Dzikie karmelki

6 wrz 2018
random z ulicy, wrażenie na ludziach, bunt, rewolucja, ty dziki pojebie
Jakiś mężczyzna tak podsumował adres mojego bloga.
Kolega mnie nazywa naszą anarchistyczną orędowniczką prawdy i twierdził, że jak rzucę pracę, to będzie mu brakować mojej stateczności. Nie wiedziałom, jak na to zareagować. Wyjaśnił, że stwarzam pozory stateczności. Stwarzam dużo pozorów. Mnie zaś zawsze zadziwia, jak ludzie mnie widzą.
Kiedyś przeczytałam o sobie trochę, gdy zdecydowałam się zerwać z kimś kontakt. Wysłać do mnie cztery wiadomości pod rząd mógł tylko desperat.
W pierwszych dwóch był atak na mnie. W następnych dwóch autor był już układny, dawno nie poznałem takiej fajnej dziewczyny. Skupmy się na pierwszych. 
Otóż, mój anarchizm to raczej tylko artystyczny rekwizyt...
Artyści często tworzyli swoje życie tak, jak tworzy się dzieło sztuki. Nigdy sama nie dążyłom w podobnym kierunku. Nie czuję się obrażone sugestią, że miałobym wybrać taki światopogląd, jaki pasowałby do artystycznej wizji mojej osoby, mojego życia.
...a ja nawet jako osoba myśląca samodzielnie, antysystemowa uznaję autorytet systemu, służę kapitalizmowi i chrześcijaństwu, choć niby coś robię, do kościoła nie chodzę. 
To zabawne, gdy walkę z systemem sprowadza się do niechodzenia do kościoła. Brzmi jakby to był szczyt moich możliwości. 

Robię za mało

Też mam wrażenie, że robię za mało. Niewystarczająco walczę z systemem.
Wynajmuję pokój zamiast mieszkać na skłocie. Nie działam ani w Federacji Anarchistycznej, ani w Związku Syndykalistów Polskich, ani w innych podobnych grupach. Jestem oczywiście w nieoficjalnej antifie i innej nieformalnej grupie lewicowych działaczy. Nie wspieram żadnej partii, ale trudno się tego po mnie spodziewać.
Nie jestem poza systemem. Nie realizuję dość dobrze lifestyle anarchismu. Nie mam udziału w powstawaniu żadnego zina. Normalnie studiuję, pracuję i robię zakupy w sklepie. Czasami w supermarkecie.
Najgorsze jest to, że nawet nie sprawiam wrażenia, że robię dużo.
Gdybym miało wytatuowane na dłoniach X, gdybym nosiło koszulkę z napisem Faszyzm nie przejdzie, gdybym częściej pojawiała się na manifestacjach... samo mam czasem poczucie, że powinnom być głośniejsze, bardziej widoczne w swojej działalności. Znaczy, ja już trochę lewacko wyglądam, z demonstracjami już jestem kojarzone. Trudno nie zauważyć, kim jestem, choć mogłobym pokazywać to bardziej.
Pamiętacie tekst Nie dorosłam do clubbingu? Nigdy nie miałom podobnych rozterek, gdy elegancko piliśmy alkohol, gdy było to wino do obiadu czy jakiś likier. Zwątpienie dopadało mnie jedynie na imprezach, gdzie alkohol stawał się elementem wizerunku imprezowiczki czy buntowniczki. Chciałobym robić wrażenie buntowniczki. A czasami bunt nie może wyglądać buntowniczo. 
A jednak... przedstawiam się. Jestem Sławomira, działam w Food Not Bombs! i Amnesty International, studiowałom medycynę, bo chciałom zajmować się terapią genową i pomagać w ten sposób ludziom, wcześniej pracowałom jedynie w Amnesty International i mówiłom głównie o kampanii przeciwko torturom, w wolnym czasie poprawiam tłumaczenie anarchistycznego FAQ, piszę bloga, na którym poruszam także tematy powiązane z anarchofeminizmem, LGBT+ i zmienianiem świata, nie jem zwierząt, staram się kupować produkty wytwarzane etycznie, choć there is no ethical consumption under late capitalism, oszczędności mi znikają, gdy wpłacam je na walkę z przemocą wobec kobiet lub o równość małżeńską, w czasie wolnym organizuję manifę, zamalowywuję ksenofobiczne napisy, organizuję inne lewicowe akcje. 
Moje wymyślone przedstawienie się nie uwzględnia tego, że jak nie mogę zasnąć, to wchodzę na prawicowe fanpejdże i zgłaszam mowę nienawiści, ani roznoszenia wlep po mieście. Nie uwzględnia #codziennie5 i innych działań ekologicznych, nie uwzględnia, że codziennie klikam wszystko na tej stronie. Nie mogę wymienić wydarzeń, na których się pojawiłam, bo tego jest dość dużo. Nie mogę wymienić nazwy pewnej nieformalnej grupy, choć wiem, że zrobiłaby największe wrażenie. 
W takich sytuacjach zastanawiam się, kiedy ja ostatnio robiłam coś nie antysystemowego. 
Ok, mogę kupić koszulkę Faszyzm nie przejdzie. Będę już sprawiać odpowiednie wrażenie. Problem w tym, że nie zniszczyłom ostatnio żadnej koszulki, nie kupię więc nowej, bo posiadanie zbyt wielu rzeczy jest nieekologiczne. To jest wyższy poziom niż poziom kupowania koszulek z ważnymi napisami. Bunt na wyższym poziomie już nie może wyglądać buntowniczo, musi być buntowniczy. Mogę dla zwrócenia na siebie uwagi widocznie złamać obowiązujące zasady. Mam jednak instynkt samozachowawczy, wolę łamać te zasady, które mi nie pasują, najlepiej tak, by było jak najmniej nieprzyjemnych konsekwencji. 
Co mogę zrobić?
Mogłabym wynieść się na skłot, ale wciąż mam tylko jedną chętną do tego, a samym byłoby nam trochę niebezpiecznie (mamy za to miejsce). Mogłobym już całkiem zrezygnować z produktów zwierzęcych zamiast dopuszczać raz na jakiś czas coś z mlekiem czy jajkami. Mogłabym być może nie tylko uczestniczyć w protestach przeciwko wycince Puszczy Białowieskiej w moim mieście, ale i wyjechać bronić jej na miejscu. Mogłobym pomagać także w ośrodku dla uchodźców, jak niektórzy z moich przyjaciół, mogłabym angażować się w wiele akcji bezpośrednich, mogłabym tworzyć komórkę ALF, mogłabym pewnie robić wiele rzeczy, których nie robię. Nie robię ich, bo mój tydzień ma tylko siedem dni.
Mogłobym zacząć wyglądać tak, by kojarzyć się jednak z dzikością, a nie z karmelkiem. Wspomniane tatuaże na grzbietach dłoni mogłyby pomóc; być może je kiedyś zrobię. Z moim środowiskiem lewicowym kojarzone są piercing i tunele w uszach, ale ja nie chcę dziur w ciele. Może kupię kiedyś oszukane kolczyki, wkładane jak klipsy. Może kiedyś będę mogło według moich zasad wymienić garderobę na tyle, by móc nosić głównie rzeczy ideologiczne; łatwo wpadają na benefitach itp. Gdy już się to uda, nadal będę mieć swoją twarz... to zniszczy wszelkie próby odcięcia się od skojarzenia z karmelkiem. Zwłaszcza, gdy ideologicznie nie akceptuję rzeczy, które mogłyby zmienić wygląd mojej twarzy; chirurgii plastycznej i makijażu sprawiającego wrażenie, że rysy twarzy są inne.
Tylko po co mi wyglądać, jak osoba zbuntowana? Zajmie mi trochę czasu taka zmiana, a ja mam na głowie realną walkę z systemem. 
Zresztą, czy nie jest bardziej realną walką mieć wyjebane na to, jak mają wyglądać tacy, jak my, i wyglądać po swojemu?
Tak, wiem, Pawle Litka, że robię za mało, bo powinnom w ramach prawdziwej walki z systemem nadal z tobą pisać, choć nie odpowiada mi to, co robisz. Tak, wiem, panie randomie, że byłobym bardziej przekonujące w dzikości, gdybym w żółtej koszulce, dwóch kiteczkach i okularkach nie zachęcało cię do zostania członkiem Amnesty International.

Ty dziki pojebie

Mam wyjebane już.
Kiedyś naprawdę chciałom sprawiać mniej grzeczne wrażenie.
A potem byłom naczelną lewaczką na roku, outowały się przede mną osoby w szafie, ludzie od razu uznawali, że ja pewnie umiem wyjaśnić coś lewicowego, inni od razu się po mnie spodziewali, że daję haha z żenady a nie ze śmiechu pod prawicowym memixem, chwalono mnie za odwagę, jak raz nie przyszłom robić aktywizmu (byłom w szpitalu), to reszta ekipy domyśliła się, że coś się stało, bo ja zawsze przychodzę.
Ja mogę się martwić, czy sprawiam dość buntownicze wrażenie, ale mogę też dalej wycinać baner, mogę myśleć, że powinnom przenieść się na skłot, ale mogę dalej męczyć się z maszyną do szatkowania warzyw na foody, mogę kombinować z zaangażowaniem się w więcej działań, a mogę porządnie robić to, co robię, mogę męczyć się omijaniem kawy z mlekiem, bo nie wege, a mogę zbierać na tatuaż.
I chyba nie potrzebuję, by random z ulicy się domyślał na co mnie stać.
Jeśli jest we mnie tyle dzikości, co w karmelku, to karmelki są najwyraźniej dzikie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz