Równonoc

18 mar 2018
Witajcie w końcu zimy.
Dwudziestego marca o 17.15 Ziemia przekroczy punkt na swojej orbicie, w którym promienie słoneczne padają prostopadle na równik i są równocześnie styczne do jej powierzchni przy biegunach, i od tej chwili przez pół roku biegun północny będzie bliżej Słońca niż biegun południowy. Kto inny zapanuje nad naszą stroną nieba. 

Zima

Z początkiem zimy postanowiłom wyeliminować z diety produkty zwierzęce. Potrzebowałom więc jeszcze zrezygnować z ryb i sera.
Niezjedzenie więcej mięsa zostało moim postanowieniem na oficjalny Nowy Rok, zaczynający się 1 stycznia. Zatem podczas swoich ewentualnych odstępstw nie mogłom sobie pozwolić na mięso, mogłom rozważać tylko inne produkty zwierzęce. I mięsa rzeczywiście nie tknęłom, nie kupowałom też jajek czy mleka za wyjątkiem jednej zachcianki (tydzień marzyłom o jajecznicy zanim sobie na nią pozwoliłom, była to moja jedyna taka zachcianka) i jajek na Jare Gody. Trochę trudniej było z produktami zawierającymi je, bo zdarzało mi się kupić sobie gotowy posiłek do odgrzania i akurat z czymś zwierzęcym, pijałom też na mieście kawę z mlekiem. Normalnie nie kupuję sera, ale zdarza mi się go zjeść z pizzą czy tostami, którymi mnie ktoś częstuje (sama sobie robię tosty bez sera).
Wydało mi się, że przejście na weganizm będzie wymagać trochę wysiłku (np. prawie żadnych gotowych dań, trzeba wszystko samej robić). No, nie chciałobym poświęcać jedzeniu zbyt dużo uwagi. Ostatnio rozmawiałom w towarzystwie wegańsko-wegetariańskim o diecie. Weganka powiedziała, że ona po iluś tam latach nie potrzebuje myśleć o jedzeniu. Ona po prostu nie je. Opowiedziała też, że jak odkryli z przyjacielem, że ciastka z owocami dostępne w supermarkecie są wegańskie, to zjedli od razu trzy. Inne wegetarianki narzekały na to samo, co ja, czyli ochotę na słodycze. Jak nie ma mięsa, to jest mniej białka, więc organizm podpowiada nam słodycze jako źródło energii. Ja miałom problem z tym, że nie czułom się najedzone po posiłku. Takie wrażenie może być związane ze smakiem umami i ilością białka. Z tej rozmowy dowiedziałom się, że wegetarianie/ki mogą na początku przytyć, właśnie zajadając słodyczami głód mięsa. To ja może odczekam aż mój organizm przestanie ciągle wołać o słodycze, a potem dopiero pozbawię go reszty produktów zwierzęcych. Rozmawiałom z innym weganinem o ewentualnych trudnościach i on zrezygnował z nabiału po kilku latach bycia wegetarianinem, na początku powoli go ograniczając. Może też zwolnię na tym etapie i po prostu będę ograniczać nabiał.
Problemów z innymi produktami nie miewałom. Kosmetyki już udało mi się ogarnąć, nie muszę kombinować, co wybrać. Z ubraniami jest jeszcze łatwiej. 
Zdecydowałom się nie kupować wełny. Powodów jest kilka i pierwszym z nich jest obejrzenie strzyżenia owcy:
Nie zamierzam w tym uczestniczyć. (Ogólnie, jest wiele rzeczy, w których nie uczestniczę, buntuję się poprzez nicnierobienie)
Te same zwierzęta wysyłane są podobno na Bliski Wschód i tam zjadane. Zatem nosząc wełnę dorzucam się do przemysłu mięsnego. (Źródło)
Przemysłowe wykorzystywanie zwierząt musi zostać zakończone.
Po trzecie, chciałom powyznaczać priorytety. 
Może to dlatego, że była sesja i sobie nie radziłam, ale czułom się nie na miejscu. Czułom się zbyt beznadziejne na to, czym się zajmowałom.
Na studiach czuję, że jestem w świetnym miejscu, za nic nie zamienię tego na inne zajęcie. Mam jednak wrażenie, że nie dam rady, jestem na ten kierunek za głupie, że może nie mam wcale tego typu zdolności, może należałoby być na religioznawstwie, na etnografii, na jakimkolwiek kierunku, który celowałby w to, na czym się znam. Gdy zajmuję się różnymi akcjami też jestem dokładnie tam, gdzie chcę. W mojej wspólnocie religijnej, w Amnesty, w grupach innego rodzaju. Czasami odczuwam jakieś onieśmielenie, bo jeszcze nie umiem wystarczająco wiele lub nie radzę sobie z jakimś zadaniem. 
Wydaje mi się, że wiem, co jest dla mnie ważne.
Mam wrażenie, że lepiej znam siebie. I mam wrażenie, że wyjebałom już naleciałości kulturowe, które utrudniały mi życie. Przestałom się przejmować genderem, bo mnie płeć kulturowa najzwyczajniej w świecie wkurwia. Dlatego właśnie będąc cis nie chcę mówić o sobie w rodzaju żeńskim. Wyjebałobym chętnie rodzaj żeński i męski z języka, podobnie wyjebałobym role płciowe i wszystko. Przygotowywałom się do manify i znów musiałom myśleć o sytuacji kobiet, przyjaciółka mi opowiadała o problemach z tranzycją, przyjaciel dopiero zaczynał ten proces, też miał kłopoty, osoby inne opowiadały o jakiejś przemocy związanej z niewpasowywaniem się w społeczne role, na histologii (czemu zawsze na tym przedmiocie?) znów wysłuchałom dziwnych uwag... wszystko to są efekty działania płci kulturowej, tej iluzji, w którą społeczeństwo wierzy, tej głupiej zabawy, która albo szkodzi, albo nic nie zmienia w naszym życiu. Stwierdziłom, że ja się w to nie bawię. 
Najciekawsze jest to, że choć chyba lepiej znam siebie, to nie mam nawet pewności, czy tylko wyjebałom płeć kulturową, czy może odkryłom, że nie jestem kobietą. Jak ktoś jest cispłciowy, to jak się to objawia, skąd oni wiedzą? Ogólnie to:
niepomazana wersja
Wtf is gender mam wpisane jako moją płeć na facebooku.
Przestałom próbować udawać normalną osobę. I tak nie wychodziło, to nie będę się starać. Nigdy nie rozumiałom, jak udawać skutecznie. Czuję się z tym czasami jakbym było zepsute. Mam wrażenie, że część emocji we mnie nie działa, jak powinno. Helloł, bogowie, zapomnieliście o jakimś trybiku w tej istotce. 
Normalna osoba to nie jest osoba, którą chcę być. Oddziela mnie od niej wszystko, co ważne, poglądy, styl życia (normalni ludzie nie wstają o 5.49 mając zajęcia na 10.30, ale ja tak robię), wygląd, obsesja liczenia, czego się tylko da, sprawdzania wszystkiego... 
Odkryłom też w sobie kolejne rzeczy, które chciałobym zmienić. Jakbym wcześniej nie miało ich wystarczająco.
Analizowanie siebie jest strasznie denerwujące. Musiałom przyznać, że spędzam za dużo czasu na fejsie i czas coś z tym zrobić, że za łatwo się denerwuję. Musiałom ogarnąć, czy to, że zdaniem innych jestem odważne, a jednocześnie samo często się boję kontaktów z ludźmi, oznacza, że jestem tchórzliwe i dobrze się maskuję, czy że jestem zepsute pod innym względem. W końcu przyznałom, że mam problem z kontaktami z ludźmi (w sensie: przyznałom to poza heheszkami), jestem niepewne siebie, lękliwe, ale nie jestem tchórzliwe; zawsze umiałom zrobić to, czego się bałom. Wiem też, że jestem odważne, gdy tylko nie chodzi o kontakt z ludźmi. Nie pochwalę się wszystkim, czego się dowiedziałom. Kiedyś może napiszę o jednej z ważnych spraw, która wyszła na jaw, a o której było pośrednio już mówione.
Blog chyba podąży w tym samym dziwnym kierunku, co moje życie. Gdy go tworzyłom chciałom dzielić się swoją twórczością. Byłom mocno inną osobą, chyba nie miałom się przed kim otworzyć (jedyna przyjaźń była nieco toksyczna). Dziś mam w swoim życiu odpowiednie osoby. Dziś mało rysuję i w ogóle mało tworzę. To, co było dla mnie wówczas ważne, już ważne nie jest. Blog zostanie jako świadek tej przemiany; inne autorki w podobnych sytuacjach zmieniają nazwy i adresy, wynoszą się na inne blogi (dziewczyna od pisania). A mnie się nie chce. Latem, jak zwykle, zrobię znów zmianę szablonu, pewnie wprowadzę zmiany, które dopasują blog do jego nowego przeznaczenia. Na pewno będzie spełniał funkcję pamiętnikową, jeśli coś stworzę, to też to wrzucę. Może w obrębie swojej tematyki będę zajmować się tu czym innym.
Nie wyobrażam sobie, bym w mojej obecnej sytuacji miało siedzieć kilka godzin nad postem o heraldyce czy religii innej niż moja. Może się to zdarzy. Raczej jednak poświęcę kilka godzin na sprawy związane z moją religią lub poglądami, więc takie długie posty to raczej w tematyce rodzima wiara / feminizm / queeranarchizm / ekologia.
Tak więc blog się trzyma dość wysoko.

Wiosna

Skoro odkryłom w sobie parę rzeczy, które trzeba zmienić, to biorę się do pracy.
Postanowiłom, że przestanę kląć. Nie jest bardzo źle, myślę, że nie powinnom mieć kłopotów ze zmianą sposobu mówienia. Nie podoba mi się słuchanie samej siebie, bo naprawdę przeszkadzają mi bluzgi. (Teraz wszyscy, którzy ze mną rozmawiali na żywo, są pewnie bardzo zdziwieni) 
Przeklinanie zmniejsza wrażliwość na ból. Dlatego zamierzam dopuszczać jakieś wulgaryzmy w sytuacjach naprawdę złych, ale czytałom też (niestety, dawno temu i w czasopiśmie papierowym, to nie zalinkuję), że ten efekt maleje u osób, które często klną. Ja nie zamierzam się tego pozbawiać, więc przyda mi się mniej wulgaryzmów.
Nie wiem, jak to osiągnę. Nie znam sposobów na zmianę sposobu mówienia, jedynie raz moja koleżanka zastępowała wulgaryzmu innymi słowami. Np. jak się denerwowała, to mówiła Ach, jak lubię pietruszkę.
Oczywiście, lubię pietruszkę, ale nie chcę się z tym tak obnosić. Nie jestem więc pewne, jak przestanę kląć. Chyba powinnom coś zrobić też z tym, że prokrastynuję, ale też nie wiem, jak. Oczywiście, postaram się nie prokrastynować, ale to jest nawet niemierzalne, więc nie podsumuję tego celu z końcem wiosny.
Drugi cel to dowiedzieć się więcej o głębokiej ekologii, ekoanarchizmie i powiązanych tematach. Teraz interesują mnie te kwestie. 
W czasie wolnym przeczytałobym może w końcu od deski do deski ekologię z biologii medycznej. To byłoby niezłe wsparcie. Być może sięgnęłobym jeszcze do publikacji dostępnych w anarchistycznej bibliotece, jest też parę innych źródeł.
Jeśli starczy mi czasu, to zajmę się dokształcaniem w innym nieco obszarze. Mam znajomych, którzy potrafią ni stąd, ni zowąd, użyć w rozmowie takich określeń jak trockizm, neomarksizm, luksemburgizm. Ja wiem o co chodzi, ale tylko mniej więcej. Postanowiłom więc dowiedzieć się więcej o lewicowej myśli politycznej.

Życzę wszystkim jak najlepszych obchodów świat okołorównonocowych, jeśli je obchodzicie, udanej następnej pory roku i dotrzymania swoich postanowień. Jeśli ktoś robił noworoczne, to życzę dalszego trwania w nich. Pewnie nikt z czytających nie obchodzi ze mną Jarych, ale wesołych Jarych Godów.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz