To moim zdaniem dość nieprzyjemna bajka, bo ma nawiązania do historii i leje się więcej krwi niż kiedykolwiek u mnie.
Plemię Wi żyło spokojnie niedaleko brzegu Wielkiej Wody. O ile inne plemiona wojowały, łowiły ryby i żeglowały, o tyle Wi byli spokojnymi rolnikami. Nie zbliżali się do Wielkiej Wody. Bali się jej potęgi. Nie prowadzili też wojen, a inne plemiona na nich nie napadły, wiedząc, że w okresie wielkiego głodu u Wi można kupić jedzenie. Wi byli szanowani.
Wśród Wi żył młody Enad, który do nich nie pasował. Enad podziwiał wojowników i żeglarzy z innych plemion. Często wymykał się nad Wielką Wodę, choć mu tego zabroniono. Pewnego dnia ujrzał na horyzoncie łodzie, przypominające małe żaglówki plemienia Zes, ale gigantyczne i mające wiele żagli. Obserwował, jak wielkie łodzie przybijają do brzegu. Zeszli z nich ludzie o innym kolorze skóry niż wszyscy, których Enad widział. Ich ubiory nie przypominały też tych noszonych przez Wi i inne plemiona. Widział jednak, że ludzie ci są wynędzniali, tak jak Zes czy Try, gdy błagali ich, by sprzedać im zboże dwa lata temu, gdy morze nie dało im ryb.
Ludzie ci byli całkiem niedaleko krzaków, w których ukrył się Enad. Rozmawiali w dziwnie miękkim języku z krótkimi słowami. Mieli przy sobie długie noże i kije z metalu, jedno i drugie wydawało się być bronią.
Enad nie wiedział, co zrobić. Dziwni ludzie przerażali go, ale i ciekawili. W końcu uciekł do swojej wioski. Nie powiedział nikomu o spotkaniu.
Następnego dnia obudził go krzyk. Krzyczała jakaś kobieta, w jego języku. Potrzebowała pomocy. Zerwał się i zobaczył ojca wychodzącego z chaty. Pobiegł za nim.
Do jego wioski przybyli ci dziwni ludzie. Kobieta zaś już nie krzyczała. Leżała na ziemi z raną w piersi. Nie wiedział, jakiej broni użyli, ale musieli szybko zostawić kobietę albo zabić ją z daleka. Obcy wpadali do chat, wyciągając z nich każdego Wi i zapasy żywności, a także złoto.
Rzeź trwała zaledwie kilkanaście minut, gdyż Wi nie umieli się bronić, a już na pewno nie przed straszliwą bronią obcych. Enad uciekł i ocalił swe życie. Schronił się u wojowniczego plemienia Try. Postanowił się zemścić, a nikt nie nauczy go walczyć lepiej niż wojownicy Try.
Rem, jeden z Try, postanowił go uczyć. Każdy Try zna swoje sztuczki, dzięki którym może pokonać przeciwnika. Nauczył się ich od swojego ojca, a ten od swojego. Rem jednak nie miał synów, tylko jedną córkę Pavę, zatem tajemnice musiałby zabrać do grobu, gdyby nie pojawił się Enad.
Enad poza nauką miał zaledwie kilka obowiązków wynikających z życia wraz z Remem i Pavą. Nie palił się do żadnej pracy. Nadal wymykał się do lasu albo nad Wielką Wodę, by myśleć. A gdyby opowiedział o obcych? Może Wi uciekliby przed ich atakiem?
Obcy siali spustoszenie w jego świecie. Nawet Try ponieśli klęskę, gdy napadli ich niewielki oddział. Zes byli na granicy wymarcia. Z plemienia Wi on był ostatni.
Gdy zamiast nad Wielką Wodę, poszedł do lasu na wschodzie, zauważył coś dziwnego. Zainteresował go niezwykły blask wody w strumieniu. Nie odbijała z pewnością słońca – ono nie przedzierało się przez gałęzie drzew. Co powodowało to zjawisko?
Powtórzył to pytanie na głos.
– To tylko ja – odpowiedział strumień – Mam ci coś do przekazania.
– Zatem słucham – powiedział Enad przysiadając na kamieniu.
– Za Wielką Wodą jest wielki kraj. Jest bogaty i pełen wszystkiego. Nie brakuje tam nikomu żywności, jego mieszkańcy mają więcej rodzajów zbóż i owoców. Mają zwierzęta, które hodują na mięso, zamiast polować. Stamtąd pochodzą obcy.
– Dlaczego zatem byli wynędzniali, gdy przybyli?
– Podróżowali wiele dni przez Wielką Wodę. Wysłano ich, by przekonali się, czy jest coś za nią. Jeśli wrócą zza Wielkiej Wody i opowiedzą o tej ziemi przybędą tu nowi. Nie będzie już Wi, Zes i Try.
– Umarli nie zdradzają tajemnic.
Do tego przecież dążyli. Pozbyć się obcych, by nie krzywdzili ich więcej. By pomścić plemię Wi.
– I to ty masz pomścić swe plemię, tak zdecydowaliśmy, my duchy dolnego świata. Jednak nie możesz tego zrobić, bo już zatruli ci duszę.
Enad chciał zaprotestować. Przecież nie zadawał się z obcymi. Nigdy nic takiego mu nie zrobili... Nagle zrozumiał. Nie mógł ich zabić, bo martwił się, że to on był winny rzezi Wi.
– Nie wolno ci obwiniać się za zło, które wyrządzili inni. Przemyśl to.
Strumień przygasł i wyglądał już jak zwykła woda.
Enad wrócił do namiotów Try. Wkrótce zaproponował przymierze z Zes i wspólny atak na obcych. Nawet Rem był zdziwiony tym pomysłem. Tylko on i Pava dostrzegali zmianę, jaka dokonała się w milkliwym, zawsze jakby nieobecnym Enadzie, który teraz zdawał się żyć w trwającym momencie. Pava powiedziała mu, że martwiła się, czy nie targnie się na swe życie. Teraz już nie miała się czym martwić.
Podczas walki jakby wstąpił w niego nowy duch. O ile wcześniej myśl o jego własnej winie go hamowała, teraz dodała mu skrzydeł chęć zemsty. Tę walkę z obcymi sprzymierzone plemiona wygrały.
Nie został żaden obcy, który zaniósłby za Wielką Wodę wieść o jego kraju.
A oni świętowali przez wiele dni. Plemiona Zes i Try przysięgły sobie wieczną przyjaźń, a Enada namówiono, by dołączył do niej w imieniu Wi. Zaś wkrótce wieczni przyjaciele zjechali się na ślub Enada z Pavą.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz