To lista wszystkich znanych mi słów, które nie są ogólnopolskie, ale łódzkie. Niektóre z nich wyszły z użycia – z autobusu wysiadam – a inne mogą dotyczyć całego regionu, nie tylko Łodzi. Część z nich to rzeczywiście słowa tylko łódzkie, inne to zapożyczenia z języków narodów zamieszkujących dawniej Łódź.
Nie kopiowałam jednak każdego niemieckiego słowa, jakie można było kiedyś u nas usłyszeć. Może kiedyś zamieszczę też wyjaśnienia, co i skąd, ale jeszcze nie teraz.
Nie kopiowałam jednak każdego niemieckiego słowa, jakie można było kiedyś u nas usłyszeć. Może kiedyś zamieszczę też wyjaśnienia, co i skąd, ale jeszcze nie teraz.
- angielka - duża podłużna bułka pszenna;
- aplikować się - zalecać się;
- badziewie - coś słabej jakości, tandetne, myślałam, że cała Polska zna to słowo;
- bałuciarz i bałuciara - mieszkaniec i mieszkanka Bałut albo chuligan i prostaczka;
- brecha, breszka - łom;
- chachmęcić - oszukiwać, kręcić;
- chęchy - krzaki;
- ciekać - biegać;
- ćpać - jeść bez popijania/jeść łapczywie;
- ekspres - zamek błyskawiczny, nie wierzyłam, że to gwara, aż słownik powiedział, że ekspres to do kawy;
- fajrant - po pracy, przerwa, wolne;
- famuły - familijne domy robotników;
- fifka - zupa składająca się właściwie tylko z włoszczyzny i kaszy manny, przez długi czas nie wiedziałam, jak się nazywa, bo u nas w domu się jej nie jadało i kojarzę ją tylko ze stołówką w przedszkolu czy szkole;
- galanty - dobry, ładny, też duży;
- melzupa - zupa mleczna;
- kontrol a nawet kontról - kontrola biletów w komunikacji miejskiej i też kontrolerzy;
- krańcówka - koniec trasy, pętla tramwajowa;
- kilo rodzynek - a nie rodzynków;
- lajpo - podbite oko;
- lodzermensch - łodzianin;
- migawka - bilet okresowy, także karta na taki bilet;
- okrasić - dodać tłuszcz;
- optoknąć - obmyć szybko pod bieżącą wodą;
- schodzić - wysiadać z autobusu lub tramwaju
Kiedy słyszę: „Czy pan schodzi”,
~Sztaudynger;
To już wiem, że jestem w Łodzi. - siajowy - kiepskiej jakości;
- strugać - obierać, ale tylko o jabłkach, inne rzeczy się obiera i nic się nie łupie;
- szlajać się - włóczyć się;
- szpiner - nie udało się dowiedzieć, co to;
- sztymować - działać;
- szumowiny - piana powstająca na powierzchni potraw i płynów podczas gotowania;
- szwendek - dziecko;
- ta magiel - rodzaj żeński, nie męski, jak w innych miejscach;
- taryfa - taksówka;
- towar - tkanina, co ciekawe: dżinsy nie są z towaru;
- trambambula - piłkarzyki;
- tytka - torebka z szarego papieru złożonego w rożek;
- wichajster - coś, wajcha, narzędzie;
- wkasać - włożyć koszulę w spodnie;
- zaklepka - mąka+woda, dodawane do zup;
- zalewajka - zupa, ziemniaki+żurek, z grzybami i kiełbasą;
- zekcyk - rodzaj gry karcianej;
- żulik - chleb turecki, ciemne pieczywo z rodzynkami, także: złodziejaszek.
Mamy też inną składnię. Za czym pani stoi, szukam za butami, to idzie zrobić jeszcze znam, ale na ile te kartofle jest już obce. Łodzianie częściej bluźnili niż przeklinali nie wiedząc, że to dwie różne rzeczy. Poza tym, pomijamy zmiękczenia w czasownikach w pierwszej osoby liczby pojedynczej: ja sypę, ja jebę. Kiedyś miałam taką rozkminę lingwistyczną – ja kopię, czy ja kopę? Nie udało mi się odpowiedzieć na to pytanie. Podobnie jeżdżę taryfą, kiedyś miałam buty do ciekania (potem to słowo zniknęło i buty zaczęły służyć do innych rzeczy), akurat staram się nie szlajać, choć używam tego słowa. Nie mówię za to o famułach, bo raczej ich już nie ma, ani nie nazywam dzieci szwendkami. Staram się nie używać żadnego słowa regionalnego w rozmowach z ludźmi spoza Łodzi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz