Rozdział IV

3 gru 2015
 fantasy, filozofia, magia, magiczna, fantastyka, idea, Platon
Mam zaszczyt przedstawić rozdział czwarty.

W kamienicach podzielonych na mieszkania nie było kaplic, tylko prywatne ołtarze w poszczególnych lokalach. Vijek miał u siebie na ścianie krąg z tombaku (na złoto nie było go stać) symbolizujący Iliena, a pod krążkiem półkę z symbolami reszty bóstw i kadzidłami. Tu było oddzielne pomieszczenie.
Naprzeciw drzwi, na ścianie, wisiało złote koło, większe niż to u Vijeka i z cienkimi jak pajęcza nić promieniami. Ognioskrzydły Ilien, twórca prawa i dobry pan wszystkiego, co żywe. Pod kręgiem dopalało się kadzidło o balsamicznym zapachu. Zapalił nowe i zmówił modlitwę. Po prawej stronie Iliena jego małżonka Selna, bogini księżyca i lasu, z łukiem i kołczanem na plecach oraz mieczem w ręce. Bogini wojny. Istniało niebezpieczeństwo, że wybuchnie wojna. Do niej też zmówił modlitwę. Selna była przeciwieństwem Iliena - bóg prawa i pokoju oraz bogini wojny, bóg słońca i bogini księżyca, bóg rolnictwa i pól z boginią lasów i łowów. Dawno temu Selna rządziła światem i ludzie czcili głównie ją. Wtedy wiedli koczowniczy żywot, polowali i nie znali ani rolnictwa, ani prawa.
Srebrne półkole znajdowało się nad zgaszonym kadzidłem i dużą ilością wotów. Widać, że Kwiaty wolą kult Selny. Kartki z napisami, za co dziękują, gałązki, liście, nawet księżycowe kamienie.
Wreszcie gromowładca. Bóg magii gniewu, niszczyciel, kowal, który osobiście wykuwa każdy piorun. Bóg rzemiosła i handlu. Ma wiele imion, ale Vijek zawsze nazywał lewą rękę Iliena Oghenem. Tak mówili znający magię gniewu. W domu uczono ich, że to Teldyn, skupiając się na aspekcie kowala wykuwającego pioruny, w szkole kapłani nauczali, że to Nijket, myśląc o rzemiośle i handlu. Nie mówili o jego aspekcie destrukcyjnym, gniewnym, rzadko nawet poruszano temat burz i ich siły, jakby to nie Oghen je zsyłał.
Stalowa, zygzakowata linia i kolejna modlitwa. Dalej Hyquats. Bóg morza, deszczu, życia i urodzaju. A także śmierci, rozkładu i władca umarłych, pan kłamstwa. Symbolizowany przez niebieski kamień, tutaj był to akwamaryn. Hyquats nie był ani dobry, ani zły. Był ponad to. Był sprawiedliwy.
Architekt uwzględnił ilość najważniejszych bóstw, pomieszczenie miało kształt sześciokąta. Była tu jeszcze Elirre, bogini kwiatów, płodności i miłości jako rubin oraz Kistra, bogini wiatru, zimna i nieba, kryształ górski, a na ołtarzu Vijeka po prostu szkło. Pod rubinem Elirre leżała kartka od Miliana.
Niektórych rzeczy się nie robi. Nie czyta się listów do bogów. Ale nie był on odwrócony tekstem do dołu i Vijek nic nie mógł poradzić, że widzi słowa, a jak słowa się widziało, to się je czytało.
O, Elirre! Dziękuję Ci, pani, za dzisiejszy dzień i za moje zdrowie. Dziękuję Ci za moje rodzeństwo. Za Mijelianę, dzięki której żyję i która namówiła Vijeka, by dziś tu przyszedł. Za Vijeka, który nie zachował takich informacji dla siebie. Za daną nam możliwość działania w sprawie wolności ludu Levle i Księgi Istoty Rzeczy. Dziękuję Ci za istnienie miłości na świecie, za moją magię, za Evilirę…
Dalej nie przeczytał. Do Elirre, tak jak do każdego bóstwa, pisze się w pewien określony sposób. Dziękuję za rodzinę i wymieniam jej członków. Dziękuję za przyjaźń i wymieniam przyjaciół. Dziękuję za miłość i wymieniam imię swojej ukochanej.
Odmówił szybko modlitwę i wrócił do sypialni Miliana. Eviliry tam nie było. Jego brat właśnie chował Księgę Istoty Rzeczy w jednym z pudeł.
- Do Mijeliany poszła Evilira - oznajmił.
- Mm… - skinął głową - Świetnie.

***

Biografia Elfyra Szetrena nagle zrobiła się nudna. W dodatku autor cały czas podkreślał przywiązanie bohatera do ojczyzny, której nigdy by nie zdradził i w ogóle. Czy to element propagandy królestwa Aysenvin?
Około dziesiątej zjawił się pierwszy Kwiat. Spojrzenia wszystkich skierowały się na żółto-różowe… włosy. O modzie na farbowanie Vijek jeszcze nie słyszał.
Wypożyczył trzy książki, a potem przewinęło się jeszcze pięć Kwiatów. O piętnastej zjawił się człowiek, który na pewno nie był Kwiatem. Ta dziwna mina - ni to usłużność, ni ,,bój się mnie”. Vijek też tak czasami robił. Urzędnicy państwowi już tak mają. Zadowolenie z siebie, duma - na pewno czarodziej. I to ubranie o dziwnym kroju… Tak się noszą levlańscy możni.
- Dzień dobry, chcę skorzystać z księgozbioru w sali 15 - wypowiedział czarodziej na jednym oddechu i z levlańskim akcentem, kładąc przed nim zezwolenie. Pomimo obejrzenia go z pięciu stron było autentyczne. Co za pech.
Podał Levlańczykowi klucz.
- Wie pan, gdzie to jest, czy zaprowadzić pana?
Czarodziej zmierzył go spojrzeniem.
- Nie potrzebuję pomocy.
Czarodziej odszedł, a Vijeka dopiero teraz dopadły nerwy. Co on ma z tym zrobić? Powiedzieć Kwiatom? Uciec! Nie, to nie pomoże i ściągnie podejrzenia, jeśli ten Levlańczyk jest tu dla innej księgi. Przecież Enne mówił, że są na przełęczy.
Czarodziej szukał księgi krótko. Wrócił z wyrazem twarzy urzędnika planującego utrudnienie życia obywatelowi. Nie jest dobrze.
- Gdzie Księga Istoty Rzeczy?
- Jest taka księga? - zapytał Vijek, przypominając sobie, że wczoraj o niej nie wiedział.
- Nie kłam. Gdzie ukryto księgę? Jestem przedstawicielem Levle na dworze Aysenvin, bibliotekarzu, masz obowiązek mi udzielić informacji.
- Sądzę, że pod literą ,,K” - brnął dalej.
Otoczyły go błyskawice i czarne, kolczaste pnącza, a świat zniknął. Jedne parzyły, drugie bijały się w ciało. Powinien móc użyć swojej magii chociaż przeciwko gniewowi, ale nie mógł.
Gdzie jest Księga Istoty Rzeczy?
Pytanie dotarło jakby z oddali, a potem długo niosło się echem po jego umyśle. Tak bardzo nie chciał odpowiedzieć. Tak bardzo nie odpowiadał.
Powtórzyło się. Do błyskawic i cierni dołączyło coś dziwnego, co wchodziło pod skórę i wrzało w żyłach.
A potem w jego uporze pojawiło się coś nowego. Kamiennego i niewzruszonego, chcącego się wydostać. Przypominało w swej istocie magię gniewu. I podobnie jak ona bardzo chciało działać.
Wiedział, że nie powinien. Ale nie umiał tego zatrzymać.
Błyskawice, pnącza i to trzecie zniknęły. Wrócił mu wzrok. A wokoło było mnóstwo światła, więcej niż być powinno. Zaś przed nim…
Zgiął się w pół i zwymiotował. Połączenie normalnej reakcji organizmu na odblokowanie nowej magii z obrzydzeniem tym, co zrobił i co widział.
Przed nim stał kamienny posąg Levlańczyka, ze strachem i bólem na twarzy, ale nadal dumnie wyprostowany jak na czarodzieja przystało. Zabił go. A te plamy krwi.. a, to jego własna. Przecież Levlańczyk go podziurawił tymi cierniami. Czemu nie boli?
Jak o tym pomyślał, zaczęło boleć. Klub książki miał właśnie swoje spotkanie i jego członkowie robili więcej zamieszania niż było potrzebne. Zastanowił się chwilę.
- Ty, biegniesz do kolegium czarodziejskiego, potrzebny mi czarodziej, który stwierdzi niekontrolowane użycie magii podczas uwolnienia, ty tam, apteczka jest w szafce za tobą, daj mi ją i poleć po lekarza od stwierdzenia zgonu i zajęcia się mną, niech ktoś znajdzie sprzątaczkę, bo wszystko jest we krwi.
Podwinął rękawy. Zasychająca już krew w kilku miejscach się oderwała. To chyba nie było mądre. Ale przynajmniej widział, jakie rany ma na rękach. Zakażenie mu jak na razie nie grozi, a żadna rana nie jest głęboka, więc nie będzie blizn. W zasadzie, żadna z tych ran sama nie byłaby groźna.
Trzeba powiedzieć Kwiatom. W jakiś sposób się z nimi skontaktuje. Czy przyjdzie kolejny Levlańczyk?
Chwila, co się właśnie stało? Przyszedł ambasador Levle. On jest jeden jedyny. Tamci Levlańczycy są dopiero na przełęczy. Zatem w Lidrenie nie ma już nikogo z Rady Czarodziejów, ale oni kiedyś przybędą. Ma jeszcze trochę czasu.
Do biblioteki weszli Milian, Evilira i inne Kwiaty, a także Mijeliana.
- Zobaczyłem, że dzieje się coś dziwnego - zaczął Milian i popatrzył na kamiennego Levlańczyka - więc wziąłem wszystkich, by ci pomóc. Nie spodziewałem się, że odblokujesz upór. Dlaczego ty masz takie niemiłe moce?
Vijek wzruszył ramionami. Zaś Evilira podbiegła do niego i zaczęła oglądać jego rany. W końcu przyłożyła dłoń do jednej z nich, a ta zniknęła. Nieco łaskotało w tym miejscu.
- Nie sądziłem, że magia smutku może leczyć - powiedział, gdy zajęła się następną.
- Jesteś typowym czcicielem Tyldena, magiem gniewu, a od dziś także uporu. Wielu rzeczy nie rozumiesz. Smutek może cię złamać, a może cię także z powrotem skleić. Dlatego da się nim zadawać rany - na jego ręce pojawiła się głęboka i bolesna rana - albo je leczyć. - Rana zniknęła pod dłonią Eviliry. - Dla ciebie wszystko jest czarne lub białe. Rozumiesz Tyldena ale nie Hyquatsa, bo oni się nawzajem nie mogą zrozumieć. Niby twoje moce to takie złe uczucia, a da się je dobrze wykorzystać. Niby miłość jest taka dobra, a Milian może stworzyć także broń. Nienawiść niszczy, jednak zniszczenie czegoś złego byłoby dobrem. Wszystko ma w sobie zaczątek dobra i zła.
Nie rozumiał tego. Nie chciał tego zrozumieć, chociaż wiedział, że coś w tym jest.
Ale wiedział też, że jest coś w tym, co sam wiedział o Oghenie jako mag gniewu. Co słyszał od jego kapłanów i innych magów. Istnieją rzeczy, które należy niszczyć, by inne mogły żyć. By cokolwiek mogło żyć. Nie wszystko ma w sobie zalążek dobra.
- Musimy coś zrobić - stwierdził Milian marszcząc czoło. Myślał tak zawzięcie, że Vijeka mózg rozbolał od samego patrzenia na to - Otwórzmy Księgę Istoty Rzeczy. Z pewnością będzie tam magia, której będziemy mogli użyć dla Levlańczyków, nie przeciw nim. Może nawet obalimy rządy Rady Czarodziejów. W jednej z książek o starożytnej filozofii są rozważania o formach rządów. W niektórych starożytnych krajach to ogół ludności podejmował wszystkie decyzje. Tę ideę chcieliśmy wprowadzić w życie, nie wiedząc, że nie jest ona nowością na świecie.
Vijek nigdy o takich rządach nie słyszał, nawet nie mógł sobie takiego kraju wyobrazić. Może łatwiej będzie wymyśleć, jak otworzyć tę feralną księgę.
- Gdzie może być idea żywiołu?
Mijeliana znała odpowiedź.
- Wszędzie. To niewielki przedmiot, w którym koncentruje się siła żywiołu. Najprawdopodobniej ogień w miejscu ognistym i ciepłym itd..
- Wiem, gdzie są idee - oznajmił Vijek. Sam się zdziwił, że to wie.
Odsunął od siebie Evilirę i ruszył do sali 15, pozostali za nim. Na miejscu znalazł najbardziej na południe wysunięty punkt miasta. Tutaj ściany nie zasłaniały regały, ale stał pod nią fotel. Odsunął go i zdjął ze ściany obraz. Pod nim była mała wnęka, a w niej coś błyszczało. Widział to coś podczas remontu.
Przedmiot był czerwonopomarańczowoświecący, miał kształt małego stożka i parzył go w dłonie.
- Oto idea ognia - oznajmił dramatycznie - Powietrze jest chyba na szczycie sklepienia, woda na północy, gdzie rzeka Ewetter wpływa do Lidrenu. Ziemia powinna być tam, gdzie kiedyś wydobywano sól.
I tak było. Każda idea miała kształt symbolu danego żywiołu, ale obróconego wokół własnej osi. Bryły obrotowe.
- Chodźmy do Szklarni, po Księgę Istoty Rzeczy. Zostawiliśmy ją staremu Jerrenowi - odezwała się Evilira.

***

Jerren był najstarszym z Kwiatów i jedynym wyjątkiem od zasady: nie ufaj nikomu, kto przekroczył trzydziestkę. W dodatku miał długie siwe i kręcone włosy, zielone oczy i łagodne rysy Kerdrilczyków, wysoki wzrost, typowe dla Kwiatów jaskrawe ubranie… i wyglądał całkiem jak Tik Lenma.
- To ty?!
Jerren miał przez chwilę nieco głupią minę.
- Sądzę, że ja to ja - stwierdził w końcu.
Evilira popatrzyła na Vijeka i Jerrena.
- Nie wiem, z kim go skojarzyłeś, ale chyba myślisz o tamtym gorzej niż o Kwiatach w ogóle.
Vijek westchnął.
- To on przyszedł do biblioteki z podrobionym zezwoleniem.
Jerren się zdziwił.
- Ja? Ja jestem porządny człowiek, ja nie podrabiam dokumentów. A Księgi Istoty Rzeczy pilnowałem, jak prosiliście.
Przeszedł kilka kroków przez kolorową - ściany, podłoga i sufit były pomalowane w kwiaty - i wyjął z podłogi deskę. Pod nią był schowek, w którym obok nielegalnych używek leżała feralna księga. Starzec wyjął ją i oddał Milianowi.
- No to otwieramy - mężczyzna obejrzał dokładnie zamki i wziął od Mijeliany idee - Niech ktoś skoczy po nóż.
Jerren wyszedł z pokoju. Zaś przy otwieraniu każdego z żywiołowych zamków rozlegał się dziwny - zdaniem Vijeka nieprzyjemny - dźwięk. Ogień zaskwierczał i zasyczał, powietrze jakby się odetkało, wtedy też zmieniło się ciśnienie w pomieszczeniu, woda… tak podczas deszczu brzmi kareta która ochlapała cię od stóp do głów. A ziemia brzmiała jak chrzęst żwiru, tylko głośniej.
Jerren wrócił z nożem i podał go Milianowi. Ten popatrzył na niego i stwierdził w końcu:
- Ale Mijeliana się jeszcze nie cięła, szkoda, żeby ją to ominęło.
Mijeliana bez słowa skargi wzięła księgę, nakłuła palec i przyłożyła go do zamka. Otworzył się i zrobił lekko złoty, jak magia nadziei. Gdyby skrzyknęli resztę rodziny do otwierania i zamykania zamka mógłby się nagle zrobić tęczowy.
Dziewczyna przejrzała spis treści Księgi Istoty Rzeczy.
- Wyłożenie teorii idei, Wykorzystanie idei w magii, Podmiana idei z podrozdziałem: Teorie co do zmiany ustroju kelsierskiego, Podróże w czasie i przestrzeni, Ograniczenia przy podróżach w czasie, Śledzenie podróżników w czasie, Imię a człowiek, Wykorzystanie imienia do zdobycia władzy nad…
- Spójrz na te teorie o Kelsierze - zarządził Milian - Tam właśnie były rządy ludu, które nagle zmieniły się w rządy podobne do Levlańskich.
- Nic nie rozumiem - powiedział Jerren - Ale idea… nie to nie to… pomysł podróży w czasie to jest coś. Żeby choć jeden dzień w życiu zobaczyć dwa razy!
Vijek nagle zaczął się zastanawiać, co było w tym wszystkim nie do rozumienia.
- Jak już uratujemy Levlańczyków - oznajmiła Evilira - to cofniemy cię w czasie tak daleko, jak będziesz chciał, ale ja chcę to zrobić. Chcę się nauczyć podróży w czasie.
Jerren n i e m a zdolności magicznych. Dlatego nie uczył się o magii i nie rozumie prostych rzeczy. Wśród Aysenvińczyków brak magii traktowany był jak wstydliwa choroba. Przecież zaledwie piętnaście procent Aysenvińczyków przez większość swego życia nie używało magii, wyzwalając ją dopiero na starość lub nigdy. A zaledwie sześć procent nie miało czego wyzwalać.
- To musimy tylko uratować Levlańczyków - powiedziała Mijeliana szukając odpowiedniej strony - Jak wiadomo, okoliczności zmiany ustroju w Kelsierze są niejasne… nic o magii. O, tu jest. Niektórzy podejrzewają podmienienie idei ludowładztwa na ideę Rad. Nikt nie kontrolował idei regularnie, by móc mieć pewność, jednak dziś w Sali Obrad budynku Parlamentu w Tulse, stolicy Kelsieru, znajduje się idea Rad. Idea ludowładztwa zaginęła i wciąż- a jest rok 351 ery Drugiego Słońca- nie udaje się jej odnaleźć.
Milian klasnął w dłonie.
- Wasze paplanie o podróżach w czasie było znacznie sensowniejsze niż myślałem. Wiem, co robimy. Evilira uczy się o podróżach w czasie. Dla sprawdzenia jej umiejętności możemy wysłać Jerrena, by został Tikiem Lenmą na jeden dzień. Potem jednak cofamy się w czasie, zabieramy ideę ludowładztwa, umieszczamy ją w budynku Zgromadzenia w Levle, a stamtąd zabieramy ideę rady do Kelsieru. Problem rozwiązany, jestem geniuszem, możecie nosić mnie w lektyce i wachlować.
Gdyby jeszcze ten plan był wykonalny. Czy da się aż tak cofnąć w czasie, skoro są ograniczenia? I czy nie jest do tego potrzebna magia innego rodzaju, np. elficka magia ognia albo nawet ludzka magia tylko innego uczucia? I jak oni się dostaną do budynku Zgromadzenia? A no tak, podróże w czasie i przestrzeni. I czy ten Tik Lenma naprawdę nie istnieje? To dziwne. I Jerren pewnie już nic nie rozumie.
Po chwili Vijek cofnął ostatnią myśl. Nieładnie się śmiać z ludzi bez zdolności magicznych.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz