Kruki cz.6

28 lut 2016
Czukcze, Ajnu, Ajnowie, drzewa, zieleń, kruki, syberia, słońce, Ułuu Suorun Tojon; źródło: pixabay
Syberia się trochę rozrosła, choć miała być w poprzedniej części.

Jakuci

W religii tego ludu istnieje bóg Ułuu Tojon (Wielki albo Groźny Pan). Jest on zarówno dobry jak i zły. Dzięki niemu możemy cieszyć się ciepłem słońca, gdyż gdy Wielka Niedźwiedzica była naprawdę wielkim ciałem niebieskim zasłaniała je, a on wysłał szamankę, by rozbiła ją na drobne gwiazdy. I to Ułuu Tojon przekazał ludziom ogień - przez swego wysłańca kruka.
Imię Ułuu Tojona ma też formę Ułuu Suorun Tojon, a Suorun to kruk właśnie. Istota zwana Chara Suorun (Czarny Kruk) to jego syn lub inne imię. Według Sieroszewskiego kruk i wilk to ulubione dzieci Ułuu Tojona. Zaś w orszaku tego boga są bóstwa (tak, Ułuu Tojon przewodzi bogom trochę dobrym, trochę złym) z ludzkim tułowiem i kruczą głową. Kruk ma tam charakter demoniczny, dopuszcza się wobec ludzi niefajnych czynów (np. porwanie upolowanej zwierzyny). To mediator między światem górnym i dolnym, przeciwieństwo górnego orła, z którym konkuruje przy tym przynoszeniu ognia.
O Ułuu Tojonie śpiewają w zaklęciach:
Ty, dziecię zagadki! Ty, z krukiem ognistym! Porusz się i zjaw!
Postanowiłam też przepisać fragment książki Herosi Tajgi. Oprócz kruków zwróćcie uwagę na motyw konia, gościnność rodziców Erbechteja i stosunek jego matki do Dyyraja.
Dawnymi czasy powstała ziemia Sibiir otoczona zewsząd morzami i górami. W ziemi Sibiir płyną bystre rzeki i rzeczki, stoją liczne lasy, wśród nich jeziora, w których mnoży się nieskończenie liczba ryb, ptaków i zwierząt. Pośrodku tego kraju rośnie święte drzewo Aar Łuuk Mas z ośmioma potężnymi gałęźmi… Wokół świętego drzewa rozłożyła się błogosławiona dolina obfitująca we wszystko, na niej zaś w jednym z piękniejszych miejsc stał okazały kryształowy dom, który obracał się wokół własnej osi. Gospodarzem tego był Bohater imieniem Dyyraj Bögö Syn Konia… Był on synem najmłodszej córki Ürüng Ajyy Tojona i niebiańskiego boatera Chaardyyr Mochsogoła.
Wówczas jeszcze kiedy Dyyraj znajdował się w łonie matki, jego dziad Urung Ajyy Tojon urządził wielki ysyach na cześć bóstwa koni i bydła. W momencie kiedy podano mu czooron (puchar) napełniony żółtym nektarem ilge, płód Dyyraja kopnął nogą puchar i część nektaru wylała się. Wskutek tego w owym roku padło wiele cieląt, źrebiąt, pomarły nowo narodzone dzieci. Tyle zła przyniósł jeszcze przed swym urodzeniem bohater. Zastanawiano się wówczas w niebie nad tym, co wyrośnie z dziecka, które dopuszcza się podobnych wybryków jeszcze w łonie matki. Zdecydowano, że szamia spowodują u matki przedwczesny poród i umieszczą płód w środkowym świecie, aby tam założył ród ludzi.
W tym celu przemieniono matkę w siwą klacz, spuszczono ją do środkowego świata, w to miejsce, gdzie rosło święte drzewo Aar Łuuk. U podnóży tego drzewa klacz wydała na świat nie donoszone trzymiesięczne dziecko i sama powróciła na niebo… Dziecko wychowała duch-opiekunka tego kraju zamieszkująca czcigodne drzewo… Do ust leżącego dziecka kapało życiodajne ilge, które stanowiło wyłączne jego pożywienie do osiągnięcia przezń wieku dziesięciu miesięcy. Następnie chłopczyk wstał, pochodził wokół świętego drzewa, rozejrzał się i zobaczył, że w środku krainy stoi dom, w którym ktoś napalił w piecu. Wszedł tam i zaczął mieszkać. Wyrósł na potężnego bohatera imieniem Dyyraj Syn Konia… Żył samotnie, nie miał ni ojca, ni matki, ani czeladzi domowej. Bohater pragnął tylko jednego - żyć szczęśliwie na tej dobroczynnej ziemi.
Pewnego dnia Dyyraj wyszedł na podwórko, gdy nagle zawiał silny wiatr, pojawiła się czarna chmura podobna skórze ogromnego niedźwiedzia. Rozdzieliła się ona nad głową bohatera i wypadł z niej wycieńczony, poraniony, prawie goły i ledwie żywy człowiek, który, przedstawiwszy się, poprosił o ukrycie go przed prześladującym go abaasy. Człowiekiem tym był bohater ajyy Erbechtej Bergen, który mieszkał w tak odległym kraju, że ptaki dolatują tam po trzykrotnym zniesieniu jaj w drodze. Powiedział on, że od dziewięciu lat nęka go abaasy Sołłong Tujgun (Nieprześcigniony Chciwiec). Jak dotąd udawało mu się uniknąć starcia z nim, gdyż będąc w dolnym świecie przemieniał się w sto gatunków ryb, w świecie środkowym w sto gatunków zwierząt, w świecie górnym zaś w sto gatunków ptaków. Lecz oto nadszedł czas, kiedy nie jest już więcej w stanie sam się ukrywać.
Dyyraj długo namyślał się, jak powinien postąpić z nieoczekiwanym gościem. Jeśli go schowa, nie będzie miał już spokoju, jeśli pozostawi go półżywego na pastwę abaasy i pozwoli zginąć komuś, kto jest bohaterem ajyy, straci honor i sumienie zbruka. Tupnął więc nogą w grunt skuty wieczną zmarzliną i uczynił głęboki dół, w którym skrył Erbechteja, przysypując go ziemią. Sam przywdział bohaterską zbroję, przygotował broń i czekał na pojawienie się abaasy. Wkrótce zauważył, że z południa szybko przybliża się wicher niosący słotę, wodnista trąba powietrzna. Zrobiło się ciemno. Nadleciał trzygłowy ptak z trzema oczyma i szponami jak widły. Trzykrotnie okrążył on kraj Dyyraja, siadł na świętym drzewie i zażądał wydania Erbechteja, którego ślady doprowadziły go tutaj. Ptak zrzucił swoją skórę i przekształcił się w żelaznego bohatera abaasy mającego jedną nogę, jedną rękę i jedno oko.
Ujrzawszy taki stwór, Dyyraj przeraził się, lecz nie okazał strachu i odpowiedział z godnością, że nie wyda człowieka ajyy i gotów jest sam bić się za niego. Rozpoczęła się ostra walka między potężnymi bohaterami. Bili się przez miesiąc, bili drugi, aż Dyyraj odniósł zwycięstwo nad abaasy. Serce i wątrobę pokonanego ofiarował bogini wojny, jego prochy zaś rozsiał nad morzem. Z płynących z falami prochów wyleciały trzy kruki, które wzbiły się wysoko grożąc jednocześnie, że w przyszłości będą srodze dręczyć Dyyraja.
Dyyraj wykąpał się, obmył siebie z nieczystości wywołanej kontaktem z abaasy, a następnie uwolnił Erbechteja z ukrycia. Obaj poszli do domu, wziąwszy się za ręce. Przypadli sobie nawzajem do serca, żyli wspólnie w wielkiej przyjaźni, nawet spali we wspólnej pościeli i pod jedną kołdrą. Nie wiedzieli sami, jak długo trwało to ich szczęśliwe życie, nie liczyli dni.
Pewnej nocy Dyyraja obudził śpiew Erbechteja. Śpiewał on o tym, że Dyyraj jest dzieckiem nieślubynm, że ma jedną matkę i pięćdziesięciu ojców, że jego własna ojczyzna jest daleko piękniejsza od kraju Dyyraja, że on sam przybył tutaj jako chwacki junak, a pracując u Dyyraja schudł i zgłupiał, że przyszła pora wracać do swoich i że jeśli Dyyraj uda się za nim, to zostanie przykładnie ukarany. Wypowiedziawszy te słowa zabrał się i odjechał… Dyyraj jednak rusza w pościg na cudownym koniu wyproszonym u boga koni Dżögösöja. Powodowała nim chęć zemsty na niewdzięcznym przyjacielu. Osiągnął granicę swego kraju i ziem obcych, nie należących już do ludzi ajyy, lecz będących we władaniu szamanów i szamanek. Po drodze spotkał jakiegoś oberwańca o zniekształconych proporcjach ciała, który mu wygrażał. Bohater jechał dalej i tu właśnie po drodze dowiedział się od swego wierzchowca, zesłanego mu przez niebo, o swoim rzeczywistym pochodzeniu. Kolejną przygodę przeżył bohater, spotkawszy po drodze trzy piękne dziewczyny, które go zapraszały do kompanii. Były one w istocie odmieńcami przemienionymi z prochów zabitego przez Dyyraja abaasy. Uratował się dzięki szybkości swego konia. Następną przeszkodę w postaci ognistego morza pokonał, lecąc konno w powietrzu ponad owym morzem, przy czym musiał zręcznie uniknąć ciosu kamiennego miecza spuszczonego nań z góry przez tegoż abaasy. Dogonił wreszcie swego zdradzieckiego przyjaciela, chciał go zabić lecz powstrzymał się, gdy uświadomił sobie, że był to przecież człowiek ajyy. Pojechał więc w ślad za nim mając nadzieję, że pozna jego siostrę.
…Jadąc tak przyjechali na koniec do innego kraju ajyy. Najprzód dostrzegli wysoko wznoszące się święte drzewo Aar Łuuk Mas oraz dziewięć konowiązów. Koń Dyyraja skierował się ku pierwszemu z konowiązów. W tym czasie wyjrzała z domu stara dojarka Simechsin i opowiedziała swoim gospodarzom o przyjeździe bohaterów. Rodzice Erbechteja, którzy uważali swego syna za zaginionego, w pierwszej chwili nie uwierzyli starej służącej, lecz sami, dostrzegłszy przybyłych, pośpieszyli godnie ich powitać. Przyjęli oni powody uzd z rąk jeźdźców, wysłali drogę od konowiązu do domu dywanami, położyli cenne futra na ławy do siedzenia. Rozpoczęło się bogate przyjęcie, w krąg królowały radość i gwar. Tylko jeden Erbechtej siedział mroczny i niezadowolny. Dyyraj uznał, że zamyśla on jakiś zły postępek. Wiekowi rodzice poprosili swe sługi, by podnieśli im opadłe ze starości powieki. Dwoje posługujących wzięło srebrne haczyki i podniosło powieki patriarchów. Starzec i staruszka obejrzeli gościa i podzielili się wrażeniami. Gospodarz porównał go ze sobą, gdy był jeszcze młody i silny. Gospodyni natomiast powiedziała, że przybysz jest daleko wspanialszy w porównaniu z mężem w młodości…
W dalszym ciągu gościny Dyyraj zrelacjonował swoją przysługę oddaną ich synowi i podjęte przez siebie ryzyko utraty życia w jego obronie oraz opisał jego niewdzięczne zachowanie. Zagroził, że obecnie weźmie odwet. Gospodarz zaproponował, by obaj zainteresowani sami zakończyli swoje nieporozumienie, jednakże gospodyni poczęła gościa uspokajać i częstować kumysem. Na koniec wyciągnęła z ukrycia swoje złote skarby i trzykrotnie obchodząc gościa wokoło, wsunęła mu je za pazuchę. Wzięła jeszcze malutkie szczenię, znów trzykrotnie okrążyła Dyyraja i ostrożnie umieściła mu szczenię za pazuchą ze słowami W podzięce za uratowanie naszego syna dajemy ci drogie i bliskie nam szczenię. Niech żyją Dyyraj ze szczenięciem długo i szczęśliwie, niech rozniecą nie gasnące ognisko, zbudują dom - siedzibę ojczystą, niech postawią złoty konowiąz. Słowa te zdumiały Dyyraja, ponieważ brzmiały jak błogosławieństwo dla wydawanej za mąż córki.
Dyyraj powrócił do siebie i gdy nazajutrz przebudził się, ujrzał dom wysprzątany i przygotowane smakowite jadło. Zadziwił się tym bardzo. Gdy wieczorem wrócił z polowania, zastał na stole obfitą kolację. Powziął podejrzenia, że w postaci szczenięcia ukrywa się siostra Erbechteja. Następnego ranka zatem wyjechał na polowanie, lecz natychmiast powrócił do domu pod postacią muchy i zastał krzątająca się po gospodarstwie piękną dziewczynę. Przyjął własną postać, chciał ją objąć, lecz ta wskoczyła na powrót w leżącą obok skórę szczenięcia. Nazajutrz sytuacja powtórzyła się, lecz tym razem bohater wrzucił skórę do ognia. Dziewczyna przestała reagować na cokolwiek i jakby obrażona siadła przy słupie wspierającym dach domostwa, nie odzywając się słowem. Trwało to wiele dni. Zdarzyło się wówczas, że przyjechał podróżny, który przedstawił się [jak zwykle w takiej sytuacji podając imię własne oraz imiona rodziców] jako mieszkaniec tak odległego kraju, że ptaki dolatują tam siedmiokrotnie znosząc po drodze jajka, a galopujące konie dziewięciokrotnie rodzą przychówek. Opowiedział on Dyyrajowi, że szuka swej narzeczonej, siostry Erbechteja, za którą ten wziął już od niego kałym. Dyyraj z kolej przedstawił mu swoje argumenty uzasadniające jego prawo do dziewczyny. Przybysz rozpoczął walkę z Dyyrajem, lecz mimo długotrwałych zmagań nikt nie mógł zwyciężyć. Przeszli na pojedynek łukami i obaj nawzajem trafili w siebie, mimo przemienienia się w inne istoty. Sprawa trafiła do boga Ürünga. Okazało się, że przybysz jest synem rodziców także boskiego pochodzenia od bóstw Iejechsit i Ajyysyt, lecz w księgach losów ludzkich dziewczyna była przeznaczona Dyyrajowi. Obaj bohaterzy jako potomkowie bogów nie mogli zginąć, więc wskutek niebiańskiej interwencji powrócili do zdrowia.
W czasie tego zamieszania zaginęła dziewczyna będąca przedmiotem sporu. Porwał ją demon abaasy mieszkający za ognistym morzem i chroniony wieloma przeszkodami czyhającymi po drodze. Dyyraj dotarł jednak do niego, pokonał go przebiegłością i wrócił wraz z żoną do swego kraju i domu, gdzie zamieszkali wreszcie spokojnie i stali się przodkami ludzi środkowego świata.
W innej opowieści, gdy żonę Berieta Bergena, Chaczyłan Kuo, porywa tunguski bohater Ardżamaan Dżardżamaan, koń mówi Berietowi, że Chaczyłan Kuo jest tamtemu przeznaczona. Ten nie słucha i zaczyna ścigać Tunguza, więc radę powtarza kruk. Więcej się nie pojawia. W innej opowieści jest Timir Suorun, jako ten zły. To kolejna opowieść o początkach ludzi, zatytułowana Hardy Kułun Kułłustuur, a poza imieniem, Timir cech kruczych nie przejawia.
Konkludując, kruk ma cechy dobre i złe, jest taki pośredni. Proszę nie dziwić się używanemu tu słowu bohater. W Herosach Tajgi wyjaśnione to jest niejasno, to tytuł, który się po prostu ma, niezależnie od bycia dobrym czy złym lub swoich wyczynów.

Lud Ajnu

Wydaje mi się słuszniejsze umieszczenie ich w części syberyjskiej niż w tym samym wpisie, co Japonię. Zaś używanie nazwy z u jest słuszniejsze. Zatem: Ajnu, Ajnuska, ajnuski, ze względu na tradycję i głupie brzmienie wersji z u: Ajnowie.
Ajnuska opowieść z dreszczykiem.
Pewien nispa (bogacz) z kotanu (osady) Kotankeś zawsze nosił przy sobie miecz. Pewnego razu ludzie z Nituj i Tojukusi wybrali się nocą do Kotankeś. Kiedy tam szli za nimi szedł diabeł z płomieniem ognia. Nazwali go Pentaci-ampa-ojasi (diabeł z żagwią z kory brzozowej). Jego ogień rozjaśniał okolicę prawie jak światło słońca. Ludzie bardzo się bali.
W Kotankeś opowiedzieli o diable, a nispa wyruszył ku przylądkowi Noteto. Kiedy już zbliżał się do cypla, usłyszał za sobą kroki. Odwrócił się i zobaczył skradającego się diabła. Idąc dalej dobył miecza, przeniósł jedną ręką pod pachę i skierował ostrzem do tyłu. Kroki za jego plecami były coraz bliżej... i nispa pchnął mieczem do tyłu.
Diabeł zwinął się, wykręcając ciało w jedną i w drugą stronę. Nispa patrząc sam padł jak martwy, ale zaraz przyszedł do siebie. Nie wziął miecza, tylko szybko wrócił do Kotankeś. Opowiedział o tym swoim i rano wysłał usiu (niewolnicy-słudzy) na miejsce zdarzenia. Znaleźli oni kruka przebitego mieczem. Pentaci-ampa-ojaci zdołał się przemienić w to zwierzę umierając. Nispę nazywano potem ojasi-ronno (zabijający diabły).

Syberia - inne

Według Czukczów kruk Кутх wydalił z siebie świat, potem przyjął postać starego mężczyzny i z pomocą swojego syna Tangena stworzył z garści ziemi ludzi, dając im włosy z trawy, a następnie tchnął w nich życie. Tangen chciał nas nauczyć pisać, ale mu nie wyszło. Kruk zakrakał do nas, a myśmy odkrakali i w ten sposób nauczyliśmy mówić. Następnie Kruk skradł słońce i ukrył w swoim dziobie, ale Tangen połaskotał go i Kruk wypluł słońce wprost na niebo, skąd oświetla cały świat. W podobne bóstwo wierzą Koriakowie.
Niegdyś bóg-kruk leciał i się zmęczył machaniem skrzydłami. Wypluł zatem ziemię i wylądował na niej przybierając postać starca. Spod jego stóp wyszła pierwsza mysz. Stworzonko zakradło się do nosa starca, a gdy ten kichnął powstały góry, doliny, morza i oceany. Z pióra owego Kutha powstać miała Kamczatka, a wulkany to wynik jego kapryśności. Wyspy to odchody boga, a jeziora i rzeki powstały z jego łez.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz