Turniej Szczeniaka

2 cze 2015
ręce złączone na kształ serca na tle słońca; źródło: unsplash
W czasach smoków i rycerzy w stolicy królestwa Junmundii odbył się wielki turniej rycerski, który miał uczcić szesnaste urodziny królewny Jileny. Zaproszono sławnych rycerzy z całego królestwa i kilku sąsiednich. Przybył i Bren Smokobójca, i Viren Waleczny, i Awes Młotoręki, i nawet stary Pell Odważny z dwoma młodymi synami.
Między rycerzami rozniosła się pogłoska, że król odda królewnę za żonę zwycięzcy turnieju. Największe szanse na wygraną miał Viren Waleczny. Wielu liczyło też na Brena Smokobójcę, chociaż inni mówili, że tego smoka zabił bardziej fartem. Ponadto zwierzę było stare i osłabione już mieczem Szczeniaka.
Najbardziej na wygraną liczył ten, który miał na nią najmniejsze szanse. Tejena nazwano Szczeniakiem, gdyż wojaczką zajął się bardzo wcześnie. Teraz jednak był już dorosły i był świetnym wojownikiem.  Nie pasował jednak do wizerunku rycerza - mimo swojej wielkiej odwagi nie postępował brawurowo, lecz rozważnie. Tak się nie da dokonać wielu bohaterskich czynów. W dodatku był za brzydki na idola - był rudy, miał za niskie czoło, małe oczy, szerokie usta i podczas jednej z pierwszych bitew stracił kawałek nosa. Był też burkliwy i nieobyty w dworskich obyczajach. Ponadto wzgardził hrabiną Duithe, która przed innym turniejem podarowała mu wstążkę - nie przyjął jej.
Tejen zrobił to, bo już wtedy kochał Jilenę. Przecież nie nosiłby wstążki hrabiny myśląc tylko o niej.
Nadszedł dzień turnieju. W stolicy Junmundii zebrali się rycerze, szlachta, wasale, seniorowie, król z królową, dwoma synami i córką, błaźni, kowale, krawcy, bardowie i wszyscy zarabiający na takich zebraniach. Królewna stroiła się kilka godzin, bo urodziny ma się raz na rok, a turnieje z okazji urodzin jeszcze rzadziej. A próżna była bardzo. Powody do próżności też miała. Jak wszyscy z rodu królewskiego Junmundii miała złote, gęste i kręcone włosy. Oczy miała bardziej zielone niż niebieskie, a zieleń, kolor złości nie przystoi królewnie, miała jednak długie rzęsy, więc jej spojrzenie naprawdę zwracało uwagę. Rysy miała bardzo regularne, figurę nienajgorszą, chociaż wciąż nie nabrała zbyt kobiecych kształtów. Właściwie wyglądała bardziej jak urocze dziecko, którym można się zaopiekować, niż jak kobieta.
Kiedy turniej miał się wreszcie zacząć zasiadła na honorowym miejscu. Mogła z niego obserwować wszystko, a zwłaszcza rycerzy. Chciała zobaczyć w sytuacji bojowej sławnego Virena Walecznego. I był on wśród rycerzy, w lśniącej zbroi i z tą swoją piękną twarzą oraz szerokimi ramionami. Rysy miał jednak nieco nijakie, stwierdziła Jilena po chwili namysłu. Mogła sobie przecież pozwolić na wybrzydzanie. To teraz spójrzmy na tego, co smoka zabił. Bren Smokobójca był niebrzydki, szkoda tylko, że miał okropny, chrapliwy głos. Młotoręki wygląda jak wieśniak, prawdziwi rycerze używają mieczy. Chociaż podobno w bitwie był z tym młotem bardziej skuteczny. Dwaj synowie Pella Odważnego byli tacy przystojni. Nie umiała by się zdecydować, który jest przystojniejszy.
Do pierwszego pojedynku miał stanąć starszy z nich, zaś jego przeciwnikiem miał być Szczeniak. Jilena obrzuciła go spojrzeniem. Rudy z takim niskim czołem, miną półgłówka, wielkie usta i jeszcze ten niekompletny nos.  Podobno jeszcze jakiś taki nazbyt ostrożny. A ona tak lubiła tych dzielnych rycerzy, którzy dokonywali tych wszystkich bohaterskich czynów. Poza tym, straszny z niego mruk, nawet o tym pierwszym ciosie smoka Brena nie umiał ładnie opowiedzieć.
Tylko w oczach miał coś dziwnego. Zadrżała widząc spojrzenie wyblakłych, szaroniebieskich oczu. Już wiedziała, komu da swoją wstążkę. Nią nie wzgardzi jak hrabiną Duithe. Skąd tamtej w ogóle przyszło do głowy dać wstążkę Szczeniakowi, jak on był cały czas tylko jej?
Kolorem dynastii rządzącej Junmundią była ciemna czerwień. Kolor miłości. W ten kolor ubrała się dziś Jilena i tego koloru wstążkę dostał Tejen. Podobny kolor przybrała twarz rycerza, gdy dostał wstążkę.
 - Czemu to zrobiłaś? - zapytała Hila, przyjaciółka Jileny i siostrzenica Awesa Młotorękiego.
Nie potrafiłaby jej tego wyjaśnić, więc wymyśliła naprędce:
 - Wszyscy rycerze mają jakieś damy serca, a on nie. Poza tym i tak nie wygra nawet pierwszego pojedynku.
Ale Tejen Szczeniak zwyciężył. I pierwszy pojedynek, i każdy następny. Nawet Brena Smokobójcę pokonał, chociaż jeszcze wczoraj się siłowali i Szczeniak przegrał. Coś musiało dodawać mu siły.
Szczeniak oficjalnie wygrał turniej. Wkrótce była okazja, by zorganizować nowy, ale Tejen nie mógł brać w nim udziału. W końcu nieładnie walczyć w turnieju z okazji własnego ślubu.
Bo prawdziwa miłość zawsze zwycięża.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz