Artykuł powstaje na zamówienie. Proszono mnie o opinię na temat twórczości Johna Ronalda Reuela Tolkiena, Clive'a Staplesa Lewisa i książki Mistrz i Małgorzata. Tej ostatniej nie przeczytałam. Z Tolkiena przeczytałam tylko Hobbita, czyli tam i z powrotem. Z Lewisa znam aż siedem książek czyli Opowieści z Narnii.
Zdaję sobie sprawę, że powinnam kiedyś poznać Władcę pierścieni oraz Mistrza i Małgorzatę, ale jakoś nie mam ochoty na razie. Mam do przeczytania tyle książek, które wydają się bardziej interesujące.
Opowieści z Narnii
Obiektywnie
C. S. Lewis żył w latach 1898-1963. Był Irlandczykiem i filologiem znanym z prac na temat literatury średniowiecznej, dzieł krytycznoliterackich oraz z zakresu apologetyki chrześcijańskiej. Wraz z Tolkienem wykładał na wydziale literatury na Uniwersytecie Oksfordzkim. Wspólnie należeli do grupy Inklingów, nieformalnej grupy oksfordzkich intelektualistów.
Pod wpływem złych wydarzeń w swoim życiu i elokwentnego nauczyciela ateisty, Williama Kirkpatricka, porzucił wiarę, by powrócić do chrześcijaństwa pod wpływem lektury George’a MacDonalda i G.K. Chestertona, jak również rozmów z J.R.R. Tolkienem, Hugo Dysonem i Barfieldem. Został członkiem Kościoła Anglikańskiego i nigdy do końca nie zgodził się z jego wykładnią. Dziwi mnie i niepokoi, że żadnej z tych zmian światopoglądowych nie dokonał sam z siebie, pod wpływem własnych przemyśleń. Może w Zaskoczonym radością opisał nawrócenie takie, jakie znam ja, gdy do człowieka prawda dociera ot tak, bez rozmowy z wyznawcą danej religii.
W Opowieściach z Narnii wydawanych po raz pierwszy w latach pięćdziesiątych jest wiele motywów chrześcijańskich, z mitologii greckiej i rzymskiej oraz brytyjskich, a także irlandzkich legend. Nawet Łucja z Narnii to błogosławiona Kościoła Katolickiego. Cykl ma również wiele nawiązań do życia Lewisa. Podczas II wojny światowej były u niego ewakuowane z Londynu dzieci, w tym pewna Łucja, a autor w dzieciństwie wraz z bratem mieszkał w dużym domu z pustymi pokojami, które obaj przeszukiwali, wymyślając fantastyczne światy. Edukacja Lewisa to szkoły z internatem jak te, w których uczyło się rodzeństwo Pevensie.
Opowieści z Narnii opisują świat równoległy do naszego, płaski (jak tam działa grawitacja? Bo co jest na krawędziach, to wiadomo, ale mnóstwa płaskoziemskich problemów nie wyjaśniono) i pełen zwierząt, których krtanie jakoś przystosowały się do ludzkiej mowy. Cykl tworzą powieści:
- Lew, czarownica i stara szafa 1;
- Książę Kaspian 2;
- Podróż ,,Wędrowca do świtu" 3;
- Srebrne krzesło 5;
- Koń i jego chłopiec 4;
- Siostrzeniec czarodzieja 6;
- Ostatnia bitwa 7.
Podaję je w kolejności wydania z zaznaczoną prawdopodobną kolejnością napisania za In What Order Should the Narnia Books Be Read? Cykl siedmiu powieści fantasy uważany jest za klasykę literatury dziecięcej, przetłumaczono go na 41 języków. Neil Gaiman napisał Problem Susan, którego główną bohaterką jest ta Zuzanna. Porównywana z cyklem jest również Koralina tego samego autora. Jest wiele dzieł nawiązujących do Opowieści z Narnii, np. takich, których bohaterowie są fanami twórczości Lewisa. Widzimy zatem, że dzieło miało duży wpływ na kulturę masową.
Przesłanie jest oczywiście chrześcijańskie, choć nawet Lewis (!) nie jest dość prawilny, by uniknąć oskarżeń o promowanie pogaństwa. Ciekawe jest psychoanalityczne podejście do tych powieści tj. szkielet w szafie.
Subiektywnie
Opowieści z Narnii ludzie chyba albo kochają, albo nienawidzą, albo uznają za coś, co trzeba było przejść tak, jak niektórzy przechodzą fazę na One Direction, a potem lepiej już nie wracać. Ani do One Direction, ani do Narnii. Takie przynajmniej postawy widzę u znajomych.
Przeczytałam Opowieści z Narnii jakoś w podstawówce. Wówczas były to ciekawe opowieści. I to nadal są dobre książki przygodowe. To akurat się nie zmienia. Mają plus za fabułę, choć ciągle miałam wrażenie, że byłaby lepsze, gdyby ktoś nie chrystianizował swoich pomysłów. Moją ulubioną częścią było Srebrne krzesło, bo duża część akcji była na północy. Poza tym, tylko Srebrne krzesło choć trochę trzyma czytelnika w napięciu.
Mają też plus za symbolikę. Aslan mógłby być tygrysem, wężem, czymkolwiek, ale jest lwem. Jezus może być tylko lwem barankiem itp. Jako lekcja jak rozumieć zwierzęta i magiczne stwory w bajkach te książki są niezłe.
Mają minus za przesłanie. Po pierwsze, zmartwychwstanie Aslana jest opisane tak dennie, że aż się żal robi autora. Przecież pęcherz na stopie Zuzanny był opisany ciekawiej. Po przeczytaniu o tym pęcherzu zaczęłam się zastanawiać, czy będzie to potrzebna informacja i w końcu uznałam, że lepiej zapamiętać. Skoro o tym napisał, to pewnie Zuzannie co najmniej odpadnie noga w wyniku istnienia tego pęcherza. Okazuje się, że niepotrzebnie to zapamiętywałam. Noga jej nie odpadnie. Minus, bo strzelba Czechowa.
Po drugie, przesłanie jest tam wciśnięte naiwnie. Można od razu przewidzieć, kto jest kim i jak to się skończy. Po trzecie, przesłanie mi się nie podoba.
Dodaję plus za to, że świat Narnii jest piękny. Po prostu podobają mi się pomysły Lewisa.
No i minus za bobry w pancerzach. Trzeba to przyznać, że bobry mogłyby robić wszystko, tylko nie brać udział w normalnej walce. Mnie jeszcze bardziej bawi rycerska mysz, która nie przestrzega zakazu ciosów poniżej pasa.
Weźmy pod uwagę, że te książki nie są poprawne politycznie. Niewiele starszych powieści jest zresztą poprawnych, a ja sama przy pisaniu opowiadań muszę się pilnować (Stal zdała test Vito Russo zanim się o nim dowiedziałam, a Bechdel to oczywistość, ale ja wyznaczyłam sobie jeszcze wyższe standardy). Więc tak, po kolei, powieści są oskarżane o antyislamskość, niepotrzebne są stereotypy płciowe, zwłaszcza te uderzające w Zuzannę. I nie chodzi tu o jej wyrośnięcie z Narnii, choć to zwykle się wytyka. Łucja jest dobra jak mężczyzna, a przynajmniej jak chłopak*... a Zuzanna nie jest jak chłopak, więc nie jest dobra. Aha, a pamiętacie Ostatnią bitwę? Jednorożec Klejnot opowiada dzieje Narnii. Wymienia jednego króla, który uwolnił Samotne Wyspy od smoka. I jedną królową. Jakie było jej szczególne osiągnięcie? Była ładna. Przy okazji była nazwana Swanwhite. Białość ma być powiązana z ładnością?
Tak. W kontekście Kalormenu pojawiają się oceny w stylu czarnoskóre = brzydkie, jasnoskóre = ładne. To typowy skutek rasizmu, znamy to dobrze. Dziś nie jest to tak wyraźne, ale jeszcze kilkadziesiąt lat temu standardy piękna, nawet dotyczące nie skóry, a fryzury czy rysów twarzy, były takie, by Europejkom było łatwiej je spełnić. W świecie narnijskim nawet ludzie wychowani w Kalormenie, którzy powinni mieć gust typowo kalormeński, od razu uznają, że co narnijskie, to ładniejsze (Arawis i moda męska, Szasta, gdy zobaczył Narnijczyków, mężczyzna, który chciał kupić Szastę od rybaka). Zresztą, w Kalormenie są właśnie okrutni czarni, którzy akceptują niewolnictwo. To może być przypadek, bo okrutny naród tak czy siak musi mieć jakiś kolor skóry, ale to przypadek dający do myślenia.
Przez to czasami mam ochotę zamknąć te książki w starej szafie i mieć nadzieję, że nie dokonają coming outu. Dwa minusy. Korzystałam przy ustalaniu skali problemu z “Noble and Beautiful” –
Universal Human Aesthetics in C.S. Lewis’s The Chronicles of Narnia i z Are The Chronicles of Narnia Sexist and Racist? oraz z The C.S. Lewis Foundation for Truth in Publishing. W pierwszym tekście znajdziecie szersze omówienie tematu estetyki nie tylko w odniesieniu do rasy, w drugim spróbują was przekonać, że nie jest tak, jak napisałam, a w trzecim – że jest jeszcze gorzej. Warto wspomnieć, że test Bechdel jest zdany, za to plus. Przy okazji dodam, że niejaki John Goldthwaite krytykuje elitarność i snobizm w cyklu. Może mieć rację, ale tego nie zauważyłabym bez szukania (a to jest moje kryterium oceniania, czy warto się czepiać).
Plusów: 4.
Minusów: 5.
Raczej książka gorsza niż lepsza, ale można czytać. Nie dam tych książek swojemu dziecku dopóki nie będzie dość duże, by zrozumieć komentarz, jaki powinnam dorzucić, by powstrzymać negatywny wpływ Opowieści z Narnii.
Hobbit, czyli tam i z powrotem
Obiektywnie
J. R. R. Tolkien żył w latach 1892-1973, był profesorem filologii klasycznej i literatury staroangielskiej. Spopularyzował literaturę fantasy. Był poliglotą i miał udział w powstaniu Oxford English Dictionary wydawanego zaraz po I wojnie światowej.
Hobbit został wydany w 1937 roku. Jest to powieść high fantasy, widać w niej duże wpływy staroangielskich legend. Pojawiają się nawiązania do nordyckiej mitologii, w tym z obu Edd. Autor inspirował się też staroangielską literaturą. Warto wspomnieć czarodzieja Radagasta. Czy to imię wam czegoś nie mówi? Jest też animizm. Oprócz elfów i krasnoludów, w Śródziemiu żyją liliputy, hobbity, smoki i trolle.
Książka opowiada o wyprawie kampanii Thorina do okupowanej przez Smauga Samotnej Góry, by go zabić i odzyskać dawną siedzibę krasnoludów.
Powieść została przetłumaczona na 40 języków. Adaptacja filmowa ma trzy części, z których żadnej nie widziałam. Wydaje mi się, że od nich zaczyna się ponowna fala popularności Hobbita.
Subiektywnie
Jest to jedna z najbardziej podnoszących na duchu powieści.
Nie byłam w wieku lat dziesięciu wybrana do kręgu kobiet ze zdolnościami magicznymi, które bronią swojego miasta przed złem (Milla i Sugar). W wieku lat jedenastu nie dostałam listu z Hogwartu. Mój wiecznie nieobecny ojciec nie zabrał mnie do Australii gdy miałam 14 lat (Tomki Szklarskiego) ani nie okazał się być mieszkającym w pobliżu bajarzem i smoczym ex-jeźdźcem (Eragon). Nie okazało się też, że rodzic zniknął w świecie powieści fantasy (Atramentowe serce). Gdy miałam 16 lat, nie zostałam królową wróżek (Wicked Lovely).
Pozostaje już tylko jedno. Czekać do pięćdziesiątki aż ktoś zabierze mnie na przygodę. I za to plus.
Trzeba przyznać, że nie jest to najlepsza powieść fantasy jaką czytałam, bo Goodkind bije na głowę wszystko. Śródziemie nie jest światem w jakiś sposób porywającym jak choćby uniwersum Miecza Prawdy. Nie zasługuje na minusa, ale na plusa też nie. Fabuła jest za to moim zdaniem nudna i za to już dam minusa. Przeczytałam to raz, dawno temu, nie chcę wracać. A nawet Podróż ,,Wędrowca do świtu" ostatnio czytałam. Za Hobbitem zaś nie tęsknię. Moim zdaniem niczym się nie wyróżniał, może poza niezłym stylem. Napisany jest bardzo dobrze.
Powieść ta nie zdaje testu Bechdel, w przeciwieństwie do Opowieści z Narnii. Żadna z nich nie zdaje testu Vito Russo, bo były napisane zbyt dawno temu. Minus za brak kobiet, jedyna, o jakiej znalazłam informację to wspomniana zaledwie Belladonna Tuk. Z drugiej strony, nie ma oskarżeń o rasizm ani innych kontrowersji.
Plusów: 1.
Minusów: 2.
Procentowo przewaga minusów nad plusami jest miażdżąca. Do tej książki prawie na pewno sama nie wrócę ani nie dam jej dziecku. Ten minus za fabułę znaczy zbyt wiele. Za to przy Narnii plus za fabułę sprawia, że minusy nie są tak ważne.
* Porównanie Łucji do mężczyny jest w rozdziale Oblężenie Anwardu, Koń i jego chłopiec. Można je wybaczyć głupiemu dziecku, jakim jest Korin, nie można wybaczyć autorowi, który podobne oceny wciska w narrację, choć nie formułuje ich tak wyraźnie, i który z Korina robi postać pozytywną. Moim zdaniem takie coś mógłby powiedzieć jedynie bohater negatywny np. Rabadasz.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz