Kończę, gdy nic się nie dzieje, bo nie lubię jak opowieść się urywa w najciekawszym momencie, a muszę gdzieś przerwać.
Jaśko zachowywał się wieczorem nieco dziwnie. Niewiele mówił i wpatrywał się w las oczami, które były jakby puste. Gdy w końcu ruszył za ognikami, Zbyszek poszedł za nim. Ale potknął się i wpadł do ciemnej dziury, której nie zauważył. Dziwne, przecież szedł tuż za przyjacielem, a ten nie wpadł do dziury. Podniósł się i spojrzał w górę.
- O wszyscy bogowie - powiedział, widząc że jest w dziurze głębszej niż jakakolwiek studnia. A przecież nawet się nie poobijał za bardzo spadając tu. Nie wiedział, jak się dostać na górę. Obrócił się patrząc na wszystkie ściany dołu. Wszystkie były tak samo pionowe i nienadające się do wspinaczki, ale po lewej zaczynał się tunel. Kopalnia? Warto to sprawdzić.Tunel rozszerzał się w szeroką, wysoko sklepioną jaskinię, w której… był wielki stwór, który zdawał się wypełniać całą jaskinię. Jego skóra przypominała kolorem skały tworzące ściany jaskini, co było doskonale widoczne w świetle dwojga wielkich, żółtych oczu.
- Co ty tu robisz? - stwór popatrzył na niego tymi oczami. Jaśko pewnie wiedziałby, co to jest.
- Spadłem… z góry.
- Z góry? Masz na myśli górne warstwy? Mówiłem wam, żebyście mi nie zakłócali spokoju.
Błysnęły kły.
Zbyszek cofnął się o krok. Jest źle. I jakie górne warstwy?
- Ja… jestem z powierzchni ziemi. Chciałbym się stąd wydostać.
- Z powierzchni ziemi - powtórzyło stworzenie, jakby łagodniejąc - Jak się tu dostałeś?
- Spadłem.
- A jak się nazywasz?
- Zbigniew Sulisławic.
- Szarlej.
Szarlej przesunął się w prawo, pokazując że jaskinia jest jeszcze większa i że dalej jest kolejny tunel.
- Nie wiem, jak dostać się na górę, ale tamtędy przejdziesz do górnych warstw ziemi, gdzie żyją podziemni. Oni mogą wiedzieć coś o wyjściu na powierzchnię.
- Dziękuję.
Ten tunel był dużo dłuższy i cały czas zakręcał, jak meandrująca rzeka. W odatku cały czas piął się w górę, przez co Zbyszek się zdrowo zmachał. Na końcu znalazł oparty o ścianę pień drzewa z nacięciami. Z góry sączyło się niebieskawe światło. Wspiął się po tej prymitywnej drabinie…
I znalazł się w okólnicy.
Jaskinia zbliżona kształtem do okręgu miała wiele mniejszych komór przy swoich ścianach, a w niej samej kręcili się ludzie, był targ i warsztaty z niewiadomych przyczyn nie w domach, tu i tam kręciły się zwierzęta. A na górze unosiły się linie niebieskich świateł, przez całą szerokość jaskini przechodziło ich siedem.
Czym to wszystko jest? Jak ci ludzie mogą żyć? Skąd mają światła? Jaka magia to zrobiła?
Zatrzymał jakiegoś człowieka. Był ciemnowłosy i miał nieco toporne, zwierzęce rysy. Jego ubranie było uszyte ze skór zwierzęcych i nie przypominało żadnego, jakie Zbyszek kiedykolwiek widział. Wyglądało prymitywnie.
- Co to za miejsce? - zapytał człowieka. Ten uniósł krzaczaste brwi i odpowiedział:
- Komora północna, najniższa część kraju Vim. Jak się tu…
Popatrzył na niego i na dół za nim. Pobladł.
- Przychodzisz od Szarleja?
Skinął głową.
- Spadłem z powierzchni.
- Jak to z powierzchni? Przecież…
Uklęknął na jedno kolano i skłonił się.
- Jesteś zatem wybawicielem.
Zbyszek cofnął się o krok.
- Jakim wybawicielem? Ja?
- Przepowiedziane jest, że wyzwoli nas człowiek z powierzchni. Zabije smoka, który żyje u wyjścia i co miesiąc pożera jedną dziewicę. Gdy potwór sczeźnie będziemy mogli wyjść na ziemię pod niebem, zobaczyć to sławne Słońce, okrągłą, ciepłą, świetlówkę.
Zbyszek się przeraził. Chciał się wydostać z podziemi. A tu okazuje się, że trzeba zabić jakiegoś smoka! Wcale mu to nie pasowało. Jaśko by chętnie walczył z każdym potworem. A on nigdy się do takich rzeczy nie palił.
Jednak skoro nie ma innego sposobu - bo Szarlej chyba nie pozwoli wszystkim tym ludziom przejść i zbudować drabiny w tamtej studni - to trzeba coś zrobić.
Mógłby pokonać smoka ale tego się bał. Zbyt dobrym wojem nigdy nie był. W zasadzie to stary Wojciech płacił mu za wykonywanie poleceń i myślenie za niego, a nie machanie mieczem.
Zatem trzeba zabić smoka z możliwie najmniejszym użyciem miecza.
- Gdzie mieszka smok? Jakie ma zwyczaje?
Oczy człowieka z podziemi błysnęły. Odwrócił się do tłumu.
- Mamy wybawiciela! - wrzasnął.
Ludzie najpierw chwilę się dziwili. Potem mężczyzna wywrzeszczał jeszcze wyjaśnienie. Zaczęło się zamieszanie. Jakieś okrzyki radości i niedowierzania. Ktoś biegł w ich stronę. Wszyscy biegli w ich stronę. O coś go pytano.
Zbyszka zaprowadzono do domu wójta północnej komory. Ten rozesłał gońców do wszystkich innych komór i opowiedział chłopakowi historię swojego ludu.
- Żyliśmy na powierzchni, większość z nas była rolnikami. Jednak w jednej z wiosek mężczyźni zajmowali się wydobyciem soli, ich kopalnie sięgały daleko w głąb ziemi. Ponieważ nie było w naszym ludzie wojowników, gdy nas napadnięto schroniliśmy się w ich kopalni i zeszliśmy najniżej. Obroniliśmy się, ale postanowiliśmy do następnego ataku przygotować się lepiej, gdyż wiedzieliśmy, że ludzie ze wschodu nie odpuszczą…
To musiało być gdy nasz lud tu przybył, pomyślał Zbyszek. Ze trzy setki lat!
- Podczas następnego ataku mieliśmy wszystko, co było nam potrzebne, by przetrwać pod ziemią przez długi czas. Nie wiemy, jak długo trwał atak, ale potem nie udało nam się wyjść. Smok ugościł się u wyjścia. Jednak nasi kapłani przepowiadają, że uwolni nas człowiek z powierzchni. Nasz smok jest to stwór długości dwóch lasek, wzrostu jednej. Jest niebieski, nie zieje ogniem, ale pluje nim. Po zjedzeniu dziewicy przez dwa dni śpi, potem na przemian budzi się i śpi, aż żąda pożywienia. Gdy jest najedzony zwykle bawi się płomykami ognia, boimy się, że w końcu nas podpali…
- Czemu nikt go nie zabił podczas tych dwóch dni?
- Bo ma świetny słuch. Budzi go najmniejszy szmer.
- No to trzeba sobie poradzić bez szmeru.
Reszta wiadomości o smoku nie była zbyt zachęcająca. Już kilku śmiałków zginęło, próbując go zabić. Była wśród nich grupa ochotników, która planowała go zaatakować kupą i ubić. Był i człowiek próbujący pojedynku, i taki od sposobu. Komora będąca mieszkaniem smoka nie dawała możliwości ukrycia. A za około tydzień smok zgłodnieje.
- Pójdę tam zamiast tej dziewicy, którą mu składacie w ofierze.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz