Pewien mężczyzna nie miał nogi. Za jego czasów nie było normalnych protez, miał kij przedłużający kikut. Często siedział w fotelu i stukał tym kijem. A potem umarł.
Jego siostrzenica pewnego dnia usłyszała dziwny hałas. Weszła do pokoju. Wuj siedział w fotelu. I stukał.
Takie historie podobno dawniej opowiadano bardzo często. Podobno wielu ludzi widywało takie rzeczy. Zdarzało się, że przez chwilę widzieli osobę, której przy nich nie było. Potem okazywało się, że wtedy właśnie umarła.
Moja matka nie widziała żadnej zjawy mojego ojca, miała tylko przeczucie.
Dziś nie opowiada się takich historii prawie wcale. Umierający przestali nadawać? My przestaliśmy odbierać ich przekazy? Czy przestaliśmy o nich mówić?
Pierwszy powód można odrzucić. Nie jest logiczne, by to, co po śmierci, nagle się diametralnie zmieniło.
Trzeci też. Ludzie gadają chętnie.
Drugi?
Przestaliśmy rozumieć. Nadmiar informacji, za szybkie życie. Może chodzi o zmianę duchowości.
Kiedyś chrześcijanin prosty miał bardzo pogańskie, magiczne pojmowanie świata. Dziś chrześcijanie dzielą się na tych wierzących - którzy nie mogą wierzyć w duchy, bo są za mądrzy, wiedzą, że to sprzeczne z chrześcijaństwem - i na tych ochrzczonych. Wśród ochrzczonych są racjonaliści. Oni są jeszcze mądrzejsi. Wyznawcy pogańskich religii raczej akceptują istnienie świata duchowego. Parający się szamanizmem tym bardziej.
Są też ci inni. Oni w coś tam wierzą i są ochrzczeni. Ich duchowość nazywam popduchowością. Jest mezopotamski zodiak i syberyjscy szamani naprawiający hinduskie czakry. To kulturowe zawłaszczanie nie bardzo mi się podoba.
Miejsce na dygresję. Przewiń.
Popduchowość zawłaszcza posągi Buddy jako ładne ozdoby. Zawłaszcza zen, bo taki fajny, zawłaszcza flagi. Buddyzm jest zawłaszczony.
Popduchowość sięga po szamanizm. Stworzyła słowiańską jogę. Jogę. Słowiańską. Stworzyła własną wersję duchowości hawajskiej - Hawajczycy się bardzo zdziwili.
Mezopotamski zodiak, hinduskie czakry i tarot to standard.
Popduchowość jest dla białych ateistów, agnostyków i chrześcijan z USA i Europy. Nie zawłaszcza chrześcijaństwa, judaizmu i islamu. Te religie są dobrze widziane.
Pozostałe już nie są. Nie można ich sprofanować. Nie zasługują na szacunek. Można je przerabiać na dowolny sposób. A zauważanie zawłaszczania to terror politycznej poprawności.
Wszystko jest dziedzictwem ludzkości i nie chodzi o to, by siedzieć koniecznie w tej duchowości, która nam przypada geograficznie lub genetycznie lub jakkolwiek. Problem w tym, że to jest dziedzictwo właśnie i dlatego należy mu się podstawowy szacunek.
Co do mieszania różnych systemów, to w zasadzie nie wiem, co o tym myśleć. Jak chcę coś zrozumieć u siebie, to sięgam do porównań z innymi religiami indoeuropejskimi. Nie sięgam poza religie związane z moją. Wolę spójność. I wydaje mi się, że nie da się zachować sensu danych wierzeń przy zupełnym oderwaniu ich od tła. Dlatego jestem sceptyczna co do tarota, zodiaku oraz run w jednym tyglu z szamanizmem i czakrami.
Popduchowość jest standardem oderwanym od ziemi i przodków. Chrześcijaństwo powoli się oczyszcza, wierzący chrześcijanie coraz częściej odrzucają taki czy inny pogląd. Bo pogański. Chrześcijanie są zbyt wyedukowani w swojej własnej religii. Dla nich to nawet dobrze.
Kiedyś może było w życiu miejsce na zmarłych. Było mniej informacji do przetworzenia. Było mniej racjonalizmu i rzeczy niemożliwych.
Ludzie byli bliżej swych przodków i magii. Bliżej drugiej strony. Mam wrażenie, że byli bardziej chtoniczni. Muszę zresztą wyjaśnić kiedyś, co przez to pojęcie rozumiem.
Nie widzą już zmarłych. Kontakt z nimi znika, jesteśmy wykorzenieni.
Znikasz, tato.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz