O duchach

20 sie 2015
oszałamiająco kolorowy obrazek, abstrakcyjny, o duchach, widzenie duchów, abstrakcja
Syczenie dedykuję mojemu liceum.

Po dwóch dniach pod ziemią Zbyszek wciąż nie przyzwyczaił się do nowego rytmu snu. Sądził, że ludzie byli tu na nogach dłużej. Zrozumiał też, dlaczego jego przodkom udało się tak łatwo podbić to, co z tego ludu zostało na powierzchni. Nie znali żelaza ani brązu, używali narzędzi kamiennych i drewnianych.
Mimo wspólnego języka - jak to możliwe? - czuł, że to całkiem inna kultura. Wrażenie prymitywizmu nie znikało.
Traktowali go z godnym wybawiciela szacunkiem, co chłopakowi bardzo odpowiadało. Dziś wybrał się do komory zachodniej. Podobno była wybudowana najpóźniej i czyniło ją to lepszą i nowocześniejszą.
Ta komora nie przypominała okólnicy. To było miasto z prostokątnym układem ulic. Albo korytarz prowadzący do wielu pokoi, bo była niska. Na ulicy rzemieślnicy rozkładali swe warsztaty. Snycer, garbarz, farbiarz. Jednego zawodu zaś nie umiał rozpoznać. Starsza kobieta siedziała po turecku i wyciągniętą przed siebie ręką kreśliła jakiś wzór. Z zaciśniętej dłoni wysypywał się piasek powtarzając wzór na ziemi. Przystanął, by popatrzeć na tę sztukę.
- Duchy prowadzą moją rękę. Mówią o tobie.
Nie zdziwiło go, że kobieta wie, kim jest. Wyróżniał się wyglądem. Zdziwił go za to sposób kontaktu z duchami.
W drzwiach za kobietą pojawiła się młoda dziewczyna.
- Babciu, gdzie jest… - popatrzyła na Zbyszka i nie dokończyła.
Odwróciła się i pobiegła do domu.
- W tym miesiącu to moją wnuczkę wylosowano na ofiarę. Już wtedy wiedziałam, że nic z tego nie będzie, ale nie słuchała mnie, zwariowanej baby, co się nie zna.
Uśmiechnął się. Doskonale wiedział, jak pokona potwora.
- Nie szczerz się. Obiecałam ją duchom, nie tobie. A ty, chociaż jesteś z powierzchni, to one są inaczej z góry. Są inne niż ty. I mówią, że nie wyjdziemy, mimo że pokonasz smoka.
Minął kobietę i wszedł do domu. W izbie nie było nikogo, ale za sznurkami koralików zamiast drzwi była druga. W niej na barłogu siedziała dziewczyna i płakała.
Spojrzała na niego, gdy wszedł.
- To wariatka. Kapłani mówią, że szerzy herezję, ale tu nie mają aż takiej władzy. Przenosiłyśmy się z komory do komory, by przed nimi uciec. Tylko ona słyszy te piaskowe duchy. I ja. Też jestem wariatką. Duchy mówią straszne i piękne rzeczy. Takie, których nie wolno nam powiedzieć głośno, a które muszą być powiedziane. Gdy mnie wylosowano, poczułam ulgę. I pojawiłeś się ty. Nie chcę życzyć ci źle, ale powinieneś był poczekać jeszcze tydzień. Przecież i tak nie wyjdziemy na powierzchnię.
- Dlaczego?
- Bo duchy bam nie pozwolą. To one przysłały smoka. Zresztą... posłuchaj ich.
Wyciągnęła rękę i chwyciła Zbyszka za ramię. Świat zawirował. Kolory się wyostrzyły, choć jakby gorzej widział odległości. W kilku miejscach powietrze drgało, tworząc niewyraźne, podobne do ludzi kształty. A dziewczyna robiła się różowa. Przynajmniej jej skóra nabrała odcienia malin - włosy zrobiły się żółte, oczy zielonkawe, a ubranie wcześniej koloru ciała - czerwone. Inne kolory też zwariowały. Zastąpiły je jaskrawe, dziwne barwy.
A postacie podobne do ludzi zrobiły się wyraźniejsze. Ich ciała poruszały się jakby nie miały stawów, lub miały je wszędzie. Były pokryte czymś podobnym do ludzkiej skóry, ale błyszczącym. Nie miały włosów, a ich oczy świeciły na niebiesko.
Potem wszystko zniknęło, zostały tylko duchy. I pojawił się dźwięk.
Szszszarlej nie powinien ci mówiććć, gdzie iśśść. Nie powinieneśśś tu przbywać. Sssmok nie ssstrzeże wyjśśścia, wyjśśście nie issstnieje, trzeba je odkopać. Jednak zanim sssię to uda, piasssek poruszszszony przy odkopywaniu zasssypie wszszszsyssstko. Nie wyjdą nigdy. Zaśśś sssmok… umieszszsz go pokonać, ale wcale nie musssiszszsz tego robić. To tylko kilka dziewczyn. Gdyby ktośśś musssiał go pokonać, byłoby to tak trudne, że nie wymyśśśliłbyśśś sssposssobu, a tak potrzebne, że nie czekali by na ciebie, woląc zzzginąć w walce niż czekać na wybawiciela.
Zaczął widzieć. Rzeczywistość migała, wibrowała, kolory nadal były dziwne. A mimo to rozpoznał, że nie jest w domu tych kobiet. Był w jednym z pól.
Polami nazywano komory, w których ludzie nie mieszkali, ale uprawiali rosnące przy świetlówkach rośliny. To było jakieś zboże, ale trudno było mu się przyjrzeć z tej odległości i gdy co chwila zmieniało kolor, z pomarańczowego na niebieski.
Był na półce skalnej, którą ludzie wchodzili na górę by zmieniać to coś co świeciło w świetlówkach. Na pole i pracujących w nim ludzi patrzył z góry. Fajnie.
A duchy nadal widział. Chyba coś mówiły, ale nie chciał ich słuchać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz