.
** Uprzedmiotowienie level hard.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz