Ni

15 gru 2016
Początek we wpisie Prolog
z kirkesisland.wordpress.com, bogini Inanna i lew
Młoda pani, nie wszczynaj sporu,
Inanno, pomówmy o tym,
Inanno, nie wszczynaj sporu,
Ninegal, naradzimy się wspólnie.
Mój ojciec równie dobry jest jak twój ojciec...
Moja matka równie dobra jest jak twoja matka... 
~jeden z sumeryjskich tekstów na temat Inanny i Dumuziego

Niall, Kathleen i Tomek pojawili się w bibliotece kilka chwil przed dzwonkiem. Mieli uporządkować jakieś słowniki i encyklopedie. 
– Miałam znaleźć silnego chłopaka i powiedzieć mu, żeby przyprowadził jeszcze innych silnych chłopaków – stwierdziła bibliotekarka, podnosząc głowę znad komputera - ale jedna taka duża książka i tak jest lżejsza niż plecak któregokolwiek z was.
Oddzielanie wielkich słowników od britanniki i układanie biologii Campbella oraz Ville'go na osobnych półkach było dość łatwą i umożliwiającą rozmowę pracą. Obgadali wszystkich nauczycieli z pomocą bibliotekarki, która też była plotkarą. A potem nie chciało im się iść na lekcje.
– W sumie, moglibyśmy tu trochę posiedzieć jeszcze – stwierdził Tomek, siadając przy stole na środku pomieszczenia. Sięgnął po leżącą w pobliżu kartkę, wyciągnął piórnik i zaczął rysować kwiaty.
– Mm, nie chcę na angielski – mruknął Niall otwierając czasopismo dla młodzieży leżące na stole – 
Kathleen usiadła obok i przez chwilę milczała, myśląc o czymś. Tomek zaś już wrócił do nawyku rysowania smoków, bo kwiaty szybko mu się znudziły. Miał być smok w jego ulubionym kolorze, tak?
– Na pewno jesteś już gotowy? – zapytał A-ma-gi. Tomek skinął lekko głową i zaczął ołówkiem rysować kształt smoka. Ten będzie żmijowy. Falista kreska i głowa na końcu, dodać skrzydła jak u nietoperza i kończyny. Prosta, szybka sprawa.
– Może zagralibyśmy w scrabble? – zaproponowała Kat.
– Dobra – Tomek odłożył kartkę, a Niall czasopismo. Rozłożyli planszę, a Kathleen ułożyła trzyliterowe słowo – czasownik. Niall dodał do niego końcówkę czasu przeszłego.
– Można w takiej formie? – zapytała dziewczyna.
– Pewnie, przecież to słowo – zauważył Niall.
– Ale w scrabblach są tylko bezokoliczniki.
– I znowu się pokłócą? – zapytał mały biały smok, siadając na woreczku z literami. Tomek znowu sam sobie narobił kłopotów. Ma nowego smoka. A Kat i Niall znowu się kłócą. Co to za pomysł, żeby im pozwalać przebywać w jednym pokoju? Przecież to musi się tak kończyć. Mieli na to zbyt trudne – i zbyt odmienne – charaktery. Może to właśnie dlatego byli mu tak bliscy.
– Powiedz im, żeby sprawdzili to w zasadach - dodał smok.
– Dobra, nie kłóćcie się. Są zasady, ja sprawdzę. Wiecie, że brakuje mi jednej litery, by ułożyć shitstorm?
Niall miał rację. Tomek nie powiedział nic, tylko stworzył słowo storm, dołączając się literą m.  Kathleen bez słowa dodała kolejne litery. Niedoszła gównoburza zmieniła się w burzę mózgów.
– To dobra zmiana.

***

Kilka godzin później Tomek wyszedł ze szkoły i skierował się od razu do samochodu. Ojciec niedawno, tuż przed swoim wyjazdem, kupił samochód. Tomek nadal nie miał odwagi mu powiedzieć, że nie cierpi jeździć samochodami. I że się ich boi. Trochę było mu wstyd się do czegoś takiego przyznać. Do tej pory zawsze jakoś migał się od jazdy, bo metro niby pod samą szkołę przyjeżdża. Dziś nic nie wymyślił.
– Może mu po prostu powiesz? – zaproponował najmłodszy smok. W międzyczasie Tomek dowiedział się, że ma on na imię Ni. Odrzucił jego propozycję. Przecież już się zgodził pojechać do innego psychiatry, więc musi pojechać.
Otworzył przednie drzwi niebieskiego samochodu i usiadł obok ojca. Mężczyzna uwielbiał kolor niebieski we wszystkich jego odmianach... ale samochód jadowicie turkusowy zdaniem Tomka był przesadą nawet jak na zdolności ojca. Najwyraźniej nie doceniał jego możliwości. Tak samo nie spodziewał się, że już będzie w aucie bałagan w postaci jakichś papierów z tyłu. Chłopak nienawidził nieporządku.
– Cześć, tato – powiedział Tomek, kładąc z tyłu plecak. Zapiął pasy i skrzyżował ręce na piersiach. Odwrócił wzrok na mijane budynki.
– Cześć.
Chwila ciszy. Z radia leciało staroświeckie dla Tomka rockabilly. Dla jego ojca nie była to muzyka młodości, tylko raczej muzyka młodości starszych kolegów. Albo nawet rodziców.
– Jak było w szkole?
Na to pytanie istnieje tylko jedna odpowiedź. Nieważne, co się działo.
– Dobrze.
Ojciec rzadko zadawał głupie pytania, które do niczego nie prowadziły. Umiał pytać tak, by ludzie chcieli więcej mówić.
Było dziwnie i niezręcznie. Tomek chętnie by o czymś opowiedział, choćby o Ni, ale nie umiał tego zacząć. Samochód go rozpraszał. Dawno nie otaczały go te wszystkie dziwne elementy. Z jednej strony - tyle fajnych przycisków na kierownicy i skrzynia biegów, i hamulec. Z drugiej – jakby był wypadek, to z każdej strony jest coś, co może się wbić, gdzie nie powinno. Zapatrzył się na drogę. Gdyby coś nadjeżdżało ze złej strony albo ojciec czegoś nie zauważył, mógłby zareagować.
– Nie umiesz prowadzić – powiedział Ka-tu.
Tomek pomyślał, że to nie ma znaczenia.
– Nie wiesz nawet, na co musi zwrócić uwagę - powiedziała Arammu – Skąd będziesz wiedzieć, na co reagować?
Nie chciał patrzeć na ojca, nie umiejąc z nim zacząć rozmowy. Ani nie chciał patrzeć się na wnętrze samochodu, tak przynajmniej patrzył na jego przezroczystą część – przednią szybę. No i na mniej przezroczyste wycieraczki. Padało. Znów.
Skrzyżował nogi i rozkrzyżował ręce. Podparł brodę dłonią i oparł głowę o boczną szybę.
– Sądzę, że powinieneś się odezwać – oznajmił kategorycznie Tu-ru. Lubił zachęcać do mówienia. Tylko po co Tomek miałby się odzywać?
– Jak myślisz, co o tym myśli tata? – zapytał Ni.
Tomek się zastanowił. Jego ojciec nie wie, że on nie chce jechać samochodem i raczej się tego nie domyśli. Człowiek to prosta istota, nie wie czegoś, jak się jej nie powie.
Musi jednak zastanowić się nad przyczyną jego złego humoru. Bo na pewno rozpoznał zły humor. Nie pomyśli na pewno, że Tomek jest na niego obrażony. Może pomyśleć o tym, że tak bardzo nie chce jechać do psychiatry. Jednak wcześniej był do tego dobrze nastawiony. Tomek nawet chyba przesadził z entuzjazmem do szukania nowego lekarza. Chciał pokazać, że choć gwałtownie zrezygnował z wizyt u Kat made in China, chce się leczyć. Znów nie chciał go zawieść. Ojciec może szukać przyczyny w szkole, bo rano Tomek był w dobrym humorze.
Może to dlatego zapytał, jak było w szkole? 
Skoro podejrzewa szkołę i wie, jak mało go obchodzą oceny, może domyślać się jakiegoś problemu typu Kat ze mną zerwała. Albo pomyśleć o nowym smoku. Byłoby to jakby prawdziwe.
– Dobra, a jak się czuje przez to, co myśli? – zapytał Ni.
Zaniepokojony. Pewnie martwi go, że, po pierwsze, jest problem, po drugie, Tomek nie ufa mu na tyle, by o nim opowiedzieć. Taki problem musiałby być naprawdę dużego kalibru, biorąc pod uwagę, o jakich rzeczach Tomek ojcu już mówił. Chyba nie byłoby czegoś takiego, z czego by się nie zwierzył. Jakby miał myśli samobójcze, to by o nich nie mówił, by taty nie przerażać. 
Po trzecie, ojca pewnie martwi to, że nie wie, co zrobić z problemem. Problemy się rozwiązuje, to Michał Kwiatkowski wiedział i stosował. Jeśli nadal się martwi, to pewnie sądzi, że jest to problem trudny bądź niemożliwy do rozwiązania. A bezradności nie lubił. Myśli samobójcze byłyby takim problemem. Znów.
Nie chciał zostawiać ojca z takim komunikatem.
– Mówiłem ci od początku, żebyś powiedział, że nie chcesz jechać – powiedział Ni tryumfalnie.
– Tato, boję się jeździć samochodem. 
– Dobrze, że mówisz mi o tym, gdy dojeżdżamy. 
Cisza.
– Dlaczego nie powiedziałeś wcześniej?
Skręcili na niewielki parking przed poradnią. Były dwa wolne miejsca, oba na tyle daleko od wejścia, że nieźle zmokną. Ojciec zaparkował przy białym samochodzie. Normalnie ludzie nie jeżdżą białymi samochodami... a no tak. Normalni nie przyjeżdżają do takich miejsc.
– Bo wiem, że zwykli ludzie nie boją się jeździć samochodami, tylko ja mam takie problemy.
– Nie ma na świecie zwykłych ludzi. Jedni jeżdżą samochodami tak turkusowymi, że aż znajomi ich wyzwali od pedałów, inni potrafią Londyn zjechać rowerem i przeżyć, żeby o tym opowiedzieć, a jeszcze inni zbierają produkty uboczne wysyłania listów i nazywają to filatelistyką.
Kilkanaście minut później weszli do gabinetu psychiatry. Lekarka przez telefon nalegała na obecność ojca podczas wizyty. Tomek nie miał nic przeciwko temu, nawet dodawało mu to odwagi.
Lekarka była starsza, miała długie siwe włosy zebrane w koński ogon. Z twarzy wyglądała na miłą, miała rumiane policzki i zielonobrązowe oczy za okularami. Orlica miała podobne. Biorąc pod uwagę Tomka szczęście, psychiatra pewnie nazywała się Eleanor.
– Dzień dobry – powiedział Tomek, wchodząc za ojcem. 
Lekarka odpowiedziała i zapytała się o jego nazwisko. Zapisała je w komputerze. Przedstawiła się jako Emma Sanders. Nie Eleanor.
Po drugiej stronie jej biurka były dwa krzesła. Jedno było naprzeciwko lekarki i osoba na nim siedząca, byłaby dla niej niewidoczna – ekran komputera zasłaniał. Tomek uznał, że jako pacjent powinien usiąść na drugim krześle, obok. Ojciec chyba nie wiedział, co ze sobą zrobić, bo poczekał, aż syn zostawi mu jedno krzesło, by nie dokonywać wyboru.
– Jaki jest problem? – zapytała konkretnie.
Spojrzała na ojca. Może po nim spodziewała się odpowiedzi, ale mężczyzna tylko spojrzał na Tomka. Ten zaś patrzył na psychiatrę.
– Widzę smoki – zaczął, opuszczając wzrok i znów go podnosząc po tych słowach. – Zawsze często je rysowałem i niedawno moje rysunki zaczęły ożywać. Od tego czasu mam siedem smoków, ciągle są przy mnie.
– Ciągle przy tobie – powiedziała wolno Arammu. – Jak najlepsi przyjaciele pod słońcem.
– Nie powiedziałeś ojcu o mnie – zauważył Ni. – Zmartwi się.
– Wiem, że istnieją tylko w mojej głowie, ale to nie zmienia faktu, że akurat tam istnieją. Już byłem u innej psychiatry, ale zrezygnowałem z leczenia u niej.
– Mieliśmy inne poglądy na cel leczenia – wyjaśniał, widząc pytające spojrzenie Sanders. – Kilka osób zwróciło mi uwagę, że zachowuję się ostatnio inaczej i wydaje się, że ta zmiana jest dobra. Tamta chciała zaś, bym wrócił do stanu przed pojawieniem się smoków, który byłby gorszy. 
Kobieta odchyliła się na fotelu do tyłu. Ojciec bębnił palcami o blat biurka. Umiał grać na pianinie, ale rzadko to robił.
– Niech mi pan opowie, jakie to zmiany – zwróciła się do niego lekarka.
– Sądzę, że Tomek jest... szczęśliwszy. Do tego bardziej otwarty i pewny siebie. Nie było mnie w Londynie, gdy to się zaczęło. Po powrocie byłem zdziwiony, że wygląda na znacznie bardziej zadowolonego. Wcześniej mój przyjaciel poinformował mnie o tym problemie i nie spodziewałem się, że Tomek będzie się miał tak dobrze – przerwał, westchnął i zmienił nieco temat. – Zanim jeszcze ten problem się pojawił, martwiłem się o syna...
– Sądzę, że wiesz, czemu i możesz mi o tym opowiedzieć – Sanders zwróciła się do Tomka.
– Moja przyjaciółka z dzieciństwa zmarła. W wypadku samochodowym... dopiero dziś udało mi się powiedzieć, że boję się jeździć samochodem. Moja matka. Zmarła. Dawno, nie pamiętam jej. Wydaje mi się bezsensowne szukanie w tym przyczyny wszystkiego, co ze mną nie tak, choć mnóstwo razy słyszałem, że to trauma na mnie wpłynęła. To dlatego, że o to, co się dzieje z moimi przyjaciółmi, nikt nie pyta, nikt też nie zadał pytania Czy wychowałeś się w domu, gdzie była przemoc?, a o matkę pytano i jest to powszechnie znany fakt. Nad tym można się rozczulać.
– Sądzisz więc, że wydarzenia z przeszłości nie mają dziś wpływu na twoją psychikę poza śmiercią tamtej dziewczyny?
Skinął głową. Nie podobało mu się, że El została tylko tamtą dziewczyną.
– Skąd ona ma wiedzieć, że Orlica nie jest tylko tamtą dziewczyną? –  zapytał Ni. – Wyobraziła sobie dziewczynę w twoim wieku minus kilka lat, a nie kobietę, w dodatku dziewczynę obcą sobie.
– Co dokładnie się u ciebie zmieniło, gdy pojawiły się smoki?
– Było tak, że pierwszy ze smoków... ma na imię Ma-ul-li... – lekarka zmarszczyła brwi słysząc to imię – ciągle komentuje rzeczywistość. Dziewczyna przejęła się tym, że masz podrapaną twarz, ciesz się, bo jej zależy, nauczyciel zapytał z czegoś, co akurat wiesz, ciesz się, bo jest dobrze. Chyba dla świętego spokoju od jego uwag zacząłem sam szukać, z czego by się tu cieszyć. Gdy martwiłem się tym, że widzę smoki i pojawił się kolejny, kazał mi się zwierzyć z problemu komuś, bo tak jego zdaniem powinno się robić z problemami. Dlatego tu jestem, że powiedziałem przyjacielowi, a on uznał, że powinienem się leczyć. Czuję się z nimi lepiej niż bez nich, bo jestem bardziej zadowolony z życia, relacje z ludźmi lepiej się układają, jestem spokojniejszy, nie czuję się tak niepewnie.
Jak dobrze się czuł, mówiąc to wreszcie. I jeszcze zarówno ojciec, jak i psychiatra wydawali się zadowoleni z jego słów. Ba, nawet ojciec przyznał, że zmiany są dobre wcześniej. A jego smoki były dumne z siebie. Ma-ul-li ścigał się w powietrzu z Ni, a Ka-tu wykonywał jakieś lotnicze akrobacje jak z filmów. Tylko tam robią je samoloty. Arammu zaś wcześniej polerowała swoje kolce, pocierając nimi o jedną z rzeczy na biurku (Tomek nie wiedział, co to) i teraz dumnie prezentowała, jak błyszczą.
– Jakie są twoje smoki? I skąd pochodzą ich imiona? – zapytała Sanders.
– Nie wiem, skąd są ich imiona. Nie ja je wymyślam, ja ich nawet nie rozumiem. Pierwszy z nich to Ma-ul-li, jest czerwonobrązowy i ma  na jednej z łap literę s...
Opis wszystkich smoków zabrał mu mnóstwo czasu. Sanders notowała podczas jego monologu i nie przerywała mu. Nie wiedział, kiedy ma skończyć oraz co ma o smokach mówić, mówił więc wszystko, co wydało mu się ważne.
– Cieszę się, że zdecydowałeś się posłuchać, gdy  Tu-ru poradził, byś opowiedział komuś o tym, co cię martwi. Dobrze zrobiłeś, decydując się na leczenie. Nie powinieneś był rysować kolejnych i kolejnych smoków. Nawet dzisiaj narysowałeś Ni. Leczenie u tamtej poprzedniej lekarki rzeczywiście mogłoby ci bardziej zaszkodzić... należy zrobić tak, żeby nie było z tobą smoków i gdybyś na studiach medycznych był przykładem, dostałaby cztery za takie podejście. Ale nie jesteśmy na uczelni.
Kobieta wzięła inną kartkę niż te, na których do tej pory notowała. Długa i wąska. Recepta?
– Będziesz przychodził tu jeszcze wiele razy. Musisz zmobilizować się i przestrzegać moich zaleceń. Chcę, żebyś porady smoków zapamiętywał. Albo zapisywał. Możesz ich słuchać lub nie, ale chcę, byś każdą spróbował zrozumieć. Pochodzą od ciebie, więc musimy zamknąć je w tobie z powrotem. Do tego, chcę, byś brał leki. Nie zrobią z ciebie zombie, nie są też pigułkami szczęścia. Powinieneś dokładnie obserwować zachowanie swoje... i smoków też... pod ich wpływem. Drgawki, spowolnienie czy coś – zgłaszasz się do mnie, lub do jakiegokolwiek innego lekarza. Boję się, że przed pojawieniem się smoków też nie było z tobą dobrze i pod wpływem leków pojawią się stany lękowe lub obniżenie nastroju. Mogę dać ci później receptę też na takie leki, by ci z tym pomogły, ale nie chcę, byś brał pigułki w sytuacjach, z którymi zdrowi ludzie radzą sobie bez nich. Do tego przecież dążymy.
Podała mu receptę z wypisaną nazwą leku i dawką. Przez chwilę tłumaczyła, kiedy powinien brać lek i jak będzie on działać.

***

Kupili tabletki, wracając. Tomek poszedł na stancję pieszo. Ojciec pojechał do wynajętego mieszkania.
W mieszkaniu nie było jeszcze pani Roberts, więc Tomek został sam ze smokami. Miał nie brać leków sam. Ojciec stwierdził, że jakby leki miały mu zaszkodzić, ktoś powinien być w pobliżu. Smoki nie zadzwonią na pogotowie, gdyby dostał wstrząsu, będąc uczulonym na składnik leku.
Leki wziął rano, przed śniadaniem. Czuł się dziwnie, ale smoki nie zniknęły.
– Gdybyśmy nie istniały, to byśmy zniknęły – powiedział Ni – ale istniejemy. Powiedz coś Roberts, bo widzi, że łykasz prochy, a nie wie, co się dzieje.
Tomek szybko wymyślił coś o bólu brzucha i powiedział o tym kobiecie. Wydawała się uspokojona.
Zjadł śniadanie i wyszedł z domu. Była sobota. Nie chciał siedzieć w domu, ale nie miał pomysłu, co ze sobą zrobić. Gdy przystanął na ulicy, zastanawiając się nad tym, jakiś mężczyzna na niego wpadł. I rzucił przekleństwo na nieumiejącego chodzić Tomka.
Od kiedy to na chodniku nie można stać, bo jakiś palant nie umie uważać? Tomek już chciał odpowiedzieć, ale odezwał się Ni.
– Chce ci się?
– W sumie, to nie – mruknął chłopak po polsku. Mężczyzna poszedł dalej przekonany, że wpadł na jakiegoś głupiego turystę, który nawet nie pomyślał o nauczeniu się trochę angielskiego.

Już jest:
źródła: picmonkey+lifeofpics

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz