Nahu

22 gru 2016
Początek we wpisie Prolog
z tenpieknyswiat.pl, świątynia w Karnaku
Jedne istoty przemijają, giną,
inne zajmują ich miejsce i trwają,
Tak się już dzieje od czasów praojców.
że i bogowie, którzy niegdyś żyli,
dziś pogrzebani w swoich piramidach.
Nikt przecie stamtąd tutaj nie powrócił,
by opowiedzieć o tym, czym się stali,
by opowiedzieć nam o swoich dziejach
i żeby serca nasze uspokoić,
zanim – my sami podążymy kiedyś
tam, dokąd oni już dawno odeszli
~fragmenty Pieśni harfiarza w przekładzie Tadeusza Andrzejewskiego, Pieśni rozweselające serce

Któregoś dnia po powrocie do domu wszystkie Tomka smoki zebrały się na parapecie i okna. Perorowały o czymś w obcym chłopakowi języku.
Poobserwował to przez chwilę i doszedł do wniosku, że może leki zaczynają działać. Potem zainteresował się nauką biologii. Nie należy lekom przeszkadzać. Albo smokom.
Po chwili oderwał go od nauki Ni.
– Musisz narysować smoka – oznajmił.
Tomek popatrzył na niego i swoją gromadkę. Leki i tak nie działały, a Sanders kazała mu brać pod rozwagę rady smoków. Wziął zeszyt, w którym już nie rysował, tylko rozpracowywał, co smoki każą mu robić.
Narysować smoka, zapisał na nowej stronie. Teraz powinien zastanowić się nad powodami. Jednym z nich mogłoby być to, że lubi rysować smoki, a już trochę tego nie robił. Na następny nie miał pomysłu.
– Czemu miałbym to zrobić? – zapytał Ni.
– Bo już czas – odpowiedział za niego Ma-ul-li.
Najwyraźniej jedynym skutkiem brania leków będzie nie zniknięcie smoków albo chociaż niepowiększanie się ich liczby, ale Tomka beznadziejny nastrój w ostatnim czasie. Zapisał i obniżenie nastroju, i lakoniczne wyjaśnienie. Musiałby się zastanowić, czemu miałby nie rysować smoka.
– Naprawdę, zobaczysz różnicę, jak za ciebie myśleć będzie osiem osób, a nie siedem? – powiedziała Arammu.
Nie byłby tego taki pewien, więc dopisał: co za różnica, 7 czy 8?
Na kolejnej stronie zaczął rysować smoka podobnego do Żar-ptaka. Naszkicował pysk podobny do dzioba, duże oczy i czub z piór, a dalej ognisty ogon. Szkoda, że zgubił pomarańczową kredkę. Będzie musiał użyć mazaków, czyli ten smok będzie najbardziej jaskrawy w towarzystwie.
Przeszedł do rysowania kolorowych kresek na skrzydłach. Miały tworzyć pióra, czerwone i żółte. Teraz już tylko obecność trzech par kończyn, jednych przekształconych w skrzydła, informowała o tym, że to smok, a nie ptak.
Gdy smok był gotowy, zostawił go, by poradził sobie z wyjściem z kartki. Ka-tu odradził zamknięcie zeszytu.
Posprzątał książki od biologii i mazaki, uporządkował chaos na biurku i założył kurtkę. Żar-smok w tym czasie wyszedł z kartki i przyleciał na jego ramię. Jego długi, postrzępiony jak płomienie, ogon unosił się za nim i naprawdę wyglądał, jak ogień.
– Cześć, jak się nazywasz? – przywitał smoka.
– Nahu.
Tomek miał ochotę odpowiedzieć, że nazywa się Nah'tah ni yez'zi. Na szczęście miał w zanadrzu inne długie imię i to własne, a nie ukradzione innemu Tomkowi.
Wyszli razem z domu, a smoki chwaliły go za narysowanie Nahu i samego Nahu za zjawienie się idealnie w czas. 
– Gdzie idziesz? – zapytał Nahu. 
Tomek wyciągnął z kieszeni telefon. Będzie szedł, mówiąc po polsku do telefonu, żeby chociaż nie wyglądać jak wariat podczas rozmowy ze smokami. Oby tylko telefon wówczas nie zadzwonił. Nie lubił rozmawiać myślami.
– Idziemy najpierw do kawiarni, potem do kina. Spotkamy się z Kathleen i Ericiem i macie wtedy zająć się sobą, bo nie mogę się skupić na rozmowie z dziesięcioma osobami jednocześnie.
– Oni i tak wiedzą, że zawsze masz nasze towarzystwo – powiedziała Arammu.
– Ale wybieram ich. O czym to twoim zdaniem świadczy? Może o tym, że Kathleen i Eric istnieją?
– My też istniejemy – obruszył się Ka-tu.
Tomek schował telefon, oznajmiając tym samym, że to koniec rozmowy. W milczeniu dotarli do kawiarni Pod dębem. Drzwi skrzypiały jak zawsze, ale Tomkowi nie skojarzyło się to z wiekiem trumny.
Kathleen i Eric już siedzieli przy tym samym stoliku, gdzie spotkał się z ojcem po jego przylocie. A-ma-gi cieszył się z powrotu do miejsca narodzin. Kathleen śmiała się z czegoś, a Eric wyglądał na znacznie mniej zadowolonego.
Wskazał na Tomka, gdy ten przychodził.
– Zadaj mu to samo pytanie. Ja chcę zobaczyć i usłyszeć Tomka odpowiedź.
– Jakie pytanie? – zapytał, siadając przy Kathleen – Czy coś ważnego mnie ominęło?
– Zapytałam, czemu od żadnego z was nie usłyszałam o tym drugim i czemu Eric nie wspominał zbyt wiele o swojej żonie i nikt u nas jej nie znał, a ty nie wspominałeś o bliskiej przyjaciółce. A on niepotrzebnie się oburzył.
Tomek chyba nie rozumiał. Pewnie Kathleen zadała to pytanie zupełnie innymi słowami. Nie wiedział jednak, jak musiałaby je zadać, żeby aż Eric się oburzył. Nie, żeby oburzenie Erica było trudne.
Spojrzał na Erica. 
Tomek nie opowiadał o Orlicy, bo nie miał siły o tym mówić. Eric... chłopak podejrzewał, że nie mówił o niej z innego powodu. Orlica i przeszłość z nią stała się częścią tak jakby sfery sacrum. Prywatnej, gdzie nie wpuszcza się ludzi. Jakiekolwiek pytanie zadane przez Kat naruszało jego prywatność, intymność nawet. To musiało go oburzyć.
– Brawo – pochwalił go Ni – Nawet nie musiałem ci przypominać, byś się nad tym zastanowił. Powiedz mi jeszcze, dlaczego tak jest. I zrób coś z tym zaczynającym się konfliktem. 
Bo związek z Orlicą nie trwał długo. Ma niewiele wspomnień i nie chce się nimi dzielić. Boi się, że jeśli się podzieli, to będzie miał mniej tych wspomnień.
– Niektórych pytań się nie zadaje – powiedział kategorycznie Eric.
– Niektórzy ludzie wolą się dzielić pięknymi wspomnieniami niż trzymać je dla siebie jak świętość, skąd Kat miała wiedzieć? 
– Skąd ty wiesz? Ty umiałeś się domyślić, to Kat też mogła.
– Najwyraźniej Tomek też traktuje te wspomnienia jak świętość i dzięki temu na to wpadł.
– Nie – przerwał szybko te domysły – Domyśliłem się, bo znałem Orlicę i wiedziałem, ile trwał oraz jak wyglądał ich związek. Sam o niej nie opowiadałem, bo nie miałem do tego sił. To...
Westchnął.
– Żadne z was nie widziało nigdy takiego wypadku na żywo, gdy najbliższa wam osoba kończy w stanie, gdy zwłoki trudno rozpoznać. Albo choć wyciągnąć z samochodu. To nie jest coś, o czym chce się myśleć lub rozmawiać. Nie miałem siły na rozmowę o El. Boję się samochodów, boję się śmierci...
– Ale lęk przed śmiercią nie ma sensu – przerwał Nahu, wybijając Tomka z rytmu. Nie dokończył wypowiedzi.
– Tak, wiemy. Jesteś taki pokrzywdzony przez los. I od tego widzisz smoki.
Eric odchylił się do tyłu, jakby chciał odsunąć się od Tomka. Patrzył z bezczelnością człowieka, który wie, że kogoś rani i cieszy się z tego faktu. Chłopak miał wielką ochotę zrobić mu krzywdę.
– Poddawanie się takim emocjom nie jest i nie będzie twoim zwycięstwem – zauważył Nahu – Skoro chciał cię zdenerwować, to nie pozwalaj mu osiągnąć celu.
– Zauważ, że musi się martwić o ciebie – wtrącił się Ni – choć wcale nie prosił o bycie niańką przyjaciela, on stracił żonę i córkę i mimo że tego nie widział, to też czuje ból. Pozwól mu na jedną złośliwość.
Czy jeśli pozwalam mu na złośliwość, to muszę to znosić?
– Nawet nie powinieneś, po co otaczać się tym, co ci nie pasuje?
Ta wymiana zdań trwała zaledwie kilka sekund, Tomek miał wątpliwości, czy Ni i Nahu się odzywali, czy zadziałali poprzez jego własne, wewnętrzne myśli.
Wstał i odszedł.
Kathleen, która już wcześniej wyglądała na przerażoną słowami Erica, pobiegła za nim. Wyszli z Pod dębem w milczeniu.
– Nie zareagowałeś zbyt emocjonalnie?
– Chciałem się na niego rzucić. Wychodząc i rezygnując z kłótni, mogę się nazwać oazą spokoju. 
– To wszystko brzmi, jakby Eleanor i jej córka były jakąś wielką tajemnicą.
– Śmierć jest wielką tajemnicą. Nikt nie chce o niej rozmawiać.
– I tak umrzesz – oznajmił Nahu.
– Dzięki.
– Co któryś z nich powiedział? – zapytała Kat.
– Nahu, mój ósmy smok, oznajmił, że i tak umrę. Cieszę się bardzo z przypomnienia tego faktu.
– Lęk przed tym nie ma sensu.
– Nahu też tak twierdzi. Pozostałe są neutralne światopoglądowo.
Odwrócił się. Eric wyszedł za nimi. 
– Mam wielką ochotę zrobić coś, co go jeszcze bardziej zdenerwuje.
Ni popatrzył na mężczyznę.
– Nie sądzę, by spodziewał się takiej reakcji. Zorientował się, że przegiął, jest na ciebie zły, na siebie zresztą też.
– Chyba nie podoba mu się, że poszłam za tobą – zauważyła Kathleen.
– To dobrze – mruknął Tomek i pociągnął dziewczynę za sobą wprost w wycieczkę młodzieży. Bardzo się zdziwił, że trafił akurat na Polaków. Na przepraszam reagowali znacznie lepiej niż na te same słowa po angielsku. Eric musiał ich zgubić wśród tych nastolatków i nie widział, jak wchodzą do mijanego przez wycieczkę pubu.
– Myślę, że nasze zniknięcie go zaniepokoi. I nie waż się odbierać telefonu. A skoro nie zdążyliśmy nawet zamówić herbaty, to możemy się napić tu... może mają coś innego niż alkohol. Tylko nie wiem, czy uda nam się pójść do kina tak, jak chcieliśmy.
– Wuj ma bilety – Kathleen rozwiała jego wątpliwości.
Pub był takim stereotypowym pubem. Nie wyglądał na miejsce, gdzie można dostać coś innego niż piwo i trunki innego rodzaju; upchnięta za barem czerwona lodówka coca-coli z gazowanymi napojami i wodą zdawała się zupełnie nie na miejscu. Barmanka paliła papierosa, nie przejmując się zakazem palenia wiszącym na drzwiach. Klienci ją w tym naśladowali. Po lewej jacyś mężczyźni grali w darta, stał też stół bilardowy, przy którym nikogo nie było. Stoliki były po prawej stronie drzwi, mogli też usiąść za barem na jednym ze stołków wyglądających na niewygodne.
A do tego wszędzie były elementy związane z motoryzacją. Wszędzie. Na jednej ścianie wisiały zdjęcia starych samochodów, na drugiej zdjęcia z wyścigów czy rajdów, na blacie baru stał mały model samochodu, dla odmiany nowoczesnego, nawet kanapy i krzesła wyglądały jak element wyposażenia samochodu lub jak zrobione z czegoś, co zostało z maszyny po wypadku. Dwa mniejsze stoliki składały się ze szklanego blatu położonego na jakichś metalowych kołach zębatych i złomie jako nogach, a komoda pod ścianą wyglądała jak przód starego automobilu. Na suficie zaś były przyczepione opony, jeden Motoryzacyjny Bóg wie, co tam robiły. To przerażające.
Tomek już nie chciał tu być. Może poczekać chwilę, by Eric na pewno dał sobie spokój, a potem znaleźć inne miejsce?
– Spokojnie, to tylko samochody. Nie rzucaj się tak z powodu przeszłości, której już nie ma – powiedział Nahu – Może nie bój się żyć tylko dlatego, że to i tak się skończy.
– Już ci zresztą o tym mówiłem – przypomniał Takalu.
Tomek westchnął. Wszechobecne samochody, tak czy siak, musi nauczyć się znosić. Może przynajmniej nie ośmieszy się przed Kat jeszcze bardziej, jeśli zniesie ten wystrój. Jeśli przetrwał jazdę samochodem, choć było okropnie, a teraz przetrwa ten pub, to w ramach zakładu ze sobą i rozwoju osobistego, nie będzie marudził na jazdę samochodem ojca. A o prawie jazdy pomyśli po tym etapie...
Nie, prawo jazdy to jednak nadmiar ambicji.
Usiedli przy jednym ze stolików na kanapie z okrągłymi, starymi światłami w podłokietnikach. Przynajmniej była muzyka, a nie nagrane klaksony. Jakiś pub rock typowy. Tomek sięgnął po kartę. Pierwsze piętnaście stron zajmowały piwa, z wyjaśnieniami, do jakich pasują potraw i w jakim szkle je podawać. Dalej okazało się, że są ze trzy rodzaje herbat w tym English Breakfast i trochę gazowanych napojów.
– Tam jest polska rejestracja – zauważyła Kathleen, patrząc na ścianę z zawieszoną na niej kolekcją rejestracji. Tomek spojrzał.
– Nawet trzy polskie rejestracje, ta czarna LWX jest z czasów długo sprzed Unii, ta biała z niebieskim paskiem i flagą na nim z czasów tuż przed wstąpieniem, a ta z gwiazdkami zamiast flagi jest już unijna.
Przypomniało mu się, że jako dziecko zupełne lubił samochody. I zamęczał babcie pytaniami o nie. Przypomniał sobie też coś innego.
– Córka El lubiła jeździć samochodem. Pamiętam, raz, gdy zaczęła płakać w nieodpowiednim momencie, El posadziła ją w samochodzie i pojeździła trochę w kółko po parkingu, by się uspokoiła.
Właśnie sprzedał swojej dziewczynie sacrum Erica. Może mu nie powtórzy. Nie spodziewał się tego po niej. To Eric miał w zwyczaju rozgadywać wszystko na prawo i lewo, dlatego Kat wie o jego chorobie. 
– Podobno nie miałeś siły o tym mówić.
– Najwyraźniej jestem coraz silniejszy.
– Najwyraźniej mamy na ciebie dobry wpływ – powiedział Nahu, a Arammu wyszczerzyła zęby zza pleców Kat, wszystkie jej kolce nagle zaczęły wydawać się groźniejsze i ostrzejsze.
– Jak myślisz, dlaczego potrzebny był kolejny smok, który twierdzi, że lęk przed śmiercią nie ma sensu? – zapytała dziewczyna.
– Bo może chcę wreszcie żyć normalnie i nie bać się jazdy samochodem ani wystroju pubu. Może mój lęk poszedł już za daleko.
– Czyli zgadzasz się ze mną – Nahu tryumfował, latając pod sufitem.
– Czyli chcesz pozbyć się tego lęku – Tomek nie był pewny, czy Kat go zapytała, czy po prostu stwierdziła.
– W końcu śmierć i tak będzie, wcale nie interesuje jej mój lęk. Jak wyjaśnić istnienie takiego lęku?
– Magia – powiedziała Kathleen, sięgając po kartę – To tak nielogiczne, że innego wyjaśnienia nie ma.
Tomek westchnął. Aż wstyd się przyznać, że się samemu wierzy w magię. Nie podobał mu się świat zdominowany przez racjonalistów. Czuł się jak idiota. Miał kiedyś utiesznicę, a sól była stosowana nie tylko w kuchni.
– Wierzysz w magię? – zapytał. Postarał się, by jego ton brzmiał kpiąco, żeby nie dało się jego samego oskarżyć o wiarę w magię.
– Pewnie. A ty nie?
Wyprostował się momentalnie. Wreszcie znalazł kogoś, kto też wierzy w magię.
– A my, my też wierzymy w magię i nami się nie cieszysz – powiedział Ka-tu, niszcząc tę piękną chwilę.
– Też wierzę w magię...

Wybiegając daleko w przyszłość...
– Zapal. Sprawdź, czy masz luz. To przestaw na jedynkę... sprzęgło! Teraz możesz. Ruszaj. Hamulec ręczny. No, puszczaj sprzęgło i naciskaj gaz. Możesz potem wykręcić, może uda ci się zawrócić.
Może. To nie pomaga.
– No, Kubicą tak szybko nie zostaniesz.

Pst! Już jest:
źródła: picmonkey+lifeofpics

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz