Ka-tu

3 lis 2016
Początek we wpisie Prolog
architektura starożytnego Egiptu, egipskie grobowce, starożytny Egipt, napomnienia Amen-em-opeta, Amen-em-opet
z historiasztuki.com, mastaba Knumhotepa, dynastia XII
Nie kładź się do łóżka z obawą o jutro:
Nadejdzie dzień, jakie będzie jutro?
~Nauki Amen-em-opeta, rozdział 18

Skoro już zarówno Eric jak i jego ojciec wiedzieli o chorobie, motywacja Tomka spadła. Jeszcze na tej samej lekcji angielskiego zaczął rysować nowego smoka. Ten smok miał być niebieski. Ciemny, prawie jak nocne niebo. Oczywiście, on dostanie jeszcze inne proporcje ciała niż Ma-ul-li i Tu-ru. Może podaruje granatowemu smokowi jakieś rogi... albo coś takiego jak miały te dinozaury, triceratopsy. Naszkicował takiego smoka, gdy Tu-ru opowiadał, jak dobrzez zrobił, opowiadając swoją historię Niallowi. I tak to wiedział, właśnie dlatego strona obok była zajęta przez historię jego życia.
Szkicowanie skończył, zajął się kolorami i szczegółami. Smok z dziwnymi rogami i błoniastymi skrzydłami stawał się granatowy, a Tomek zastanawiał się, jak sprawić, by łuski zdawały się błyszczeć. Ma-ul-li już się cieszył z nowego kolegi, a Tu-ru mówił, że to dobrze, że wierzy, mimo wątpliwości sianych przez Erica. Tylko trzeci smok nic nie robił, jakby jego twórca wyzdrowiał. Nawet dzwonek zdążył zadzwonić, Tomek schował rysownik ze smokiem i wyszedł. Niall mógł już spokojnie z nim rozmawiać, zapytał, czemu poznał jego biografię - banalne i bezsensowne przykro mi już napisał.
- Wreszcie dorosłem do tego, tak jak napisałem. Nie wiem - Tomek kłamiąc odruchowo spojrzał na Tu-ru, który go do tego zainspirował. Według smoka żadnego zła nie można trzymać w sobie, bo gnije i niszczy człowieka od środka - Wszystko w mojej nieco chaotycznej wypowiedzi było jasne?
- Wiedziałeś, że Eric to krewny Kathleen?
- Nie, o tym też dowiedziałem się w środę - odpowiedział Tomek - Od tego czasu rozmawialiśmy... dwa razy.
- Tak w ogóle, to masz niezapięty plecak - rzucił Niall - Czemu nie kontaktowałeś się z tym Ericiem wcześniej?
Tomek zdjął plecak, by go zapiąć i zbladł. Spomiędzy książek gramolił się granatowy smokotriceratops. Drapiąc pazurami jego podręcznik od biologii, który jeszcze w czasie wakacji był lekturą do poduszki, wyszedł z plecaka. Ten ostatni został od razu zamknięty.
Ma-ul-li i Tu-ru śmiali się z czegoś. Nowy przedstawił się jako Ka-tu. Tak jakby nie było na świecie ładnych i zrozumiałych imion. Chociaż to brzydkie nie było. Najlepsze na razie było Ma-ul-li, to miano było po prostu cudowne. Na razie?

***

- Możesz przynajmniej mieć nadzieję, że nie będzie kartkówki - powiedział Ka-tu, gdy Tomek powtarzał kolejność zapełniania powłok elektronowych - Dopóki masz nadzieję, nic nie jest stracone.
- A nadzieję mogę mieć do momentu, gdy nauczycielka każe nam wyciągać karteczki - mruknął chłopak. Czyli to tym będzie gnębić go ten smok. Jakby nie wystarczył mu Ma-ul-li bawiący się w Pollyannę. Ale Ka-tu już się nie da, będzie odporny. Zwłaszcza, że pomysł triceratopsosmoka jest głupszy. Przecież nie ma najmniejszego sensu w ignorowaniu niebezpieczeństw. 
Nikt na niego nie patrzył, ale pod ręką nie było packi na muchy, więc niestety nie mógł się pozbyć smoka. Mógł go tylko trzepnąć po grzbiecie, co spowodowało że Ka-tu na chwilę zaplątał się we własne skrzydła i kończyny. Już wiadomo, kto z całej trójki jest największą niezgrabą. Było to nawet zabawne. 
- Coś mi się przypomniało - odpowiedział natychmiastowo, gdy ktoś go zapytał, czemu się śmieje.
- Niech ci będzie - powiedział Ka-tu - Ucz się. Ale na wszelki wypadek tylko, uwierz, że nie ma naprawdę powodu.
Tomek zgodził się i kilka minut poświęcił na wmówienie sobie czegoś takiego.
Wkrótce zaczęła się chemia... a kartkówki nie było.
- Wiedziałeś? - zapytał zdziwiony Tomek Ka-tu.
- Nie - wyjaśnił smok - Ale sprawiłem, że ty wiedziałeś.
Tomek nie rozumiał tego bardziej niż powodu wyrzucenia lantanowców z układu okresowego pierwiastków. Zaczął się nad tematem zastanawiać. Albo Ka-tu sprawił, że nie był zdziwiony, albo Ka-tu sprawił, że nie było kartkówki. Znaczy, on sam sprawił dzięki Ka-tu. Czyli skoro biolog może pytać, to może lepiej nastawić się, że tego nie zrobi, bo to sprawi, że tak będzie? Trzeba to sprawdzić. Najlepiej z próbą kontrolną, w końcu Tom miał do takich spraw podejście biologa. I umiał na biologię. Nawet wolałby zostać zapytany. Zróbmy zatem prezent Niallowi, który raczej nie umie.
- Mówiłem ci już, co podsłuchałem rano?
- Nie - odpowiedział Niall - Coś ciekawego?
- Jimmy mówił Wood, że nie będzie pytać, bo jest zbyt zmęczony na użeranie się z żuczkami, co się nie nauczyły.
Profesor John Sanders nie wiedział, że jest nazywany Jimmy, ale nadawał się tylko na Jimmy'ego. Miał w zwyczaju pytać na początku lekcji kilku nieszczęśników. Nie wszystkich. I raczej nie robił kartkówek. Istnieje duża szansa, że Niall nie będzie pytany i tak. Sam zaś miał nadzieję, że będzie zapytany.

***

Na początku Jimmy wybrał sobie Cassie, której postawił jedynkę. Potem popatrzył na klasę, spojrzał na Nialla... Tom już pożałował prezentu... a Jimmy przeniósł wzrok na niego i powiedział:
- To może Erdembajhsan.
Ka-tu natychmiastowo przyfrunął z liścia paprotki, którym się bawił, na ramię Tomka.
- Wierzysz mi już?

***

Wychodząc ze szkoły Tomek spojrzał na tablicę ogłoszeń. Jakaś akcja. Amnesty International. Wiedział, w jaki sposób działa ta organizacja. Wysyła listy, których nikt nie przeczyta i które nic nie zmienią.
- Bez sensu - mruknął.
- Niewysyłanie listów jest bardziej bezsensowne - ocenił Ka-tu. Tomek zastanowił się chwilę, patrząc na listę zapisanych na maraton pisania listów. Ka-tu mógł mieć rację, zwłaszcza że działania organizacji coś zmieniały. A, i zapisała się Kathleen. Wyciągnął długopis i dopisał swoje nazwisko i klasę. A potem zaczął się przekonywać, że litery w przeciwieństwie do smoków nie uciekną z kartki. Nie uciekały.
Po wyjściu ze szkoły zobaczył czekającego na niego Erica.
- Skąd wiedziałeś, kiedy kończę lekcje?
- Zapytałem Kat, z jakiej jesteś klasy i sprawdziłem na stronie szkoły - odpowiedział mężczyzna i zmienił temat - Zadzwoniłem do Andrzeja. Jutro masz się zabrać na konsultację do psychiatry. A wcześniej zadzwonić do niego. 
Milutko. Idzie do psychiatry z trzema smokami.
- Jak przyprowadzę trzy smoki do psychiatry, to mnie zamkną na wieki.
Eric pobladł.
- Narysowałeś kolejnego? Po kiego?! Czyś ty osza... zgłupiał doszczętnie? I co robi kolejny?
- Przede wszystkim wygląda jak triceratops.

***

- Zatem, jaki jest problem? - zapytała psychiatra. Miała na imię Kathleen. Przez to imię ją od razu znienawidził, bo tylko jego Kathleen ma prawo być Kathleen. Chwila, jego Kathleen? Poza tym, lekarka miała rudobrązowe włosy i zgniłozielone oczy. W lewym jej oku widział ciemnoczerwoną żyłkę. Wyglądała jakby miała pęknąć. Krew rozlałaby się po całej gałce ocznej. No i nie podobało mu się jeszcze to, że jest psychiatrą i ma mu pomóc, mimo że jest obcą osobą.
Rozmowa z ojcem przed tą wizytą popsuła mu humor na tyle, że nie byłby w stanie polubić nikogo. Nawet zmartwychwstałej Eleanor.
- Eric mówił, że miałem zadzwonić.
- Czyli zrobił, co mu kazałem
...
- Wolałbym niektóre rzeczy usłyszeć od ciebie.
- Narysowałem smoka. Odleciał. Narysowałem drugiego. Również to zrobił. Trzeci też. Nie chciałem... cię zawieść.
- Nie zrobiłeś tego. Chyba, że odmówisz pomocy. Wtedy, owszem, będę zawiedziony.
Ojciec posiadał umiejętność wymawiania ch inaczej niż h. Ale robił to tylko, gdy był na kogoś zły. Teraz tego nie zrobił. To pocieszające.
- Widzę smoki - odpowiedział bez owijania w bawełnę. Chciał to mieć szybko za sobą. Czuł się głupio mówiąc o tym obcej osobie. Jeszcze żeby to był mężczyzna i żeby go nie nienawidził, to byłoby znośnie.
- Przynajmniej wiesz, że nie są realne.
Tak, a dzięki Ma-ul-li wiedział, że ma się z tego cieszyć.
- Zaczynam mieć wątpliwości.
- Jak się z tym czujesz?
- Chory. Nie podoba mi się, że coś jest w mojej głowie, że nie panuję nad swoim umysłem... pewnie trafię do szpitala psychiatrycznego, nie będę się uczył, nie zdam, nie dostanę się potem na studia, nikt nie będzie chciał zatrudnić wariata i moje życie będzie beznadziejne.
- Nie widzę powodu ewentualnego pobytu w szpitalu.
Wcześniej od Ka-tu miał na to nadzieję, a teraz może się z tego cieszyć.
- Nie wolno ci się tak zamartwiać przyszłością - powiedział Ka-tu. Tomek spojrzał na niego z rezygnacją. Odezwał się znawca. W końcu to nie on będzie musiał kiedyś zarobić na swoje utrzymanie. Smoki nie jadły, nie piły i Tomek nie widział, by spały. Ich problem zarobienia na życie nie dosięgnie. 
- Opowiedz mi o tym, co działo się w twoim życiu przed pojawieniem się smoków.
- Jak daleko przed?
- Jak uznasz za konieczne. Możesz mi opowiedzieć o czym chcesz, jeśli uważasz, że to ma ważne.
Zawahał się chwilę i popatrzył na Ma-ul-li. W zasadzie, nie wiedział, czemu patrzy akurat na pierwszego ze smoków. Po prostu dzieciństwo kojarzyło mu się z Ma-ul-lim. Choć ten okres wcale nie był tak radosny.
- Moja przyjaciółka nazywała mnie smokiem. Jednym z trzymaczy herbu mojej rodziny jest to zwierzę. Zawsze je rysowałem.
Nie chciał mówić o El osobie, której nienawidził. A ta właśnie osoba czekała, aż powie coś więcej.
- El nie żyje. To był wypadek samochodowy. Wtedy odwiozła mnie do domu, już byłem u siebie i przez okno zobaczyłem...
Łatwiej mu było to napisać niż powiedzieć*.
- Ale to było kilka lat temu. Długo nic się nie działo. Dopiero teraz się zaczęło.
- Rozumiem - powiedziała psychiatra i zapisała coś. Czuł się nieswojo. To nie jest przyjemne, gdy ktoś robi notatki z twoich problemów. 
- Czy utożsamiasz się ze smokiem, czy może to był tylko obrazek i głupia ksywka?
- Utożsamiam.
Kolejne kilka słów zanotowanych. Pomyślał, że to jego podświadomość stworzyła smoki, bo chciała coś zrobić z tym, co w niej było, a na co on nie pozwalał. To, co podpowiadały mu smoki, wydawało się naturalne. Ciekawe, czemu wcześniej nigdy nie widział tyle dobra wokół siebie, co z Ma-ul-lim i czemu był taki zamknięty w sobie do pojawienia się Tu-ru i czemu nie miewał na nic nadziei aż do Tu-ru.
Nie szukał dobra, bo kiedyś znajdował samo zło. Nie otwierał się przed ludźmi, bo ci ranili go lub zostawiali samego. I nie liczył na nic, bo mógł się przeliczyć.

***

Czuł się dobrze z postanowieniem szukania i widzenia dobra. W sobie, w otoczeniu i w ludziach. Z tymi ostatnimi szło najbardziej opornie. Jakoś nie potrafił dostrzec dobra w psychiatrze. Ciągnęła go w przeciwną stronę niż on chciał iść. On mówił, że dzięki smokom chce widzieć dobro, że Ka-tu nauczył go nadziei, a ona odpowiadała, że powinien odrzucić to, czego się od smoków nauczył. Nie chciał znowu być nieszczęśliwy. Każde spotkanie z drugą Kathleen - złą podróbką z Chin - było katorgą.
Na szczęście miał innych ludzi w swoim życiu. Wreszcie przyjaźń z Niallem była Przyjaźnią, a nawet PRZYJAŹNIĄ. Eric i Tomek znów byli przyjaciółmi. Tylko czasami nagle coś pękało, np. w radiu mówili o wypadku komunikacyjnym lub w telewizji był ulubiony film El, i siedzieli w ciszy przez dłuższy czas. A Kat... Kat była przykładem osoby, która wraz ze smokami pomagała mu iść w dobrym kierunku. Często się z nią spotykał... nawet zbliżała się ta akcja, na którą się zapisał. Wcale nie zrobił tego przez jej nazwisko na liście, chodziło o prawa człowieka. Nawet nie wiedział, jakie one są, ale ci. 
Od pewnego czasu grzecznie słuchał swoich smoków, ale nie przyznawał się nikomu - a zwłaszcza Kathleen made in China - bo uważał, że lepiej by nie wiedzieli.
Akcja Amnesty International była zaś już jutro, a on szukał w google informacji, o kim będą pisać. Już sobie wyobrażał, jak minister sprawiedliwości pewnego afrykańskiego państwa na widok listu podpisanego przez niego, Tomasza Erdembajhsana (nie podpisze się całym imieniem i nazwiskiem, bo chciał napisać jak najwięcej listów, poza tym jeszcze ktoś się dowie), nakazuje zaprowadzić w swojej ojczyźnie zmiany. Ale póki co, Tomek mógł się tylko uczyć biologii. Biologia i zwierzęta - zoologia ukochana - były dobre do nauki. Mógłby pracować w zoo. Albo nie. Wziął swoją dawno zapomnianą kartkę z tym, co mógłby w życiu robić. Dopisał:
Na gap year polecę najtańszymi liniami w miejsce z najdziwniejszymi zwierzętami - Komodo, Australia? - będę je rysował i opisywał ich życie jak dziennikarz, przy okazji zatrudnię się w czymkolwiek, mogę nawet zmywać, po roku wrócę i dam rysunki+tekst wydawcy, może będą też moje zdjęcia oprócz rysunków, jak na tym zarobię, to pójdę na studia biologiczne by następna książka była na lepszym poziomie merytorycznym. Jak nie... będę podróżować po świecie i zmywać garnki co pół roku w innym miejscu. Do tego nie potrzeba studiów.
Z takiego planu był całkiem zadowolony. Jeśli nie będzie lepszego pomysłu, to tak zrobi.

Już jest:
źródła: picmonkey+lifeofpics
*Muszę dodać, że aŁtoreczce nie było łatwiej, więc tworzenie tego rozdziału trochę trwało.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz