Mam trochę absurdalną historię ze stanu wojennego.
Wspomnienia Janusza Boisse z obozu harcerskiego w stanie wojennym. Harcerze wyszli zostawiając w obozie kwatermistrza, Tadeusza Żylińskiego. Wracają i...
wychodzi Tadek: ,,Mamy wizytę", sekretarz PZPR Szewc, komisarz wojenny płk. Zakrzewski i trzech ,,panów" z SB. Ładna wizyta, nie?! Pytam Tadka, ,,jak tu wjechali, a ten się śmieje i opowiada.
Podjechali, szlaban zamknięty, wartownik zatrzymuje, wzywa kwatermistrza. Tadek dochodzi do szlabanu i pyta: ,,Z kim mamy przyjemność?". ,,Szewc" jestem, a Tadek: ,,Ładny zawód - kwatermistrz jestem". ,,Ale ja się tak nazywam". ,,Miło mi, a jaki cel wizyty?". ,,Chcemy sprawdzić obóz". ,,A to proszę. A panowie?". Przedstawiają się. Tadek skrupulatnie sprawdza legitymacje: ,,O, panowie z SB. A po co?" Na to pułkownik: ,,Kontrola". Wchodzą do namiotu. Pan pułkownik ostro pyta: ,,Gdzie macie te ołtarzyki polowe?". Tadek pokazuje stolik turystyczny ,,O, widzi, jak się tu naciśnie - to stolik, a tu - to ołtarzyk". Pułkownik: ,,Co za głupie dowcipy?". Tadek: ,,Jakie pytanie, taka odpowiedź". Obaj pękamy ze śmiechu, pytam: ,,A gdzie goście?". ,,Na stołówce" jedzą obiad. Obiad niedzielny - schabowy. Pytają: ,,A kto wam dał pieniądze na te obiady?" Anita Rumak - służbowa: ,,Ten sam, co i wam, nasi rodzice". Kwaśne miny, tym bardziej, że każą myć menażki, horror, takim VIPom. Idą na górną polanę, a tam naprzeciw bramy karykaturalny ,,totem" zomowca. Chłopcy zdążyli odwrócić napisem do namiotu. ,,A to kto?" pytają goście. ,,Jak to kto, wiking, nie wie pan, że tu byli wikingowie?" Coś takiego! Dochodzimy do latryny - nie latryna, a pałac, ale ta tabliczka ,,Latryna im. Kani" [I sekretarz PZPR] Jak to, latryna imienia dostojnika państwowego? Naprawdę? Wołam Grześka Kanię - oboźnego. Grzesiu, pokaż panom dowód osobisty, miny zawiedzione, znów się wymigali.
Na koniec pan Szewc i pan Zakrzewski prawie unisono mówią: ,,Tu pachnie atmosferą antysocjalistyczną", mówię: ,,Naprawdę? bo ja czuję schabowy". Na ognisku nie chcieli zostać, obrazili się. SBowiec mówi: ,,Odprowadzi nas pan do szosy", mrugnąłem do Tadka i Grzesia, i już po obu stronach drogi, skrycie, idą z nami dwa patrole. Na szosie pan pułkownik mówi: ,,A co będzie, jak pana zaprosimy do samochodu?", ja: ,,Nie sądzę". (...) Pułkownik z kwaśną miną: ,,No, to był żart". I pojechali. Obóz trwał do końca.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz