Żyjemy w dziwnych czasach.
Dzieci od przedszkola uczone są o seksie. Zachęca się je do poznawania własnego ciała i tożsamości, a także do aktywności seksualnej. Poznają rodzaje antykoncepcji i sposób ich stosowania. Dowiadują się, że masturbacja to nic złego, że są różne orientacje, tożsamości płciowe i modele rodziny. Nikt już nie wie, czym jest tradycyjna rodzina. Dzieci definiują rodzinę nie jako mamę, tatę i dzieci, a grupę mieszkających razem, kochających się ludzi, którzy uważają się za rodzinę. Nawet ta definicja jest podważana. Usuwa się fragment o mieszkaniu razem ze względu na popularność komun i kolektywów. Ich członkowie mieszkają razem, ale nie uznają się za rodziny. Nie mówi się o pokrewieństwie w kontekście rodziny. Dzieci bardzo często wychowywane są przez ludzi z nimi niespokrewnionych. Dziecko nie jest własnością rodzica i jak tylko w rodzinie dzieje się źle, jest odbierane i trafia do lepszego miejsca, właśnie do ludzi, którzy mogą lepiej się nim zaopiekować. Pretekstem do odebrania dziecka może być niezgodzenie się na odpowiednie działania lekarzy czy lekarek. Przyczyną nigdy nie jest bieda. Nie ma już biedy.
Promowane są aborcja i eutanazja. Nie wolno mówić, że aborcja jest zła, bo to atak na osoby z macicami. Jedno i drugie, aborcja i eutanazja, jest refundowane. Podobnie in vitro. Dostępne jest dla każdej osoby posiadającej macicę bez malformacji, niezależnie, czy ta osoba jest zamężna i z osobą jakiej płci. Pary składające się z osób bez macic wynajmują surogatki, gdy chcą mieć dzieci. Po narodzinach w dokumentach dziecka, czy to z in vitro, czy poczętego naturalnie, nie jest wpisywana płeć. Jedynie w dokumentacji medycznej jest rodzaj narządów płciowych i płeć chromosomalna. Imiona są unisex, więc dokumenty wcale nie wskazują płci. Dzieci nie wtłacza się w stereotypy płciowe. Mogą same wybrać ubrania, zainteresowania i zabawki.