W tekście Znikasz, tato napomknęłam trochę o zjawisku popduchowości. Jest to niepokojący trend w duchowości i religii, coś więcej niż zwykły synkretyzm religijny. Obejmuje np. kulturalne zawłaszczenie.
Spróbujmy przyjrzeć się i synkretyzmowi, i popduchowości.
Muzyką pop nazywamy miękką wersję rocka przeznaczoną dla szerokiego grona odbiorców, udającą, że ma jakieś głębsze treści, gdy ich nie ma, na której zarabia się mnóstwo pieniędzy. W sferze duchowości istnieje coś, co zachowuje się podobnie. Tak najprościej można by opisać popduchowość. Można by ją jednak opisać krócej. Krótko: popduchowość to jest to, że weszłam do sklepu w Krakowie i zobaczyłam tęczowy łapacz snów obok Buddy. Istnieją pophistoria i popfeminizm, a przynajmniej ja spotkałam się z takimi określeniami, popduchowość też może.
Nagrodą za przeczytanie wpisu jest filmik! Umieściłam go na samym końcu.
Synkretyzm – tendencja rozwojowa kultury, w tym także religii, polegająca na łączeniu niejednorodnych elementów doktrynalnych i obrzędowych, wywodzących się z różnych epok i kultur w jedną całość. Współczesne procesy synkretystyczne przejawiają się w wierzeniach Afryki i Południowej Ameryki.
Nie ma religii, która nie byłaby synkretyczna. Synkretyzm istniał zawsze i wszyscy jesteśmy wyznawcami religii-mieszanek. To nie on jest problemem.
Religia to teoria
Religia jest czymś takim jak teoria naukowa. Teoria coś tłumaczy, a także zmienia się w zależności od nowych danych. Tak samo religia tłumaczy świat i tak samo, jak nie jest obrazą dla teorii heliocentrycznej, że ją lekko przerobiliśmy, tak dla żadnej religii nie jest hańbą, że zaczerpnęła coś z innej. Ba, jest to jej zaletą – przecież to oznacza, że z dwóch religii ma najlepsze cechy. Synkretyzm religijny w żaden sposób nie jest miarą prawdziwości religii. To człowiek tworzy nowe teorie, by jak najbardziej zbliżyć się do prawdy, może dokonuje postępu i to te najbardziej synkretyczne religie są najlepsze. A może niepotrzebnie komplikuje i to te najprostsze opisy bogów i świata pozagrobowego są prawidłowe.
To piękne, że religie się rozwijają i zbliżają do prawdy. Nie wiem, czy któraś już opisała świat doskonale, ale może kiedyś taka religia zaistnieje.
Chrześcijaństwo jest jedną z bardziej synkretycznych religii. Trójca święta to grecki logos i ruah jako Duch Święty, Bóg Ojciec to Jahwe, który być może był jednym z elohim. Jahwe był groźny i górsko-burzowy1. Do niego dołączono Atona, wtedy religia stała się bardziej monoteistyczna. W miarę rozwoju religii dołączali się Ahura Mazda, Jowisz, Zeus i kolejni europejscy gromowładcy. Wreszcie, Jezus jest postacią historyczną, ale jego mitologiczna interpretacja czerpie z kultu Mitry. Dualizm jest jak w zaratusztrianizmie, a kult Maryi i niektórych świętych przypomina pogańskie kulty bogiń. Ta religia nie ma wcale własnych świąt, wszystkie ma zaczerpnięte z innych.
Nie mówi się za często o tych powiązaniach chrześcijaństwa. Z tego powodu znajdujemy np. takie kwiatki – zwyczaje bożonarodzeniowe nie są chrześcijańskie. Te tradycje są wspólną własnością wszystkich żyjących w kulturze europejskiej, także ateistów. No i drugi przykład niewiedzy – medycynę też tworzyli chrześcijanie, nawet księża. Tak wygląda ustalanie, do kogo należy nauka i tradycja, gdy się nie ma wcale wiedzy.
Rodzimowierstwo jest nieco mniej synkretyczne. Wiele podobieństw z religiami indoeuropejskimi jest skutkiem wspólnego pochodzenia. Potem pojawiły się pewne wpływy zaratusztrianizmu przez ludy stepu, a także Celtowie i Germanie mieli na nas wpływ. Chors jest podejrzewany o irańskie korzenie – ja akurat skłaniam się ku rodzimej etymologii.
Bahaizm ma wyjaśnienie, dlaczego religie są podobne – każdy kolejny prorok był wysłany przez tego samego boga z nowymi zaleceniami. Przez to baha'i może się szczycić tym, że jest religią synkretyczną. Zawiera najnowsze przesłanie od bóstwa.
Kolejną religią jawnie synkretyczną jest wicca. Mimo bardzo starych korzeni nie jest kontynuacją żadnej poprzedniej religii, ale religią samodzielną, powstałą w latach czterdziestych. To religia misteryjna i inicjacyjna wywodząca się z kowenu założonego przez Geralda Gardnera. Wiccanie czczą Boga i Boginię, jako parę spośród wielu bogów, ale też jako wszystkie siły transcendentne. Święta związane z porami roku określiłabym jako paneuropejskie, bo wiccanie łączą tradycje pogańskiej Europy. W kwestii moralnej ważne są Prawo Trójpowrotu i Wiccańska Porada:
Gdy krzywdy nie wyrządzasz, czyń podług swej woli
Od pewnego poziomu synkretyzm mnie odrzuca. W rodzimej wierze mi nie przeszkadza, a w chrześcijaństwie jest na mój gust za daleko posunięty. Wydaje mi się, że stworzenie spójnego systemu przy korzystaniu z elementów niepasujących, pochodzących z wielu źródeł, nie jest możliwe.
Co zmieniła globalizacja?
To piękne, że żyjemy w czasach, gdy cała wiedza ludzkości jest na wyciągnięcie ręki. Gdy całe dziedzictwo ludzkości jest na wyciągnięcie ręki. Cała duchowość jest nasza wspólna i nie należy koniecznie wyznawać rodzimej wiary tylko dlatego, że jest się Słowianinem. Wszystko jest naszym wspólnym dziedzictwem.
Dziedzictwu należy się szacunek. Należy też zachować jego sens. Należy je zrozumieć. Nie można zachować obrzędu bez jego otoczki mitologicznej.
Łączenie elementów, synkretyzm i sięganie po obce religie są okej. Jeśli rozumiesz te religie. Jeśli ma to logiczne uzasadnienie – np. nie możesz użyć swojej religii w danym celu.
Warto przemyśleć, czemu sięgamy do jakiejś religii. Np. rodzimowiercy sięgają do porównań z innymi religiami indoeuropejskimi, bo nie wiemy wszystkiego, a te religie są podobne. Niektórzy sięgają aż d religii Indian Ameryki Północnej. Ba, da się to nawet mądrze uzasadnić, ale nie tak, by mnie przekonać.
- Nie wszystko wiemy, więc potrzebujemy porównań.
- W Ameryce Północnej warunki naturalne są całkiem podobne.
- W podobnych warunkach rozwijają się podobne rzeczy, np. bizon jest podobny do żubra, grizzly do niedźwiedzia brunatnego zwyczajnego.
- W przypadku religii zapewne też istnieją analogie.
Globalizacja sprawiła, że zniknęły ograniczenia geograficzne. Zacznijmy się więc ograniczać rozumem.
Wszędzie ta komercja
Co jakiś czas natykam się na plakaty zapraszające na jakieś warsztaty. Na nich ktoś mi powie wszystko o moich poprzednich wcieleniach. Ktoś płaci za miejsce na plakaty, ktoś płaci, żeby pójść na warsztaty... wiwat kapitalizm.
Na takich rzeczach też się zarabia. Jeśli połączysz dwie rzeczy, masz dwie grupy odbiorców. Jeśli podepniesz się pod coś starego i cenionego ze zwykłą gimnastyką czy coachingiem, to będzie dobra reklama. Istnieje teoria, że w pewnych kręgach umiejętność podpinania się pod starszą tradycję wpisuje się do CV.
Nie lubię, gdy to pod moją religię ktoś się podpina. Dla mnie to wiara, styl życia i tożsamość. Takie sprawy nie mają przeliczenia na pieniądze. Takie sprawy traktuje się poważnie.
Dla marketingowców ważna jest tylko moda i popyt. Dla tworzących popyt – wartości estetyczne. Budda staje się tylko dekoracją. Rihanna2 hiperseksualizująca strój stworzony, by ukryć seksualność, to też nieodpowiednia sytuacja.
Kolejne problemy to próby zagarnięcia/zanieczyszczenia/sprofanowania w inny sposób ziemi świętej dla np. Indian. Znamy sytuację Uluru, na którą turyści wciąż wchodzą. Ale nie wolno na nią wchodzić, chyba że bierzesz udział ceremonii plemienia Anangu.
Gdy już coś ci zabiorą, jest zdziwienie, że nadal to masz. W USA zdarza się, że noszenie dredów czy typowa dla danej kultury kuchnia jest źle odbierane... jeśli widzi się to u ludzi z tej kultury. Dredy na białym są okej. Pióropusz to strój na Halloween. Żeby szanowano tak kulturę i jej twórców, jak lubi się niektóre elementy kultury.
Rodzimowierców kojarzy się potem z resztkami inglizmu. Ciekawe, czy ich przywódca trafi za kratki następny raz3... Słyszeliście o podziale pogan na łysych i długowłosych? To dobry opis PR-u jaki mamy. Z jednej strony New-Age'owi hipisi, z drugiej – nacjololo z odpowiednią haplogrupą. I Wielka Lechia. Mamy też słowiańską gimnastykę. To bardzo fajne ćwiczenia, ale nie są słowiańskie. Tylko że bez tej słowiańskości gorzej by się sprzedawały.
Niedawno usłyszałam, że chociaż część religii mam oryginalną, a nie wziętą z chrześcijaństwa. A to przecież nie ja zabierałam chrześcijaństwu drapanki. Działa tu to samo zjawisko co z dredami, tylko setki lat później. Ktoś jest zdziwiony, że mam element kultury zawłaszczony przez innych. I to przy mnie jest on mniej akceptowalny. Bo skoro ja się odcinam od chrześcijaństwa, to jak mogę kultywować te zwyczaje?
Może chodzi tylko o różnice wrażliwości? Mnie odrzuca od chrześcijaństwa nadmierna niespójność, ale nie wszystkich odrzuca. Może więc istnieć grupa, dla której nie ma problemu z tym że gimnastyka nie jest słowiańska i oni nie odczuwają, że zabierają nam naszą kulturę... Nie, każda próba dogadania się z kimś od gimnastyki polegała na tym, że ta osoba bredzi o słowiańskości, a nie ma dowodów i na moje dowody na niesłowiańskość też nie reaguje. Bardzo zależy na słowiańskości gimnastyki tym, którzy za nią płacą. Trudno powiedzieć, jak jest z tymi, którzy zarabiają. Może przyjrzyjmy się sprawie innych podpinających. Zwykle z zacietrzewieniem przekonują, że są prawdziwymi szamanami i za pięćset ojro od łebka ponastawiają nam czakry z pomocą zwierzęcia mocy. Może nie uważają, by takie działania były jakąś szkodą dla plemienia, które jest ich ofiarą.
Moim zdaniem są granice, których nie powinno się przekraczać. Niezależnie od wrażliwości.
Europocentryzm?
Istnieją religie, których z zasady się nie kradnie. Nie można użyć Jezusa. Nie ma jezusowej gimnastyki czarownic. Jezus jest traktowany z szacunkiem. Nie wspinasz się na katedrę jak na Uluru.
Chrześcijaństwa nie kradniemy. Islamu i judaizmu też nie. Przyczyną może być to, że wszyscy je znają. Zorientują się, gdy ta religia zostanie sprofanowana.
Innym wyjaśnieniem może być to, że wyznawcy tych religii zasługują na szacunek. Te religie zasługują na szacunek. Europocentryzm to, świadome lub nie, stawianie europejskich (i generalnie zachodnich) rozwiązań, problemów, kultury czy wartości wyżej niż te z innych kręgów kulturowych. Trzy religie, których się nie kradnie, są czymś naszym, już zaakceptowanym i przetworzonym przez zachodnioeuropejską kulturę. To czyni je lepszymi od pozostałych.
Słowiańskość nawet Polakom kojarzy się ze wschodem. Kulturalne przywłaszczenie najczęściej sięga do elementów kultury rdzennych Amerykanów i Australijczyków, na Daleki Wschód i do Afryki. Biała supremacja kulturalna i Słowianie, znowu murzyni Europy. W niewielkim stopniu dzielimy ten tytuł z Celtami i Germanami, ale oni są bardziej na zachód.
Wyjaśnienie może być też inne. Niektórzy z ludzi łapanych przez marketingowców na duchowość odeszli od chrześcijaństwa. Nie są jednak ateistami, mają inne potrzeby. Nie nadają się na ateistów, niezbędna im jest alternatywa dla religii chrześcijańskiej. Mogliby sami jej poszukać, ale akurat teraz mówimy o tych leniwych. Szukają alternatywy, najlepiej czegoś niepodobnego do chrześcijaństwa. Nie zapłacą za coś z elementami chrześcijańskimi.
Za tysiąc dolarów strażniczka pradawnej wiedzy Dakotów przekaże ci ją. Przy ofercie jest zdjęcie owej strażniczki. Jest biała. Istnieje szansa, że wychowała się wśród Dakotów, a ci nauczyli ją różnych rzeczy.
Szkoda, że nie nauczyli, że religią się nie handluje.
Mogłam się śmiać z tej sytuacji. Bo nie należę do plemienia Dakotów. Mnie to może śmieszyć. To przecież tylko złamanie The United Nations Declaration on the Rights of Indigenous Peoples, która chyba prędzej niż Indianom pomoże krymskim Tatarom. Ukraina uznała ich za indigenous.
Czym jest popduchowość?
Powstaje taki kosmopolityczny ezo-standard. Należą do niego od dawna hinduskie czakry, mezopotamski zodiak i tarot. Nowe są New Age, wicca w wersji fluffy bunny, słowiańska joga. Oczywiście, istnieje hinduizm i ćakry, istnieją popduchowe czakry4, istnieje wicca i flafikowatość. Popduchowość jest obok każdej tradycji, do której sięga, nie należy naprawdę do żadnej.
Popduchowość ma w zwyczaju posługiwać się dziwnymi terminami bez znaczenia. Niskie i wysokie wibracje, kwanty, ego, najwyższe dobro czy źródło pojawiają się obok absolutu, źródła, miłość, matryce i siatki krystaliczne. Ja wiem, czym jest kwant, wiem, czym jest ego, a nadal nie wiem, o czym ci ludzie mówią. Gdy słyszę o miłości w wersji popduchowej... cóż, nie chciałabym żyć w świecie, gdzie ludzie tak by rozumieli miłość i najwyższe dobro. Absolut i źródło jeszcze rozumiem. Wibracje bywają też pozytywne i negatywne, a popduchowe krasomówstwo tworzy różne dziwne sytuacje. Stąd właśnie ten kotek na początku. Popduchowi często każdą krytykę zrzucają na karb negatywnych wibracji lub innych takich spraw (lubią swoją teologię/demonologię/whatever mieszać do wszystkiego – patrz niżej). Reagują ignorowaniem, bo krytykujący ma niższy poziom świadomości albo oni zbudowali właśnie tęczowy mur radości.
Można by powiedzieć Nie słucham cię lub zignorować niewygodne słowa. Ale o ile lepiej powiedzieć Twoje negatywne wibracje nie są w stanie przebić się przez mój tęczowy mur radości.
Popduchowość ma być przyjemna. Wszystkich tęcz, serduszek i radości będzie więc dużo. Wszystko, co niemiłe, trzeba zignorować lub zakłamać.
Zachodzi makdonaldyzacja - stopniowe upowszechnianie się zasad działania znanych z barów szybkiej obsługi we wszystkich dziedzinach życia. Cechy tego procesu:
- ujednolicenie towarów, usług, tu: wierzeń, światopoglądu itd.;
- traktowanie wszystkich tak samo;
- przewidywalność;
- ilość ponad jakością;
- dostępność towarów i usług dla wszystkich o każdej porze.
Tracimy różnorodność religii. Wszyscy mamy czakry tak, jak wszyscy znamy logo M i kupujemy takie same hamburgery. Przestają się liczyć inicjacje, obrzędy, wtajemniczenie, wszystko jest przecież dla wszystkich. Znika też jakaś tajemnica, świętość sfery duchowej, gdy można przewidzieć wszystko.
Spiritual bypassing
Wydaje się, że popduchowość może mieć związek z tym zjawiskiem.
Bypass znaczy objazd. Nazywamy tak też pomostowanie aortalno-wieńcowe. Jest to wszczepienie pomostu naczyniowego, by ominąć miejsce zwężenia tętnicy wieńcowej. Stosuje się przy zawałach serca i zaawansowanej chorobie wieńcowej. To moje najbardziej oczywiste skojarzenie ze słowem bypass. Istotą duchowego bypassingu jest omijanie.
Wyobraźcie sobie osobę zajmującą się prawem przyciągania zamiast realnej pracy nad celami. Prawo przyciągania samo w sobie jest okej i pomaga przy osiąganiu celów. Nie potrafi jednak tego zastąpić.
Religijne wierzenia lub praktyki duchowe mogą być użyte do uniknięcia niekomfortowych uczuć, starcia z problemami, poradzenia sobie z traumami czy niektórymi potrzebami. Jednocześnie bypassing oddziela od prawdziwej duchowości, tworząc sztuczną strefę przyjemności. Otoczoną tęczowym murem radości. To czasami ucieczka w pozytywność przed trudnymi tematami.
New Age
New Age jest złożonym i wielowymiarowym alternatywnym ruchem kulturowym. Nie zakwalifikowałabym całego do popduchowości.
W latach sześćdziesiątych pojawili się hipisi. Jak wiadomo, byli zafascynowani duchowością wschodu i ćpali, co im zmieniało postrzeganie rzeczywistości. Zaczęła się rewolucja seksualna, świat się poważnie zmieniał. Pojawiła się zatem wiara, że ta epoka jest przejściowa. Kończy się jedna epoka (era Ryb, Eon Ozyrysa), a potem zacznie się druga, lepsza (era Wodnika, Eon Horusa5). Nie będzie konfliktów, nie będzie granic państwowych, zamieszkamy w cudownej utopii łączącej całą ludzkość, dokonujemy takiej duchowej zmiany co 2150 lat.
Jest oczywiście czerpanie z wielu systemów. W dość dużym skrócie New Age to trochę duchowości indiańsko-dalekowschodniej + motywacyjny bełkot i coaching. Coaching też jest popduchowy. Wszystko jest dobre, miłe, świetliste, boskie, ma w sobie cząstkę absolutu. Światło, życie, tęcze, serduszka, natura i różowe jednorożce. A jak nie jest miło i przyjemnie, to znaczy, że trzeba się zjednoczyć ze światem, taka karma lub po prostu nie jesteś wystarczająco oświecony. Naprawiać swoje życie? Po co?
Typowo newage'owym poglądem można nazwać wiarę, że wszystko jest jednością. Istnieją odpowiednie terminy nazywające tę jedność – jednia, absolut, kosmiczna energia, miłość, bóg, źródło. Zwróćcie uwagę, znowu dziwne pojęcia bez treści. To monizm i panteizm.
By zespolić się ze wszechświatem, praktykuje się jogę (culturally appropriated, oczywiście), reiki, channeling, medytację i afirmacje. Celem i sensem istnienia jest miłość. Nikt za bardzo nie wie, w jakim sensie, ale serduszkujmy tęczą.
Fluffy bunnies
Ludzie zajmujący się wicca w formie popduchowej. Rozpoznasz po byciu zarozumiałymi.
Są wiccanami, czarownicami, chaotami, szamanami, są, kim chcą. Nie mieli inicjacji. Co tam inicjacja. Wystarczy, że czują się jak to, czym chcą być. Obowiązkowe jest nie znam się, więc się wypowiem. Zagłębianie się w temat nie jest potrzebne, wystarczy wiedza powierzchowna.
Prawo trójpowrotu zmieniają w Zło wraca, więc bądź dobry, więc nie grzesz. Totalne niezrozumienie i spłaszczenie tematu oraz obsesja na punkcie zła. No bo zło jest be. Również wiccańską poradę dziwnie interpretują.
Generalnie, są dwie wersje flufików. Jedna to ta od bycia miłymi, kochanymi i tęczowymi. Jednocześnie trzeba unikać wszystkiego, co niesympatyczne np. krytyki. Czyli znana ucieczka w pozytywność.
Druga grupa to fluffy bats. Oni rzucają klątwy, skutek jest raczej marny. Mhroczniaki od krwi, wampirów, ciemności, nocy i żądzy. Fantazjują o składaniu krwawych ofiar. Nie są niebezpieczni, te fantazje są całkiem oderwane od rzeczywistości.
Flufiki to zjawisko bardziej obecne w wicca, ale wśród neopogan i pogan innych ścieżek też się zdarza. Znacie pewnie przynajmniej kilka przypadków:
- Rodzimowierstwo/Asatru: słowiańscy/germańscy bogowie zwyciężają mimo żydowatykańskiej okupacji, zniszczymy ich, chrześcijaństwo dla słabych owieczek;
- Rodzimowierstwo/Asatru z rasizmem, nazizmem i innymi niezbyt przyjemnymi izmami;
- Rodzimowierstwo: nasi przodkowie szanowali naturę, byli pokojowymi dziećmi-kwiatami, mieli mądrość bogów, a potem to wszystko zapomniano, powrót do przyrody, magiczna glęgolica i jeszcze antyszczepionkizm;
- Ynglizm, Lechia; pozwolę sobie podsumować memem:
- Spódnica odpowiednio ustawia kobiecą energię, golenie włosów łonowych jest złe, kobiecość, matczyność, porównywanie kobiet w chustach do cukierków w papierkach lepszych od tych bez papierków, wszystkie kobiety muszą żyć w jeden określony sposób, taki ezo-seksizm;
- Szamanizm: duchy mnie co prawda nie wybrały, inicjacji nie było, ja sam chciałem kamłać... Kamłanie to ciężki kawałek chleba. Nie ufaj ludziom, którzy pchali się do tego sami.
Pewnie mogłabym znaleźć jeszcze kilka dziwnych odpałów, ale to znam najlepiej.
Podsumowując, wszystko jest dla ludzi. Byle z rozsądkiem.
Popduchowość jest niebezpieczna, ale my i tak istniejemy. Rodzimowierstwo nie zniknie przygniecione ynglizmem. Białoświatełkowcy nie przejmą wicca. Zawsze będą obok nas, w tej swojej dziwacznej rzeczywistości.
Wesołego Imbolc i smacznych malowanych jajek podczas uroczystej wigilijnej kolacji przed nim, zanim zatańczycie Taniec Ducha wokół chanukiji z dziewięcioma świecami.
1 Judaizm, Witold Tyloch.
2 Zdjęcie ukradzione z postu na Joojoo Azad.
3 O tej sprawie przeczytasz tu.
4 Użyjmy tej różnicy pisowni do odróżnienia.
5 Crowley nie był popduchowy, ale jego wersja jest lepsza.
2 Zdjęcie ukradzione z postu na Joojoo Azad.
3 O tej sprawie przeczytasz tu.
4 Użyjmy tej różnicy pisowni do odróżnienia.
5 Crowley nie był popduchowy, ale jego wersja jest lepsza.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz