Idąc przez studia cz.4

11 mar 2018
grafitti w łodzi, moje przeżycia, idąc przez studia, anegdotki
Obiecane anegdotki. Występują: świecąca konewka, ubrania niewiadomego pochodzenia i gejdorado.

Imprezowo

Rozmowy, które cytuję, są z jednego spotkania sześciu osób. Były jeszcze śmieszniejsze, ale zbyt prywatne.

– To u ciebie to było pianino czy fortepian?
– To był styropian.

Tu muszę pozaznaczać, kto mówi.
– Właśnie! Posprzątałeś, widzę – M. rozejrzał się po mieszkaniu D.
– Tak – D.
G. się rozgląda.
– Łał... Ale przecież u ciebie nie było Sylwestra – G.
– Były Szczodre i moje urodziny przecież niedawno, musiałem posprzątać – D.
– Ale ty masz urodziny w lipcu – G.
Ma w listopadzie, to G poplątała. Mimo to wyszło pięknie.

– Ja mam taki plan, że za dwa lata będę milionerem.
– Spoko.

Ci sami ludzie. Inna okazja.
Przychodzę. D. gra na telefonie i tłumaczy coś M.
– Mogę tu ubierać swoją postać i dostawać oceny od innych graczy. I to jest takie kurwa płyyytkie.
Patrzę na ekran telefonu.
– Co to jest? Wygląda jak przerobiony stardoll.
– Bo to jest właśnie przerobiony stardoll. Gejdorado.
– Dlaczego gejdorado? – zapytała M.
– Nie wiem – odpowiedział D. – To jest gra bez żadnych wątków erotycznych. Nie jest nawet od trzynastu lat. Ale ma czat... i *śmiech* użytkownicy wszystko psują. Chociaż spojrzę jak jest na światowym czacie.
Chwilę coś poklikał.
– No, na światowym jest normalnie. Cześć, co u was, polajkujcie mi instagrama. A na europejskim czacie to tylko o jednym.

– Ciul z rynną. Konewka świeci.

– Ja na razie mam taki pomysł na życie, żeby spotkać wreszcie księcia na białym...
– ...chuju.
– Może być książę na białym chuju. No to niech ten księciu. Książę. Niech ten książę na białym koniu, rumaku, będzie bogaty i da mi wszystko i szybko wykituje. Ewentualnie, jeśli będzie przystojny, to zastanowiłbym się nad tym wykitowaniem, może pożyje. 

– Mówimy to samo, tylko innymi słowami.
– To dlaczego wy pieprzycie głupoty?

Inne spotkanie było zabawne przez samo swoje zaistnienie. Ja myślę mniej heteronormatywnie, dopiero A. i P. zwróciły moją uwagę na sprawę, którą ominęłom. Otóż, to było spotkanie z pięcioma mężczyznami i nie było na nim mojego chłopaka ani żadnej innej kobiety.
A. i P. zdziwiły się, że Towarzysz nie był zazdrosny ani o to spotkanie, ani o mojego Sylwestra, podczas którego siedział u mnie po nocy inny mężczyzna, a Towarzysz był daleko.
Towarzysz przejął się tylko tym, że z pięcioma kolegami nabijałom się z jego partii. Bardziej by się przejął pięcioma koleżankami niż kolegami. Zresztą, miałom do niego zadzwonić, jak wyjdę. Siedziałom tak długo, że stracił na to nadzieję (okej, to chyba nie świadczy o mnie dobrze, że poszłom na piwo z kolegami i o nim zapomniałom...).
W pewnym momencie sytuacja wyglądała tak:
  • Ł. nołlajfi w telefonie, prawdopodobnie ogląda kotki;
  • K. do takiego innego P.: Ja naprawdę chciałbym wierzyć, że ludzie są dobrzy...
  • Ja i dwóch M.: Ludy Morza są super <3

Na mieszkaniu

A. zerwała z facetem, było jej przykro, więc P. poszła ją pocieszać z zestawem ratunkowym, który tworzyła, gdy ja jadłam tosty na kolację. Zestaw powstawał poprzez wsypanie do miseczki toffifee (musiałom sprawdzić, jak to się pisze), wsypując dała mi jedno, potem dorzuciła parę kawałków czekolady mlecznej z bakaliami i też dała mi jeden. Do tego dorzuciła merci i również miałom wziąć jedno, wybrałom sobie kawowe, bo to jeden z moich ulubionych smaków. P. nie lubi kawowych i żeby się ich pozbyć kazała mi wziąć wszystkie kawowe. 
A. powinna częściej się rozstawać.
Około południa tego samego dnia dałom P. brelok, który był w zestawie z kupionym dla mojego chłopaka portfelem. Brelok mi nie pasował zupełnie, Towarzyszowi też nie dam nic brzydkiego, ale jej się podoba. I dostałom trzy pyszne pieczone ziemniaki, które zostały z ich obiadu (choć wcześniej ich obiad mnie scynglował, bo robiły pieczonego kurczaka z ziemniakami i ten kurczak taaak ładnie pachniał, a ja taaak dawno nie jadłom mięsa...), poza tym pożyczyłom P. książki od histologii. Jeden z dni, gdy na mieszkaniu było dobrze.
Następnego dnia było to spotkanie sześcioosobowe i gdy z niego wróciłom, dowiedziałom się, że A. ma depresję i pojechała do siostry. Trochę zdziwiły mnie wieści o chorobie, bo wydawało mi się, że to zwykłe obniżenie nastroju spowodowane nieprzyjemnym wydarzeniem. Nie sądziłom też, że nawet jeśli dziewczyna naprawdę choruje, to ja powinnam być o tym informowana; nie jesteśmy sobie bliskie. Wydało mi się dziwne, że w ogóle ktokolwiek wie o tej chorobie z taką pewnością, z jaką P. to mówiła. W Polsce niewielki odsetek ludzi, u których lekarz pierwszego kontaktu podejrzewa depresję, jest odsyłanych do psychiatry, jeszcze mniej z nich idzie do psychiatry naprawdę, by móc być zdiagnozonowanym/ą/e. A tu A. miałaby tak szybko mieć diagnozę? Zapytałom P., czy zdiagnozowaną.  P. zaprzeczyła.
Tak, tego właśnie potrzebujemy. Przypadkowego diagnozowania złego humoru jako choroby psychicznej. Na pewno polepszy to sytuację osób naprawdę chorych, zmniejszy stygmatyzację chorób psychicznych, zwiększy ilość chorych decydujących się na leczenie, a nie unikających go, na pewno sprawi to też, że osobom zdrowym będzie łatwiej uporać się ze swoimi smutkami, gdy uznamy je za choroby. 

Któregoś dnia dziewczyny zrobiły bezy. Wyszły chujowo.
idąc przez studia, współlokatorki, anegdotki,
Były zresztą przypalone.
W moim pokoju była jedna szafa, ale właściciel dostawił drugą, bo stwierdził, że to za mało. Otworzyłom nową szafę, by schować swoje rzeczy, a tam... jakieś ubrania. Zanim szafa trafiła do pokoju, stała trochę w korytarzu. Może A. lub P. pomyślały, że to szafa do pokoju jednej z nich i coś swojego włożyły.
Odniosłom te kilka ciuchów do salonu. Żadnej z dziewczyn nie było, więc później planowałom zapytać o te rzeczy. Gdy już zapytałom, okazało się, że nie są to ubrania żadnej z nich.
Nadal nie wiemy, czyje to, i nadal mamy te ubrania.
Historia, która może striggerować. Homofobia i transfobia w środku.
P. i A. skończyły swoje egzaminy wcześniej i pojechały, ale A. wróciła na jeszcze jakąś poprawkę w następnym tygodniu. Przyjechała w czwartek, w piątek miała egzamin i po południu pojechała. Tylko zostawiony bałagan w kuchni świadczył, że przyjechała. Święte nie jestem, zwłaszcza jak mowa o sprzątaniu, denerwuję P. swoją niedbałością, więc może nie mam prawa narzekać na A., ale będę to robić. 

Rzeczywistość na studiach, zwłaszcza na histologii, jest tak dziwna, że ta seria się naprawdę rozrośnie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz