Blogowanie, gdy mnie nie ma

2 wrz 2018
przemyślenia o blogosferze, w której mnie nie ma, pisanie bloga, moda i trendy w internecie, za któymi nie nadążam
Są wakacje i mam więcej czasu na blogowanie. Trochę więcej piszę, nawet lekko poprawiłom wygląd bloga. W czasie studiowania olewałom temat.
W blogosferze zaś nie siedzę. Nie czytam innych poza kilkoma osobami. Ani regularnie, ani okazjonalnie. Wiecie kto czyta blogi? Kto komentuje? Głównie autorzy/rki blogów. Chcą być zorientowani w blogosferze.

Nie orientuję się

Nic nie wiem z tego, co blogując, powinno się wiedzieć.
Nie wiem, jaki sposób pisania teraz jest uważany za najlepszy. Czy mam być śmieszne, czy poważne, czy ma być długo, czy krótko. Nie wiem, jakie są trendy w designie blogów, podobno sketchowe grafiki. Tak powiedział pierwszy wyszukany artykuł o trendach na 2018. Jakie tematy są na topie... eee, pewnie DIY? Kto jest najbardziej znany w blogosferze? Well, było Jest Rudo w tym Share Weeku.
Podobno osoby uciekają na instagrama i youtube'a, tak samo osoby tworzące i (dawniej) czytające. Podobno tworzy się fanpejdże zamiast blogów. Podobno ludzie już nie czytają w internecie długich treści, bo kultura obrazkowa. Człowiek w sieci jest nieuważny, niecierpliwy, ma otwarte kilka kart a tekst tylko skanuje wzrokiem.
Samo widząc w sieci tekst, najpierw go szybko skroluję, szukając potrzebnych mi informacji, a jeśli uznam, że tam są, to czytam całość. Odwrócona piramida, człowiek najuważniej czyta początki linijek, natłok informacji, piętnaście otwartych kart. I podobno czytamy 20% tekstu.
Denerwuje mnie też podejście Zaufaj mi, jestem blogerką. Pisanie o zdrowiu na zasadzie u mnie działa,  wymądrzanie się o wychowaniu dzieci czy innym temacie. Znaczy, rozumiem, że niektórzy mają potrzebę uzewnętrznienia się na temat tego, co im wyszło i to jest spoko. Jednak, gdy jeszcze znałom lepiej blogosferę, miałom wrażenie, że niektórzy/re przeceniają swoje kompetencje. Gdy ktoś pouczał mnie o blogowaniu, a jednocześnie twierdził, że Francja przejęła Korsykę, gdy Napoleon był małym chłopcem. Gdy na blogach parentingowych pojawiały się mądrości o szczepieniach. Gdy czytałom pouczenia, jak się zachować w różnych sytuacjach społecznych (z moją fobią społeczną wydało mi się to przydatne) i wszystkie rady okazały się do kitu. Gdy ukochana nauczycielka tłumaczyła, by nigdy nie zaczynać mejli tak, jak blogerka tłumaczyła, że trzeba. Gdy u mnie zadziałało było mylone z to zawsze i u każdego działa.
Z wiedzy o tym, co ludzie robią w internecie: do blogów mamy zaufanie. Bogowie wiedzą, czemu, ale mamy. Chyba w internecie przestajemy odróżniać, co trzeba wrzucić do kategorii pogaduchy koleżanek o kremach (blog kosmetyczny przypadkowej osoby) a co do mądre rady specjalistki (blog osoby po dermatologii, kosmetologii, czymś takim)

Ignoruję

Nie próbuję wiedzieć, co jest na czasie.
Siedzę na blogspocie, nie mam nawet własnej domeny. Już w czasach, jak się jeszcze orientowałam, było to passe. Zamknęłom newsletter, choć trzeba mieć, ale u mnie nie wypalił. Nie wiem, jaki szablon trzeba mieć, mam klasyczny blogspotowy design. Nie sprzedaję kursów internetowych i e-booków. Nie mam o czym napisać e-booka. Dla niektórych to nie jest przeszkodą, ale chyba do tych ludzi nie należę. 
Jestem strasznie niedzisiejsze. Piszę swoje straszne długie teksty. Poparte źródłami, ale i tak kontrowersyjne, bo przecież RWPC. Nadal się obnoszę z poglądami, choć nie wiem, czy to na czasie, może blogerki/rzy powinni raczej pisać o tym swoim lifestyle'u bez wspominania takich rzeczy.
Jeszcze się pisze lifestyle, czy to już przeszło?
Nadal przywiązuję dużą wagę do wyglądu tekstu i trzymam się swoich zwyczajów z formatowaniem. Mam dokładnie te same nawyki podczas pisania, co w czasach publikacji Jak powstaje post? i nie zanosi się na zmiany w tej materii. No, ewentualnie siadam na kanapie, zamiast przy biurku. Piszę automatycznie przemyślenia i jest to cała spontaniczność, autentyczność, takie tam, potem tworzę plan i jestem logiczne. Mam za dużo szacunku do czytających mnie osób, by coś w tym zmieniać, bo moim zdaniem dobre teksty tak powstają.
Nadal zdjęcia są ładne, ale małe; podobno mają być szerokości tekstu, ale ja takich nie chcę. Czy wciąż są modne flatlay'e? Czy wciąż z moim podawaniem źródeł jestem dziwne? Wiem, że nie wszyscy ludzie z takim zacięciem czytają w książkach wstępy, przypisy i bibliografie. To jednak mój blog, ja jestem dziwakiem od sprawdzania informacji, więc tu tak będzie.
Wszelkie zmiany są podyktowane rozmowami z czytelni(cz)kami i znajomymi oraz moimi spostrzeżeniami. Co lato poprawiam bloga.
Tym razem zwiększyłom interlinię, bo podobno wcześniej było za mało powietrza w postach, przestawiłom elementy i w ogóle same kosmetyczne zmiany. Nic więcej nie potrzebuję. 
Kiedyś blog pochłaniał dużą część mojego wolnego czasu. A teraz chce mi się tylko pisać, pewnie zauważyliście, że nic nie robię na facebooku ciekawego, że odeszłom z instagrama. I naprawdę dobrze mi z tym, żeby jak najmniej się zajmować blogowaniem. Z tym, że mnie nie ma w blogosferze, z tym, że nie czytam o blogowaniu, jak tworzyć treści i innych takich rzeczy. Z tym, że robię swoje, gdy mi się chce, że blog bywa tylko notatnikiem i ćwiczeniem pisania.
Ignoruję resztę blogosfery; jej zasady i modę. Mnie nie ma.

Lubię to!

Naprawdę lubię swój blog i swoje teksty.
Lubię długie teksty pełne informacji. Po nie przychodzę na inne blogi. Ostatnio zwykle nie przychodzę. Tekst jest dla mnie najważniejszy, dlatego lubię choćby Rafała Rubę,
I nie zamierzam czytać głupot o prawie przyciągania (pierwsza rzecz znaleziona w ramach sprawdzenia na potrzeby wpisu, co się dzieje w świecie), grafikach do druku, przepracowaniu... wiem, że to zabrzmi okropnie. Przeczytałom wpis blogereczki, która się przepracowała, pracując 2 godziny dziennie, jebać pracę i kapitalis, ale... no kurwa. Za dużo pracowała w swojej własnej firmie, za dużo pisała na bloga, potem z wypalenia nic się jej nie chciało, więc robiła mniej.  
Jak mnie się nic nie chciało, to i tak następnego dnia były zajęcia od 8.15 do 19.45. Tak, miałom to na własne życzenie, mogłom iść na inne studia, zresztą idę. Po prostu znam trochę inne życie i inne problemy. Wiecie, podważanie twojej tożsamości, choroby uniemożliwiające pewne rzeczy, nudna praca, w której i tak trzeba wytrwać więcej niż 2 godziny. Może dlatego nie umiem wytrwać w blogosferze, jaką znam. Jeszcze jakiś czas temu byłom inną osobą i może dlatego w blogosferze byłom.
Mam też inne podejście do swojego czasu. Gdy przyglądałom się blogosferze, natrafiłom na kilka tytułów książek typowo lifestyle'owych i innych poradników (Zjedz tę żabę itp.), dowiedziałom się, że ludzie robią researche. Właśnie, research do wpisu. Aż zajrzałom, co takiego jest na tym blogu, gdzie było o robieniu researchu. Przepis na brzoskwiniową mrożoną herbatę, opis skoku ze spadochronem, jak szukać pracy, sposoby na zły nastrój. 
Powiedzcie mi, że nie tylko dla mnie nie jest normalne robienie researchu do czegoś takiego. Ja bym nie marnowało czasu na research związany z mrożoną herbatą.
Pewnie brzmię jak ta ciotka marudząca na problemy dzisiejszej młodzieży. 
Wolę swój świat. Taki, w którym się nie robi researchu do swojego wspomnienia skoku ze spadochronem, a słucha opowieści o skoku ze starego wojskowego samolotu, z równie starym spadochronem, co nie wiadomo, czy działa, po szczątkowym przeszkoleniu w obcym języku, ale za to za zaledwie 100 zł. 
W którym przez problemy można umrzeć zamiast nie dostać nawet bólu głowy, bo od przybytku głowa przecież nie boli. W którym trudne sprawy nie są podsumowywane Weź nie pytaj
Bo chyba lubię ten brutalny świat, gdzie Niemiec podczas skoku poważnie złamał nogę, bo nie zrozumiał przeszkolenia po ukraińsku. I gdzie prawdą się dostaje po pysku, a nie się o nią nie pyta.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz