Idąc przez studia cz.1

11 sty 2018
idąc przez studia, medycyna, śmieszne anegdotki, nie umiem w dorosłość, anatomia
Moje przeżycia ze studiów są często warte zapamiętania. Co śmieszniejsze lub ważniejsze rzeczy zebrałam.
Pierwsza odsłona #idącprzezstudia pojawiła się jako wpis na facebooku i wstawiam ją bez poprawek. 
Wstałam rano, ciesząc się myślą, że podłączyli mi płytę indukcyjną dzień wcześniej. Będę mogła zrobić owsiankę, myślałam. Idę do kuchni. Wita mnie zegar elektroniczny pokazujący drugą w nocy, bo jest jakieś cztery godziny do tyłu. Nalewam mleka do garnka, dosypuję kakao i słodzę. Stawiam na płycie, próbuję grzać i ogarniam, że mój jedyny garnek nie nadaje się na płytę indukcyjną. Dobra, jestem inteligentnym człowiekiem, tak? Ugotuję mleko inaczej.
Rozglądam się za czymś grzejącym. Patrzę, czajnik. Mleko w czajniku to chyba zły pomysł, ale mogę ugrzać w nim wodę, wlać ją do dużej miski i w tym postawić mniejszą miskę z moim mlekiem. A jak tak, to mogę od razu nalać gorącej wody z kranu (bo od wczoraj w kuchni jest ciepła woda) do miski i taką łaźnię wodną zrobić.
Zrobiłam tak, oczywiście wody było za dużo, wszystko się zmieszało. Niedobre było jak nie wiem, ale zjadłam w salonie, bo choć nadal nie ma tam podłogi, to jest stół, wróciłam do kuchni, patrzę na ten zegar z drugą w nocy...
...i uświadamiam sobie, że on przecież jest na mikrofalówce.
#idącprzezstudia jako #socialjusticewitcher również pojawiło się na fanpejdżu bloga.
Pierwsze zajęcia – anencefalia i słoik z płodem wadami rozwojowymi (miał mózg na wierzchu i wyglądał jak jakiś troll czy golem z fantasy ). Bardzo szybko leczy z antychojsyzmu taki widok. Dzień drugi i pierwszy wykład: zrównoważony rozwój i ekologia. Ale lewactwo. Dzień drugi trwa. Płód może być lub nie być zdolny do życia – ale nie żyje. Tako rzeczą kserówki od drugiego roku. Proczojsowo.
To wstawiłam na fejsa drugiego dnia, przed wstępem do profesjonalizmu. Na tym seminarium omawialiśmy, co różni szarlatana z TV od lekarza (szkalowanie antyszczepów , to zresztą też lewactwo odkąd mieliśmy panią premierę, która chciała brać ich głosy pod uwagę). Jedną ze wskazanych różnic było to, że szarlatan nie używa trudnych terminów, bo ich nie zna, tłumaczy trochę na chłopski rozum, że to brzmi, jakby miało sens.
I wtedy nasz wykładowca coś takiego mówi:
Jak w polityce: wystarczy powiedzieć, że sędziowie to oszuści i ¾ społeczeństwa w to uwierzy. Jak teraz słyszę 'przecież to tylko banda złodziei' a że tam będzie inna banda to nic
Cztery zajęcia. Pięć przykładów propagandy antypisowskiej opłaconej przez Sorosa. Wszystko było lewackie aż 24 listopada na histologii profesor wyglądający jak Korwin palnął, że unikanie białka zwierzęcego jest niekorzystne. No nie. A tyle już było na ekologii o tym, jak korzystna jest równość, że się niczego niepostępowego nie spodziewałam.
#idącprzezstudia i chcąc się przydać ludziom
Po osiemnastce chciałam oddać krew i zarejestrować się jako dawczyni szpiku. Zdyskwalifikowano mnie wówczas w przypadku krwi i myślałam, że ze szpikiem też się nie udało, bo nie dostałam żadnego potwierdzenia. Dlatego gdy na Dniu Organizacyjnym zobaczyłam stoisko do rejestracji dla dawców i dawczyń, podeszłam się zarejestrować. Dowiedziałam się, że jestem już w bazie i że będę mogła odebrać kartę w pokoju 67 w jednym z budynków w CKD.
Wybrałam się do tego budynku po wykładach w tej części umedu. Wchodzę, a tam pięcioro drzwi i schody w dół. Dwoje drzwi było na specjalną kartę. Jedne były do toalet, jedne do pustej portierni, a ostatnie – do pokoju 69, taka miła liczba. Przy schodach był napis Szatnia, Cloakroom, to pomyślałam, że pójdę tam i zapytam się szatniarki, gdzie to (nie było szatniarki, od razu mówię).
Schodzę na dół i widzę szeroko otwarte drzwi. Na nich była kartka z napisem: Ze względu na przepisy przeciwpożarowe należy obowiązkowo zamykać drzwi.
ANARCHIA.
#idącprzezstudia z kumplami lewakami
Na spotkaniu Amnesty był człowiek jak starszy ja. Jest już na szóstym roku na tym samym kierunku, jest anarchistą, działa w FnB, choć inna grupa, jest amnestjowcem, śmieje się z moich medycznych żartów i opowiada kolejne. Trochę rozwalaliśmy spotkanie, bo ciągle zaczynaliśmy gadać o czymś naszym (dyskryminacja w szkole –> dyskryminacja ze względu na choroby –> choroby będące pretekstem do dyskryminacji; Ratujmy Kobiety –> dokładne założenia projektu –> antykoncepcja awaryjna –> mechanizm działania antykoncepcji awaryjnej), ale też reszta AI nie była lepsza. Mieliśmy rozmawiać o przemocy homofobicznej w szkole i prowadząca panel chciała zacząć od upewnienia się, czy znamy znaczenie skrótu LGBT+, a my zaczęliśmy omawiać, czy queer to jeszcze obraźliwe, czy już zreclaimowane, psioczyć na definicję panseksualizmu w wikipedii i mówić o przegiętofobii. Raz koleżanka chciała nas dwoje niemalże wywalić ze spotkania, a potem... sama je rozwaliła, opowiadając o Gejkach Andrzejkach, a potem włączając queerową muzykę. To uczucie, gdy idziesz pogadać o prawach człowieka, a wychodzi, że zwijasz się z kumplem wcześniej z elgiebetowskiej imprezy, żeby porozmawiać o anarchii – polecam jako sposób spędzania piątkowych wieczorów.
Dwa dni później przyszedł do mnie... ukryjmy go pod określeniem Towarzysz. Nie piszę o ludziach używając imion i nazwisk. Zaproszenie go wyglądało tak:
Ja: Nie mam jeszcze drzewca do flagi. (bo w czwartek, dzień przed spotkaniem AI, dostałam flagę panseksową)
Towarzysz.: Jaki wolisz?
Ja: To są jakieś rodzaje?
Towarzysz.: Hipsterzy wybierają kije od szczotki. Ja ostatnio niosłem na rurce PCV, która została po instalacji wodnej w siedzibie. Drzewce nam wyszły.
Ja: Szkoda, że drzewce wam wyszły, miałam nadzieję, że mi uspołecznisz zamiast przypinki. (wcześniej proponował mi uspołecznienie przypinki)
Towarzysz: To musi być prezent jak biżuteria. Muszę znać twoje preferencje. Złoto, srebro, diamenty?
Towarzysz: 1,5 czy 1,8 m?
Ja: 1,5. Drzewiec wyższy ode mnie byłby słaby.
Towarzysz: Jesteś na mieście gdzieś?
Ja: Na pl. wolności, możemy się spotkać dziś lub jutro. Do 14. jutro nic nie mam, więc jak przyjdziesz do mnie, to możesz dostać herbatę.
Towarzysz: Darmowa herbata
Towarzysz: Choćby do Koluszek! (główna puenta jest od mojej współlokatorki, ale tę rozmowę cytuję tylko przez ten fragment, pełniący rolę puenty pobocznej)
Ja: *adres i instrukcja, jak wejść, godziny* Jak przyjdziesz odpowiednio wcześnie, to dostaniesz tosty.
Towarzysz: Wydaje się skomplikowane, ale dla herbaty i tostów się postaram.
Przyszedł o dziesiątej na moje piętro. Patrzy, robotnicy robotniczą, i uznał, że pomylił piętra. Zeszłam po niego, bo nie pomylił pięter, za to akurat się herbata zagotowała, a sera starczyło na 4 tosty. Przyniósł mi drzewiec zapakowany jak prezent. Przypałętała się jeszcze moja współlokatorka, więc siedzieliśmy we trójkę.
Współlokatorka (P.) twierdzi, że nie interesuje się polityką, więc Towarzysz zaczął o niej mówić. Miał nadzieję, że nie będzie zainteresowana rozmowa, więc sobie pójdzie i będzie mógł rozmawiać ze mną. P... jak na złość nie poszła i poprosiła o wyjaśnienie różnic miedzy Polską Razem (partią ojca jej partnera) a Razem (partią Towarzysza), bo nie ogarnia polityki. Tłumaczymy jej liberalizm.
Ona: Czyli takie nie znamy się na ekonomii, to nie będziemy ingerować?
Ona twierdzi, że nie ogarnia polityki.
Zaczęliśmy się śmiać i pomyślała, że powiedziała coś źle, ale udało nam się przez śmiech wyjaśnić, że powiedziała dokładnie tak, jak powinna.
#idącprzezstudia i chorując
Studencka kolacja: chleb z gripexem.
#idącprzezstudia i to przez studia medyczne
Spodziewałam się na anatomii gastronomicznych skojarzeń, ale zanim przynieśli pierwsze zwłoki, nie spodziewałam się, że będą aż tak przypominać mięso na obiad.
#idącprzezstudia
Medycyna środowiskowa ma szansę być moim ulubionym przedmiotem. Omawiamy tam ekologię, czynniki środowiska i ich wpływ na zdrowie, same fajne rzeczy.
Na pierwszych zajęciach mówiliśmy o trzęsieniach Ziemi. Mieliśmy infografikę z mapą Polski, na której umieszczono miejsca i daty trzęsień ziemi.
Rozmowa z prowadzącą.
Ja: Jak zmierzono moc trzęsień Ziemi z trzynastego wieku?
Ona: Właśnie… też się zastanawiam.

#idącprzezstudia uczę się gotować. Oto rozmrażanie mięsa farelką (wtedy jeszcze jadłam mięso). Zapomniałam wyjąć je wcześniej z lodówki.
Jednego dnia rodzimowiercy mieli obrzęd ku czci przodków. Byłam, poszłam potem do Towarzysza, który spał i mnie nie wpuścił do domu (puenta 1), wróciłam, Towarzysz przyjechał do mnie, rano następnego dnia siedzimy sobie i nic nie robimy. Nagle pukanie do drzwi.
Przestraszyłam się, bo może moja mama przyjechała wcześniej. A tu jest Towarzysz (mama nie lubi go na tyle, by chcieć bym jednak była lesbijką, tj. puenta 2), jeszcze niezbyt kompletnie ubrany, trzeba coś wymyślić.
Otwieram. Jacyś katoliccy nawracacze mi mówią o zbliżającym się święcie zmarłych (puenta 3, bo to samo w sobie jest mocne). Mocno w szoku wydukałam, że ja obrzęd miałam wczoraj. Zapytali mnie o religię i nr mieszkania, by móc zapisać, że tu nie mieszka nikt chętny na ich święta.
Nadal nie znam mojego numeru mieszkania (puenta 4, ja takie rzeczy opowiadam przyjaciołom jako samodzielne historie). 

Pierwsze ćwiczenia z anatomii. Grupy wchodzą, zajmują jakieś tam stoły, my też siadamy. Przychodzą asystenci i zaczynają zajęcia ze swoimi grupami. I tylko my, dwanaście mezoderm (jako grupa dwunasta głosowaliśmy na nazwę i wygrała moja propozycja, to chyba puenta 1), nikogo nie mamy (puenta 2?).
Po dziesięciu minutach samotnie wysyłamy jedną osobę do stołu obok, gdzie asystent wygląda miło. Dziewczyna się pyta, kto ma do nas przyjść. Ten mówi, że sprawdzi. I wraca do prowadzenia zajęć. Puenta 3. Jak to opowiadam na żywo, to ludzie śmieją się przy puencie 2 lub 3, choć ja dopiero zaczynam opowieść.
Po kolejnych dziesięciu minutach wysyłamy kogoś innego, by poszukał jakiejś rozpiski, która grupa z kim albo sekretariatu, albo czegokolwiek. Znalazł rozpiskę. Każda grupa miała przypisaną osobę prowadzącą, tylko dwanaście mezoderm miało niejasny zapis grupa dzielona.
Podeszliśmy do tego miło wyglądającego asystenta, który nadal nie sprawdził, kto do nas przyjdzie. Mówimy mu o sprawie i chcemy się dowiedzieć, co znaczy ten zapis. 
Na początku my, mezodermy, mieliśmy być po jedną czy dwie osoby poprzydzielani do pozostałych grup. Ponieważ o nas zapomniano (puenta 4), dzielono nas dopiero po tym naszym dopytywaniu się. Postanowiłam, że będę w jednej grupie z moją kumpelą z grupy. I nagle pada pytanie, które dwie osoby chcą do grupy piątej. Główny asystent wskazał na grupę, gdzie była jakaś starsza asystentka, wyglądała na niemiłą (naprawdę kobieta, że do rany przyłóż), oraz kilkoro jedynkowiczów. Znajomi z liceum! Zgłosiłam tam nas dwie i poszłyśmy.
Byłyśmy w tej grupie, miło było, sami fajni ludzie, jedynkowicze nie zawiedli, a asystentka okazała się być świetna, zdałam pierwsze kolokwium...
I na pierwszych zajęciach po kolokwium, gdy mieliśmy się nauczyć kości kończyny dolnej, główny asystent stwierdził, że skoro do grupy piątej dorzucono jedną osobę, to nas dwie trzeba zabrać do innej grupy, bo za dużo nas jest na jedne zwłoki.
Zabrał nas od tej grupy, moją towarzyszkę przydzielił gdzieś indziej, a mnie zabrał do grupy pierwszej, bo było tam tylko dwanaście osób. Ta dwunastka siedziała bez asystenta i oglądała dziurawą łopatkę. Gdzieś tu jest puenta 5.
Łopatka budzi mój niepokój, więc pytam, którą kończynę omawiają najpierw. Górną.
Wracam się do głównego asystenta i mówię, żeby przydzielił mnie gdzieś, gdzie zaczynają od kończyny dolnej, a najlepiej pozwolił wrócić do piątej. Dowiaduję się, że nie ma innej grupy, gdzie byłoby tak mało osób.
Wracam do pierwszych. A tam jest już ich asystent.
– O, jednak jest pani. A dlaczego?
– Nie mogę pójść do innej grupy, bo tylko tu jest tak mało osób.
On się odwraca do swoich studentów.
– Czemu żeście się przyznali, że was jest tak mało? Jak was pytają, ile was jest, to mówcie, że siedemnaście! A jak pytają, czemu tak mało, to mówicie, że są na badaniach okresowych.
Już się cieszę, że on mnie nie chce. Może mnie odeśle gdzie indziej. Do piątej choćby.
Jednak nie. Mam zostać. Zostaję i nic nie ogarniam z kończyny górnej, więc gapię się na taką jedną brązowooką blondynkę. Kazał mi pokazać ruch, w którym uczestniczy mięsień dwugłowy ramienia. 
Następne zajęcia. Siadam z grupą piątą. Czekamy na asystentkę. Ona przychodzi spóźniona piętnaście minut.
– Przepraszam, czy mogę zostać?
– Zostać... nie! Nie możesz. Za dużo nas tu. A do której grupy cię przydzielili?
– Do pierwszej.
– Pierwsza? To... może być fajna grupa.
– Nie jest. 
Piąta zaszemrała, a ja się zgubiłam w liczeniu śmiesznych rzeczy na anatomii. Asystentka poszła ze mną poszukać pierwszej... a jej nigdzie nie ma i my nawet nie wiemy, z kim ta grupa jest, bo asystentka nie mogła sobie przypomnieć, komu dała pierwszą, a ja nie znałam nazwiska wcale.
Z rozpiski dowiadujemy się, kto. Nie ma go, bo mu się córka urodziła. Gdzieś jednak musi być grupa i okazuje się, że ma ją student z wyższego roku. Tylko że ich nigdzie nie ma. 
Znajdujemy w końcu w sali kamiennej dwie grupy. Pierwszą i dziesiątą. Obie z braku asystentów ogarniane przez studenta. Którego nie ma.
I tak trafiłam do pierwszej. Zajęcia w czwartki mam wcześniej, dzięki czemu długi weekend z 11 listopada zaczął mi się w czwartek o 12.30, a Fabryka Równości uzyskała wsparcie w osobie członkini grupy pierwszej, którą zainteresowały przypinki na moim piórniku. 
Pewnego dnia asystent z jedynki zadaje mi pytanie, a ja nie wiem.
– No, pani nowa, a ja nie chcę tu takiej nowej, co nie umie, co pani?
– Ja też nie chcę tu być.
– To proszę iść tam, do grupy drugiej.
Poszłam. Tam asystent lepiej tłumaczył, więc postanowiłam zostać.
Na następne ćwiczenia asystent grupy drugiej nie przyszedł, sami pracowaliśmy. A potem było już kolokwium.
Z kończyn było więc sześć ćwiczeń i kolejno:
  1. początek w gr. 5, a potem w gr. 1 z asystentem stamtąd;
  2. ćwiczenie ze starszym studentem, bo córka asystenta;
  3. ćwiczenie z jakąś asystentką na zastępstwo, bo córka asystenta;
  4. ćwiczenie, na którym przeszłam do grupy drugiej;
  5. ćwiczenie, na którym go nie było;
  6. kolokwium.
Gdy przyszłam na kolokwium, asystent grupy drugiej miał pretensje, że ja przyszłam do niego. Nie miał żadnych dokumentów, że ja oficjalnie zmieniłam grupę, żadnego papieru, a ja byłam u niego tylko dwa ćwiczenia, więc czemu mam właśnie z tą grupą zdawać?
Oblałam, ale wystarczającym sukcesem było samo podejście do kolokwium.

Takich opowieści pewnie będę mieć jeszcze całe mnóstwo, naszykowałam już drugą część z opowieściami dziejącymi się tylko w jednym miejscu i związanych właściwie tylko z dwoma osobami. Mam nadzieję, że będę zbierać raczej śmieszne niż smutne jak przygody na anatomii.
Szukam jakiegoś podsumowania, puenty głównej dla tych opowieści. Jest 20 grudnia w chwili pisania tego zdania, właśnie dowiedziałam się o kartkówkach na wykładach z anatomii od drugiego semestru. Nic tego lepiej nie spuentuje, to nawet Mietczyński bez wahania mianowałby dialogiem odcinka.  
Część druga

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz