- Wiecie, że ta zmiana w Kelsierze zaszła dokładnie rok przed narodzinami Elfyra Szetrena? - powiedział nagle Vijek, przypominając to sobie z czytanej biografii.
- Kto porównał datę narodzin bohatera wojny z Kerdrilią z wydarzeniami po drugiej stronie morza? - zapytała Mijeliana.
- On urodził się w Kelsierze, przecież Aysenvińczyków było wtedy wszędzie pełno - wyjaśnił przybierając mądrą minę.
Evilira zamknęła Księgę Istoty Rzeczy.
- Da się to zrobić - oznajmiła - Wydaje się nawet na tyle proste, by mi się udało.
- Trzeba się jakoś przygotować do podróży czy możemy się od razu wziąć do roboty? - zapytał Jerren.
- Nie - powiedziała Evilira.
- Ale musisz się ubrać jak Tik Lenma - dopowiedział Vijek.
- Jak był ubrany? - zapytał Milian - I czy mamy tę kartkę?
- Kartka została ze mną, mogę mu ją dać. A ubranie… niebiesko-różowa tunika we wzór, taki abstrakcyjny. Żółta koszula i czerwone nogawice. Zaś pas był z zielonej skóry, ciemnej.
Jerren skrzywił się.
- Tamta tunika i koszula od kilku tygodni czekały, aż zechce mi się je wyprać. Nie mam ochoty się do nich zbliżać.
Evilira i Milian zaśmiali się. Mijeliana i Vijek popatrzyli po sobie. Potem Jerren jednak wyciągnął odpowiednie ubranie.
- Wyjdźcie - zarządził - Przy was się nie przebiorę.
Wyszli na korytarz. Vijek obserwował wzory na suficie. Mijeliana przytupywała. A Evilira marszczyła oczy, tak jak uczeń, gdy próbuje sobie przypomnieć datę pokoju, po którym Elfyr Szetren został uznany za bohatera narodowego. Nie powtarzała się w niej żadna liczba.
- Jesteś pewna, że to się uda? - zapytał Milian, który obserwował Evilirę.
- Tak. Zaklęcie opiera się na magii tej zwykłej, która jest w każdym żywiole i emocji, więc ja ją mam. Słowa wiążą przejście do miejsca i czasu, biorąc odniesienie z umysłu odbiorcy. Powstaje portal, przez który można wysłać osobę lub przedmiot i jest stabilny, jeśli wywołujący podróż jest skupiony. Chociaż podróż niezależnie od przebytej odległości i czasu, oraz czasu spędzonego po drugiej stronie, trwa dla nas około 8 minut, jeśli dobrze przeliczyłam dawne jednostki czasu.
- Ta dam! - Jerren wyszedł z pokoju - Eviliro, oczarujesz mnie?
Teraz już wyglądał jak Tik Lenma.
Evilira wypowiedziała ciąg słów. Chyba również po ulijsku. W powietrzu pojawił się fioletowy, ciemny owal. Zdaniem Vijeka kolor smutku był na tyle nieładny, że gniew i nienawiść były piękniejsze. Kilka razy w życiu widział magię nienawiści. Pomocna przy usuwaniu różnych niefajnych rzeczy, jak pleśń na ścianie, gniazda szerszeni i takie tam.
- Mam w to wejść? - zapytał Jerren, któremu chyba nagle odechciało się podróży w czasie. Evilira na jego nieszczęście potwierdziła i mężczyzna wszedł w ten fiolet.
Osiem minut. Jak można tak długo być skupionym?
***
- Nie musiałeś wyczarowywać aż tak bolesnych błyskawic - oznajmił Jerren wychodząc z fioletu.
- Nie wiedziałem, z kim mam do czynienia - mruknął Vijek. Nie żeby lubił Jerrena lub zrobiło mu się go żal. Po prostu musiał coś powiedzieć.
- Bierzemy się do roboty - oznajmił Milian - Kto chce zwiedzić starożytność?
Chętny był tylko Vijek. Milian stwierdził, że nie wyśle go samego, więc mieli cofnąć się w czasie razem.
Evilira wyczarowała kolejny fioletowy portal. Wejście w niego było przyjemne, gdyż fiolet był ciepły i miękki. Jak kocyk.
Sala Obrad była dokładnie taka, jak opisywano w biografii Elfyra Szetrena. Okrągła, zbudowana w stylu pierwszego wieku ery Drugiego Słońca. Pod ścianami pilastry w formie kariatyd stwarzały wrażenie, że nie są sami, a na suficie nagromadziły się kasetony ze znakami szlacheckich rodów Kelsier. A pod sufitem i przy schodach zrobiono listwy z anthemionem; ornamentem palmet z kwiatami lotosu.
Sala przypominała amfiteatr, gdyż ławki bliżej środka były niżej. A w tym środku była mównica, na której dawniej każdy mógł zaproponować ustawę lub inną rzecz ważną dla kraju. Znaczy, nie dawniej, teraz.
Była noc i patrzyły na nich tylko puste oczy kariatyd.
- Ty jesteś tutaj specjalistą od znajdywania idei - oznajmił Milian.
- Będzie pod mównicą - stwierdził Vijek rozejrzawszy się po sali.
Zbiegli na dół i odsunęli mównicę. Była stanowczo za ciężka. Jednak pod nią nic nie było. Vijek nie wiedział, co zrobić.
- Aep vydhe - oznajmił Milian podłodze. Mały, różowy przedmiot zaczął się przed nim formować.
- Co zrobiłeś?
- To zaklęcie sprawia, że pojawiają się rzeczy ukryte. Pomyślałem, że skoro nigdy wcześniej nie widziałem idei, to pewnie nie wszystkie są widoczne tak jak żywioły w twojej bibliotece.
Wzięli różową, bezkształtną grudkę i wrócili do portalu. Chyba trwało to krócej niż osiem minut.
- Ja chcę do budynku Zgromadzenia w Levle - powiedziała Mijeliana wyrywając Vijekowi ideę ludowładztwa.
Fioletowy portal rozmył się jak poprzedni. Zostało tylko trochę fioletowej mgły.
- Nie potrzebujesz, by cię ktoś zastąpił przy tym? -zapytał Milian Eviliry - Wyglądasz na zmęczoną.
- Bo to jest męczące. Jeden jeszcze dam radę, ale może zacznij czytać, jak to zrobić.
Milian posłusznie otworzył Księgę Istoty Rzeczy, a w korytarzu pojawił się nowy portal. Mijeliana wskoczyła do środka, a Vijek poszedł za nią.
Ta sala była zbudowana w pochodzącym z Levle stylu początków nienazwanej jeszcze ery, w której żył Vijek. Był on prosty, więc ze ścian nic na nich nie patrzyło.
- Jest dzień, ktoś może wejść - stwierdziła Mijeliana rozejrzawszy się - Pospieszmy się. Gdzie powinna być idea?
- Zapewne pod środkiem tego długiego stołu, gdzie się zbiera Rada - mruknął Vijek idąc w tamtą stronę - Aep vydhe, aep vydhe.
Powinien zapytać Miliana o zasady działania tego czaru. Swoją drogą, brzmiało jak levlański.
Idea zamajaczyła pod stołem. Ciekawe, czy one wszystkie świecą… no, idea ciemności pewnie nie świeci. Ale idea światła to pewnie małe słońce. Albo jest na słońcu.
Mijeliana podłożyła tam ideę ludowładztwa.
- Szkoda, że nikt nie wie, jak zniszczyć ideę albo je rozmnożyć - zaczął się zastanawiać Vijek - Może jakby Milian zrozumiał, o co chodzi w tych sprawach, a potem stworzył ideę ludowładztwa, taką podróbkę, to moglibyśmy zachować ustrój w Kelsierze.
- Tylko że nie umiemy - stwierdziła Mijeliana - Rady parzą w palce.
Rzuciła mu ideę. Rzeczywiście parzyła. Odrzucił. Przerzucali się tym czymś idąc z powrotem do portalu. Na korytarzu Mijeliana rzuciła ideą prosto w Jerrena.
Niestety, ten nie złapał i idea upadła na ziemię. Ponieważ wydała przy tym dźwięk podobny do szkła Jerren i Milian rzucili się, by ją uratować.
Milian podniósł niezłapaną ideę.
- Dobrze, że to Evilira będzie to odnosić do Kelsier - stwierdził i oddał jej przedmiot.
- Też się cieszę.
Kobieta odwróciła się i razem z Jerrenem weszła w wyczarowany przez Miliana portal.
- Myślicie, że jak wytworzę sobie magią jakąś tkankę w palcach, to oparzenie zniknie? - zapytał ten ostatni tracąc zainteresowanie portalem.
- Wyczaruj sobie maść, będzie prościej - powiedział Vijek - I portal zniknął.
Milian westchnął.
Portal pojawił się z powrotem. Znów różowy, tak jak poprzedni.
Wyszła z niego Evilira. Jerren za nią. Oboje mocno zdenerwowani.
- Nie wiem, co żeś spieprzył, ale portal zniknął na cały dzień. Wytłumacz się.
- Przez chwilę tylko pomyślałem o moim oparzeniu - Milian czerwienił się jak dziecko skarcone przez szanowanego nauczyciela.
- Oparzenie - wywróciła oczami Evilira.
Mijeliana popatrzyła na twarze obojga i uśmiechnęła się pod nosem. Vijek nie wiedział, co ją cieszy.
- Skąd będziemy wiedzieć, że to zadziałało? - zapytał Jerren.
- Rada się sama zmieni w odpowiednią formę rządów - wyjaśnił Vijek - W Kelsierze oficjalnie było tak, że nagle przegłosowano taką totalnie bezsensowną zmianę ustroju. Nikt nie wie, kiedy było to głosowanie i jaki był jego wynik.
Wcześniej wszystkie głosowania opisywano w protokole. Ile głosów za, a ile przeciw, kto poddał sprawę pod głosowanie, kto liczył głosy, data rozpoczęcia głosowania, data zakończenia, data ogłoszenia wyników, nawet w miarę możliwości publiczne wypowiedzi na omawiany temat, przynajmniej te przed głosowaniem. W sprawach lokalnych głosowania nie bywały tajne, zatem spisywano też, kto jak zagłosował.
Tylko jednego, ostatniego głosowania kelsierscy biurokraci nie opisali, mimo swej dokładności, za którą wiele razy dziękowali im historycy.
Pozostaje chyba czekać, aż przez przełęcz dojdzie do Lidrenu informacja, że ustrój w Levle się zmienił.
Evilira męczyła Ilvitza i Ennego o jakieś informacje na temat Levle. Elf w końcu powiedział jej coś o dużych zmianach, ale nie potrafił podać szczegółów. Z tego powodu Vijek i Mijeliana uznali, że po prostu próbował ją spławić. Ilvitza Milian w końcu zmusił, by dla świętego spokoju wszystkich wprowadził się w trans i sprawdził, co się dzieje. Ten w końcu usiadł na ziemi ze skrzyżowanymi nogami i zaczął się kiwać w przód i w tył. Nucił coś w obcym języku, Vijekowi wydawało się, że często powtarza ten sam ciąg słów, przedzielony innymi.
- Musimy odnieść Księgę Istoty Rzeczy - powiedział tracąc zainteresowanie szamanem - A mnie w końcu znajdą, przypominam, że zabiłem ambasadora sojuszniczego państwa.
- No to weźmiemy księgę i ją odniesiemy - oznajmiła Mijeliana - A ty wymyśl wymówkę, gdyby cię pytali, po co uciekałeś po uwolnieniu mocy.
Wzięła książkę pod pachę i ruszyła do drzwi, a Vijek za nią. Jednak zaraz zatrzymali się i odwrócili. Ilvitz krzyczał.
- Śmierć. Wiele śmierci. Widzę mnóstwo martwych ludzi i masowy grób. To wszystko ludzie, czarodzieje.
Enne już uspokajał Ilvitza, by ten mógł wrócić do swoich wizji lub do rzeczywistości. Podobno nie było dobre dla umysłu dzielenie uwagi między wizję, a zwykły świat.
Chyba zabili wszystkich czarodziejów z Rady. Jeden przynajmniej wiedział, kto go zmienił w posąg.
***
Wokół biblioteki były barierki postawione przez Miejską Gwardię. Otoczyli miejsce zbrodni. Jak Vijek i Mijeliana tam wejdą?
- Oddaj mi księgę - nakazała Mijeliana. Vijek wykonał polecenie.
Mijeliana wraz z Księgą Istoty Rzeczy zniknęła w złotych oparach. Nie wiedział, czy stała się niewidzialna, czy w jakiś sposób przeniosła się do sali 15.
Nikt nie potrafił opisać, w jaki sposób działa magia nadziei. Po prostu działała, gdy była potrzebna, nie przejmując się zwykłymi ograniczeniami innych rodzajów magii, wchodząc na tereny działania innych uczuć. Była najpotężniejsza, bo nic jej nie ograniczało i najsłabsza, bo nie można jej było normalnie używać.
Vijek odwrócił się i poszedł do Gwardzistów, którzy otaczali jego bibliotekę.
- Kim pan jest? - zapytał jeden z nich, widząc jego kolorowe ubranie i pewność siebie. Udawaną.
Był młody i wyglądał jak wzorowy przykład porządnego obywatela. Takie przeciwieństwo Kwiatów.
- Jestem Vijek Veld, ten bibliotekarz, który zamienił jednego człowieka w kamień.
Spodziewałby się skucia, kajdanek i innych takich. Chyba pomogło mu to, że sam przyszedł i że zapewne już wiedzieli, że było to uwolnienie magii. Zaprowadzono go na niedaleki komisariat i przesłuchano. Skłamał tylko mówiąc, że nic wcześniej nie słyszał o księdze.
- Dlaczego pan opuścił miejsce zdarzenia? - zapytał w końcu Gwardzista.
- Mój brat wszedł do biblioteki chwilę potem. Jest jednym z Kwiatów, oni dzisiaj przychodzili po książki o chyba filozofii. Albo historii? W każdym razie, przestraszył się i mnie stamtąd zabrał.
- Brat jak się nazywa?
- Milian Veld.
Gwardzista wziął kartkę, wyciągnął pióro i zapisał słowo ,,przesłuchać”. Potem spojrzał na Vijeka i poprosił o przeliterowanie imienia Miliana. Vijek zrobił to, a Gwardziście jakoś udało się je zapisać. Do Gwardii Miejskiej trafiali ludzie, którzy byli za głupi, żeby robić karierę gdzie indziej i zbyt ambitni, by być po prostu robotnikami lub pracować na roli.
- Wie pan, gdzie znajduje się owa - mężczyzna zajrzał do zeznań Vijeka - Księga Istoty bądź Istnienia Rzeczy?
- Sądzę, że w sali 15, przy innych magicznych księgach na literę K - wyjaśnił - Nigdy wcześniej nie interesowałem się tymi księgami aż tak.
- Sprawdzimy to.
Zostawił go samego, ale tylko na chwilę. Już wkrótce wszedł ktoś inny. Ubiór pokazywał, że to czarodziej, na szczęście aysenviński. Nosili oni ciemnobrązowe, prawie czarne tuniki, czarne koszule i brązowe nogawice. A przy pasie miał sakwę haftowaną we wzór z ośmioramiennych oraz czteroramiennych gwiazd i kół, symboli magii.
Czarodziej miał niskie czoło i krótkie brązowe włosy, strzyżone tak jak w wojsku. W połączeniu z tym, że nie wydawał się przyjaźnie nastawiony, Vijek poczuł niepokój, czy wyjdzie stąd cały.
- Stwierdzone na podstawie zeznań świadków i pozostawionych śladów niekontrolowane użycie magii uniewinnia cię, zaś ucieczka z miejsca zdarzenia prawdopodobnie nie będzie uznana za przestępstwo ze względu na okoliczności łagodzące. Konieczne będzie jednak odesłanie pana na kurs posługiwania się magią.
Pokazał mu przyniesioną kartkę. Skierowanie na kurs do magów.
Po uwolnieniu magii konieczne było nauczenie się używania jej. Normalnie ludzie albo radzili sobie sami, metodą prób i błędów, albo prosili znajomych z taką magią o pomoc. Na kurs się szło jeśli człowiek nie miał co zrobić z pieniędzmi lub nie miał takich znajomych, a dana magia była niebezpieczna.
Skierowanie zwykle było karą za nieumiejętne użycie magii.
- Proszę tu podpisać.
Podpisał. Wypuścili go z poleceniem nie opuszczania miasta. Jakby miał dokąd i po co pojechać.
Pobiegł do Szklarni. Był już wieczór, a on nie wiedział, czy Kwiaty go w ogóle wpuszczą. Na szczęście nawet nie zamykały drzwi. Znalazł pokój Miliana. Oprócz brata były tam też Mijeliana i Evilira oraz Jerren.
- Odłożyłaś księgę na miejsce? - zapytał Mijelianę po powitaniach.
- Tak. Nie wyglądało nawet, jakby ktokolwiek zaglądał do sali 15. Mogłam stamtąd wyjść bez większych problemów.
- Za to z mniejszymi?
- Nie umiałam już przenieść się z biblioteki na zewnątrz, więc musiałam sobie poradzić bez magii. Ale poradziłam sobie.
- Za to Enne zaczął mówić, jeśli cię to interesuje - wtrąciła Evilira.
- Co mu się stało? - zapytał.
- W końcu sprawdził, co się dzieje w Levle. Znikąd pojawiły się wszędzie takie miejsca, gdzie się głosuje, a magowie z Rady dostali zawałów. Zostali tylko mniej ważni urzędnicy, zwykle ze zdolnościami magicznymi, ale bez wykształcenia magicznego.
Szary Lud jak zwykle miał rację. Levlańczycy zbytnio się nie przejęli zniknięciem ciemiężycieli, jednak w Aysenvin zapanowała na kilka dni po dotarciu tych wieści żałoba narodowa z powodu dużej ilości aysenvińskich magów w Levle. Na pewien czas zapanował chaos, jednak dawni urzędnicy szybko zorganizowali głosowanie w sprawie nowych zasad istnienia państwa, a potem wybory nowej głowy państwa i organu zajmującego się prawem, potem nazwano to ustawodawstwem.
Sprawę uznano za interwencję bogów, w zależności od poglądów politycznych dobrych lub złych. W późniejszych czasach Ery Umarłych Bogów szerzył się ateizm, zatem zaczęto taką wersję wydarzeń podważać. Ówczesny bibliotekarz z Centralnej Biblioteki Narodowej, następca Vijeka, znalazł w starych dokumentach informację o pewnym ambasadorze zamienionym w kamień i o księdze, której poszukiwał. Zszedł do sali 15, przeczytał Księgę Istoty Rzeczy i na Kongresie Historycznym, gdzie omawiano tą i inne zagadkowe sprawy z Ery Kwiatów, przedstawił koncept podmiany idei. Wkrótce trafił on do podręczników historii.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz