Wszystko jest na miejscu cz.2

19 lip 2018
Poprzedni tekst wyjaśnia tło, tu już... właściwie to nic dobrego. 

Biologia stosowana

Kto jest chory i kogo trzeba leczyć?

Ten węzeł gordyjski rozcięli Karl Binding i Alfred Hoche, proponując w końcu to, co od dawna musiało być zaproponowane. Binding był prawnikiem, zwolennikiem retrybucji, Hoche zaś psychiatrą i neurologiem. Trochę inne zawody, co mogli robić razem? Pisać. 
Właśnie oni napisali wspomnianą na początku książkę, wydaną w 1922 roku. Wydanie zniszczeniu istot niewartych życia / Die Freigabe der Vernichtung lebensunwerten Lebens. Była w niej postawiona teza, że osoby zaburzone psychicznie nie są godne życia i trzeba je usunąć.
Alfred Hoche miał własną teorię niezmienności objawów, szydził z Kraepelina, że ciągle coś zmienia w podręczniku (Kraepelin pierwszą wersję napisał, bo chciał się ożenić i potrzebował forsy, co się dziwić). A szydzić z Kraepelina... no, trochę tak, jak ten Galton, co nie wierzył w prawa Mendla. Otóż Kraepelin uznał, że zamiast klasyfikować psychozy na podstawie objawów oraz szukać przyczyn biologicznych i genetycznych przy lekceważeniu psychologii, trzeba w końcu spojrzeć na przebieg i dotrzeć do istoty choroby, przyglądając się... wyzdrowieniu. Uznał, że istnieją typy chorób, które można odkryć badając bardzo wielu pacjentów. Wprowadził podział chorób na 13 podgrup, jak upośledzenie umysłowe czy psychozy bez wyraźnej przyczyny organicznej z dwiema podgrupami, te z zaburzeniami afektu i te bez nich. Co to zmieniało? Że zamiast ględzić o monomanii czy szaleństwie starych panien, na podstawie historii objawów mogliśmy odkryć, jaki będzie przebieg choroby. Bo dementia praecox, dziś schizofrenia, najczęściej przechodziła w otępienie, a choroba maniakalno-depresyjna (zaburzenia afektywne) przemijała. Rodzina pacjenta/ki pytała. czy mąż/córka/brat/babcia wyzdrowieje, a Kraepelin na podstawie przydzielenia choroby do jednej z tych dwóch głównych grup umiał odpowiedzieć!
To nie mogło odpowiadać Hoche'owi. Bo jeśli coś było zmienne, to mogłoby nie być dziedziczne. A zdaniem takich, jak Hoche, wszystko było dziedziczne.
Hoche pisał do młodych lekarzy, że wybierając psychiatrię, muszą zrozumieć, że do pacjenta/ki nie można podejść jak do przyjaciela/ółki. W jakiejkolwiek innej specjalizacji można i trzeba być przyjaźnie nastawionym. Ale w psychiatrii osoba chora to wróg. Uważa się za zdrową, więc lekarz jest zbędny. Uczynił jedynie spostrzeżenie, że w klinikach psychiatrycznych leczących osoby nerwowe jest nie tak prosto.
Faktycznie, wkrótce po narodzinach psychiatrii, oprócz chorób psychicznych pojawiły się choroby nerwowe. Jedne były dziedzicznym, nieubłaganym szaleństwem, a drugie eufemizmem stosowanym od lat trzydziestych XIX wieku. Klasa średnia szukała przyczyn schorzeń nerwowych w przepracowaniu, klasa niższa nadal była na etapie niezrównoważenia humorów, a lekarze i tak wiedzieli, o co chodzi. Ludzie woleli być nerwowi niż chorzy psychicznie, a lekarze woleli zarabiać niż mówić leczonym ludziom to, czego ci nie chcieli słyszeć.
Co z tym jest nie tak? Otóż, pacjent(ka), nawet mając psychozę, może zdawać sobie sprawę z choroby. Niejednokrotnie obserwowałom to na innych osobach w szpitalu, na funkcjonujących w społeczeństwie schizofreni(cz)kach.
Hoche był dość dziwnym człowiekiem... napisałom to zaraz po przeczytaniu kilku zdań o nim. Przeczytałom więcej, poprawiam się. Był przerażającym emo freakiem z obsesją śmierci. Jako dziecko lepił figurki z gliny i próbował tchnąć w nie życie. Potem zaś manifestował nienawiść do Kościoła Katolickiego i Boga. Być może dlatego, że figurki nie ożyły. Lubił odwiedzać cmentarze.
Kiedyś odebrał poród martwego płodu i zabrał go, by oszczędzić rodzinie kosztów pogrzebu. Płód okazał się nie być martwy, ale wkrótce po jakimś ożywieniu się stracił przytomność i umarł w ciągu jednego dnia. Innym jego medycznym upodobaniem było badanie zwłok tuż po dekapitacji. Władze pozwalały mu na dostęp do ciała nawet w ciągu dwóch minut od ścięcia człowieka. Oczywiście, Hoche popierał karę śmierci. Uważał, że zgilotynowanie jest mniej bolesne od wizyty u dentysty. Gloryfikował śmierć, podobał mu się koncept racjonalnego samobójstwa, a więc i eutanazji.
Od śmierci jego jedynego syna w 1915 roku miał depresję. Jego śmierć w 1943 mogła być samobójstwem.
Chory psychicznie napisał książkę o tym, że trzeba zabijać chorych psychicznie i się zabił.
...
I dlatego jak coś się z wami dzieje, to należy się leczyć, dzieci.

Three generations of imbeciles are enough

Większość psychiatrów lat dwudziestych nie zgadzała się prawicowymi doktrynami higieny rasowej. W belle epoque teoria degeneracji zaczęła wychodzić z mody, w dwudziestoleciu międzywojennym psychiatrzy śmiali się z dziwaków spod znaku degeneracji. Zapewne pracując z pacjent(k)ami widzieli to, co Maudsley wytknął Galtonowi, chorych w zdrowych rodzinach. Ponieśli porażkę. Najpierw pozwolili, by teoria degeneracji stała się przedmiotem zainteresowania prasy brukowej. Pozwolili, by lekarze ogólni ciągle szukali przyczyny chorób psychicznych w obciążeniach genetycznych. Pozwolili niemieckiej medycynie akademickiej przechwycić teorię degeneracji i w niej ugrzęznąć.
Teraz na scenę wkracza Albert Priddy. Kim on był? Nikim. Historia na takich ludzi zwykle wzrusza ramionami, zapomina. Małomiasteczkowy lekarz, który podchwycił jakąś nową, modną ideę. Ilu takich było, nikt nigdy się nie dowie. Galton by go nie policzył do swoich 605 wybitnych. 
Nazwałobym go śmieciem, a on mnie by tak nazwał, gdyby miał okazję. 
Priddy nawrócił się na religię stworzoną przez Galtona. 
Był kierownikiem kolonii dla kobiet obciążonych umysłowo. To nie był szpital. To było miejsce odosobnienia, konieczne, by oddzielić je od normalnych ludzi. Mogła trafić tam każda kobieta, która nie mieściła się w powszechnie uznawanej normie i nie miała dość silnej pozycji społecznej. Medykalizowano normy społeczne, feministki, włóczędzy, drobni przestępcy, prostytutki czy nawet buntowniczy nastolatkowie byli uznawani za upośledzonych umysłowo. Upośledzenie umysłowe dzielono wówczas na idiotyzm, kretynizm i imbecylizm. Tylko idiotyzm był naprawdę... tylko idiotyzm w ogóle był, o ile mogę się dowiedzieć. Idiotyzm to poważne upośledzenie umysłowe, pozostałe dwa to były dobre diagnozy dla ludzi, którzy komuś nie odpowiadali.
Priddy uznał, że należy sterylizować jego podopieczne, by nie psuły populacji. Na to jednak potrzebował prawnego zezwolenia.
Pozwolenie na wysterylizowanie jednej kobiety byłoby precedensem pozwalającym potem dokonać kolejnych zabiegów i oczyścić populację. Więc Priddy wybrał pacjentkę.
Carrie Buck. Córka Emmy Buck, również pacjentki. Zgodnie z raportem u Carrie nie stwierdzono oznak psychozy. Potrafi czytać i pisać, umie zadbać o higienę (...) Kretynizm w stopniu umiarkowanym
Emma trafiła do kolonii w 1920 po postawieniu przed sądem za prostytucję. Przebadali ją dwaj lekarze i orzekli, że jest upośledzona umysłowo. Nigdy nie opuściła kolonii. Carrie była wychowywana przez rodziców zastępczych, których bratanek ją zgwałcił. Zaszła w ciążę. Trafiła do kolonii w 1924 na podstawie oskarżenia o rozwiązłość, rodzice prawdopodobnie próbowali uniknąć skandalu.
Nic mi nie wiadomo o zdrowiu psychicznym Doris Buck i Roy'a Smitha, jej rodzeństwa przyrodniego. Vivian Dobbs, córka Carrie, przez całe 8 lat swojego życia była całkiem normalna. Mimo to gdy miała kilka miesięcy stwierdzono, że jest trzecim pokoleniem imbecyli. A trzy pokolenia imbecyli wystarczą.
Sprawę Carrie Buck nazwano sprawą Buck versus Bell. Priddy zmarł zanim udało mu się uzyskać pozwolenie na wysterylizowanie tej kobiety. Nawet tego w życiu nie osiągnął, wieczny nieudacznik*. Sprawę kontynuował następny kierownik kolonii, właśnie Bell. Sędziowie w końcu orzekli, że Buck zasługuje na salpingektomię. Uznano że to samo prawo, które pozwala na obowiązkowe szczepienia, pozwoli i dokonać sterylizacji. Więc jej dokonano. Wysterylizowano też Doris, przy okazji operowania wyrostka. Dopiero w 1980 dowiedziała się, czemu nie udało jej się mieć dziecka z mężem.
Carrie była zdrową osobą, żyła potem poza kolonią, dwa razy wyszła za mąż i żałowała, że nie mogła urodzić więcej dzieci. Zmarła w 1983.
W 1931 roku 27 stanów USA wprowadziło prawa dotyczące eugeniki. Potem kolejne. 65 tysięcy ofiar. Zaś do 1965 około 1/3 portorykańskich kobiet została wysterylizowana.

Tiergartenstraße 4

Eugen Fischer w Afryce badał dzieci mające niemieckich ojców i matki z ludów Herero lub Namaqua. Doszedł do wniosku, że mogą się Niemcom przydać, ale takie osoby trzeba usunąć, gdy przestaną być przydatne lub nie pozwolić, by się rozmnażały. Wkrótce stosunki między rasami zostały zakazane.
Fischer wrócił do Niemiec i pracował dalej. Ze współpracownikami przebadali ponad 600 dzieci, które pochodziły od francuskich czarnych żołnierzy okupujących Niemcy po I wojnie. Wszystkie zostały wysterylizowane. Wkrótce w kraju wprowadzono prawo wzorowane na amerykańskim, 14 lipca 1933 – ustawa o zapobieganiu choremu dziedzicznie potomstwu. 
To, że jesteśmy niewarci życia, nie było już tezą z książki prawnika i psychiatry. Było prawem. Zaczęły się przymusowe sterylizacje. W latach 1934-1945 ponad 400 tys. osób pozbawiono płodności. W 1935 odpowiednie prawa eugeniczne wprowadziły Dania, Norwegia, Szwecja, Szwajcaria, a Hitler ogłosił, że w razie wojny będzie też eutanazja. Pierwszy był Gerhard Herbert, zabity 25 lipca 1939 na życzenie rodziców, ślepy, z niedorozwojem jednej stopy i brakiem jednego przedramienia. Podobno miał wrodzony idiotyzm... jak w 1939 roku badano inteligencję ślepych niemowląt? Przecież one nawet nie ułożą koralików kolorami. 
I nadeszła wojna. Zaczęto więc usuwać życie niewarte życia. 
200 tys. osób chorych psychicznie lub upośledzonych zabito za chorobę. W Landeskrankenhaus Nord Institut f. Praktische psychiatrie u. Psychiatrische Erbforschung przy dawnej Einbaumstrasse dokonywano przed 1939 roku sterylizacji, a zachowany zbiór mózgów pochodzi prawdopodobnie z dokonywanych przymusowych eutanazji. Dziś jest to na ulicy Kraszewskiego. We Wrocławiu. Na podstawie podobnych zbiorów mózgów jeszcze wiele lat po wojnie pisano prace naukowe.
Pierwszy raz zastosowano na Polakach przemysłowe metody zabijania właśnie na pacjent(k)ach psychiatrycznych. Było to w Forcie VII w Poznaniu.
Metody były różne. Niektóre bezpośrednie, rozstrzeliwanie, zagazowywanie, podawanie dożylnie skopolaminy. Inne pośrednie, czyli np. głodzenie.
Wśród ofiar były oczywiście też dzieci. Osoby miewały zespół Downa, malformacje kończyn, głowy, kręgosłupa, małogłowie, wodogłowie, schizofrenię, epilepsję, chorobę Huntingtona, paraliż i inne rzeczy.
Oddzielna była jeszcze akcja 14f13. Ofiar było od 15 tys. do 20 tys. Było to zabijanie osób chorych, starych lub niezdolnych do pracy już w obozach koncentracyjnych. Wśród nich były osoby z zaburzeniami psychicznymi. Na początku mówiono, żeby więźniowie zgłaszali choroby, to trafią gdzieś, gdzie będą wykonywać lżejsze prace. Gdy zorientowali się, że ci, co zachorowali, zostali zagazowani, przestali zgłaszać nawet najpoważniejsze choroby.
Po 1945 przez długi czas nie poruszano tematu genetyki psychiatrycznej. Reakcją na te straszne wydarzenia było tworzenie zasad etycznych obowiązujących psychiatrów/yczki i zbiorów praw osób z zaburzeniami.
Żeby nie było za dobrze, nadal torturowano pacjentów/ki/ w inny sposób. Zaczęło się to w 1936 roku. Psychiatrzy sami popadli w szaleństwo. Tym szaleństwem była lobotomia.

Epilog

Jest 2018 rok, maj. Jestem w szpitalu psychiatrycznym. W Kochanówce. Dawnych pacjentów i pacjentki wymordowali Niemcy. Ale dziś my tu jesteśmy i nikt nas przecież nie zabije. Obok mnie pacjentka z objawami psychotycznymi i druga, chyba PTSD.
– Ja lubię dzieci, ale nie chcę mieć dzieci – powiedziała pierwsza, zagadnięta na ten temat.
– No to jaka z ciebie kobieta, jak nie chcesz dzieci mieć? I w dodatku je lubisz, a nie chcesz?
– Nie chcę mieć dzieci, bo boję się, że odziedziczą po mnie chorobę.
Stanęłom w jej obronie, gdy pacjentka z PTSD przekonywała ją, że jej się odmieni**, że nie można nie chcieć dzieci, będąc kobietą... Mówiłom, że niechcenie jest ważne, że wolno nie chcieć i trzeba uszanować zdanie osoby. Mimo to widziałom, że kobieta jest wyraźnie smutna, że musi tak zdecydować w obliczu choroby, która ją męczyła. Ciekawi mnie, czy gdyby historia potoczyła się inaczej, to nie powiedziałaby np. Lubię dzieci i chcę je mieć, choć obawiam się, że odziedziczą chorobę.
Nie spędziłom tam zbyt wiele czasu. Wyszłom ze szpitala, dostałom zaświadczenie na uczelnię.
– No tak, musieli od razu napisać, jaki to szpital – narzekała mama, patrząc na zaświadczenie. Wolała, by jak najmniej ludzi wiedziało, gdzie byłom.
Potem w bibliotece dorwałom książkę od psychiatrii, by coś w końcu zrozumieć. W wywiadzie obiektywnym (gdy pytasz o osobę innych, np. rodzinę) trzeba spytać o podejrzewane przyczyny choroby, jak nieszczęśliwa miłość, przepracowanie czy dawne przeżycia. Np. wojenne czy obozowe. Zacięłom się na tym, obozy koncentracyjne mnie dość mocno wyprowadzają z równowagi. Oczyszczanie populacji z m.in. chorych psychicznie mogło przecież wyprodukować nowych chorych psychicznie! Przeżycie ekstremalne, tak okropne, że nie bierze się nawet pod uwagę wrażliwości chorego, przyjmując z góry, że każdy może na tym nie wyrobić.

Gdy ludzie mówią wszystko jest jednością, wszystko jest powiązane i temu podobne truizmy, mają chyba na myśli coś dobrego. Ja z takimi stwierdzeniami raczej się nie lubię, ale teraz patrzę... wszystko jest powiązane. Stygmatyzacja chorób psychicznych, Aulus Cornelius Celsus, depresja Darwina i powstanie darwinizmu społecznego, a potem jesteśmy życiem niewartym życia i tyle. Od początku ku temu  zmierzaliśmy. 
To jest przerażające. To oznacza, że zatrzymanie czegokolwiek, gdybyśmy próbowali, było niemożliwe. A jeśli tak, to czy można zatrzymać jakikolwiek inny proces zmierzający do tragicznego zakończenia?

Zdaję sobie sprawy, że nie wszystkie nagłówki są zrozumiałe, więc De la formation des types dans les variétés dégénérées – tytuł książki Morela z jego teorią, The Eugenics College of Kantsaywhere – tytuł powieści Galtona, niedokończonej, tak strasznej, że pierwsza osoba, która to czytała po jego śmierci, spaliła fragmenty z trwogi, taka eugeniczna antyutopia podobno, Survival of the fittest to oczywiście hasło Spencera, Kto jest chory i kogo trzeba leczyćHymn miłości, Three generations of imbeciles are enoughopinia sądu w sprawie Buck v. Bell. Tiergartenstraße 4 – adres biura przedsięwzięcia nazwanego akcją T-4. Źródła:
* Nie wstydzę się swoich zaburzeń i nie czułom się nimi stygmatyzowane, ale podczas czytania o tym wszystkim poczułom się źle ze sobą. To bardzo dziwne poczucie, jakbym istniało na przekór światu, poczucie bycia niechciane i nienawidzone, a jednocześnie jakby jakiejś siły i dumy z tego, że się istnieje, że się ma prawo istnieć i że przez długi czas ludzkość się takich, jak ja, bała, odrzucała ich i nienawidziła, jakby się miało jakąś moc, której miała powód się bać. Czuję się jak zwyciężczyni. Gdyby to Priddy mnie leczył, pewnie już dawno miałobym zrobioną salpingektomię jak Carrie Buck. Ale Priddy jest w grobie, a ja wiem o genetyce, o psychiatrii pewnie też, więcej niż on, mam jajowody i spokojnie opisuję, jakim był śmieciem. I tak samo ze wszystkimi wymienianymi tutaj.
** Kobieta miała 39 lat, więc dziwi mnie, że ktoś potraktował ją, jakby miała dorosnąć i zrozumieć. No i to już trochę ten moment, gdy pierwsza ciąża byłaby bardziej ryzykowna.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz