Obiecane poślubienie księżniczki.
Jaśko z Mojmirowic podróżował przez ten obcy kraj, nie bardzo wiedząc, co ze sobą dalej zrobić. Na trakcie napadło go trzech mężczyzn. Jaśko był wielkim wojownikiem, prawda, ale z trzema sobie poradzić nie mógł. Ranny odczołgał się do lasu i ukrył. Sakiewkę mu zabrano, grzywny i ozdoby też. Jaśko postanowił je odzyskać. Broń jeszcze miał, więc szanse też są.
Przez las szła starucha zbierająca chrust. Nazywała się Mścisława i zgodziła się opatrzyć rany Jaśka pod warunkiem, że ten się z nią ożeni. Woj się na to zgodził, a kobieta nałożyła dłonie na jego rany. Zniknęły, nie zostawiając nawet blizn. Zanim odszedł, zapytał, gdzie ją potem znajdzie. Co prawda, wcale nie miał ochoty brać z nią ślubu, ale obietnica to obietnica.
Przez las szła starucha zbierająca chrust. Nazywała się Mścisława i zgodziła się opatrzyć rany Jaśka pod warunkiem, że ten się z nią ożeni. Woj się na to zgodził, a kobieta nałożyła dłonie na jego rany. Zniknęły, nie zostawiając nawet blizn. Zanim odszedł, zapytał, gdzie ją potem znajdzie. Co prawda, wcale nie miał ochoty brać z nią ślubu, ale obietnica to obietnica.
- W Lipie - brzmiała odpowiedź. Wyjątkowo zielone oczy patrzyły na niego przez chwilę, po czym Mścisława odwróciła się i zniknęła za jednym z drzew. Lipą.
Potem Jaśko popędził za wrogami. Dopadł dwóch u progu ich chaty. Zabił ich kilkoma cięciami miecza.
Trzeci był w łaźni. Jaśko uznał za niehonorowe zabicie w takim momencie.
Elegancko wyzwał go na pojedynek, gdy wyszedł. Wojownik rozpoznał go i zgodził się. Pamiętał poprzednie starcie. Jaśko też, ale nie zamierzał pozwolić, by sytuacja się powtórzyła.
Wyszli przed chatę i Jaśko nakreślił linię na ziemi. Stanęli po jej obu stronach i przysięgli na Słońce, że będą walczyć honorowo.
Przywołali rataja, by odliczył do trzech i rzucili się na siebie.
Mężczyzna był starszy i bardziej doświadczony. Nóż Jaśka był dłuższy, poza tym był nieco wyższy. I młodszy, to wada i zaleta.
Jak ocenił, przeciwnik polegał głównie na swojej sile i ciężarze, za to był nieco wolniejszy. Zatem należy wykorzystać własną szybkość i obrócić przeciwko niemu jego masę. Poprzednim razem się to nie udało, bo był otoczony.
Nie patrzeć na nóż. Ani na oczy. Nie one zdradzają następny ruch przeciwnika. Zdradza go tułów. Logiczne, w końcu łączy wszystko, co może się ruszać.
Uskoczyć. Zaatakować z lewej. Odskoczyć. Zmęczyć przeciwnika. Nie dać się zranić. Przynajmniej nie ciężko. W prawo. Nie, nie w prawo... za późno. Jest ranny w lewe ramię. Dobrze, że nie gorzej. Nie dać mu wykorzystać tej przewagi. Skłonić do ataku i odskoczyć, gdy to dla niego będzie za późno… tak właśnie. Wykorzystać szansę, zanim wstanie. Szybki cios nożem.
Trzech pokonanych. Wrzasnął na odchodzącego już chłopaka do posług.
- Jak się nazywa ta wieś?
- Dzidzielowa.
- A okoliczne?
- Brzozowce, Dersławo, najbliższe miasto to Człopów.
- Jakakolwiek rodzina nazywa się Lipa? Zagroda o takiej nazwie?
- Lipa to takie drzewo - powiedział zdezorientowany rataj.
Jaśko pomyślał chwilę. Uściskał chłopaka, wziął miecz i konia, które właśnie pozbawił właściciela i pogalopował do lasu. Znalazł polanę, gdzie spotkał staruchę Mścisławę. Nadal rosła tam lipa. Zszedł z konia i skrzywił się stając na zranionej nodze.
Rozrąbał drzewo mieczem do serca. W środku była młoda dziewczyna w sukni z liści i kwiatów lipy. Rysy twarzy miała podobne do tych starej Mścisławy, jednak jej twarz nie była pomarszczona. Jej włosy nie były już siwe, chociaż nadal bardzo jasne.
- Jestem córką pana tego lasu - mówiła niezwykle melodyjnym głosem, wcześniej też? Musiał nie zauważyć - Gdy kazałam ci ścigać ogniki, sprawdzałam cię, czy słyszysz głos, a Leleń potwierdził, że jesteś jednym z nas. Zbójcy pokrzyżowali mi plany… wykorzystałam to jednak tak, jak chciałam.
Zielone oczy dziewczyny mogłyby chyba przejrzeć duszę Jaśka na wylot. Jak oczy Lelenia.
- Nie mogłaś wyglądać tak od początku?
Ślub Jaśka i Mścisławy odbył się następnego dnia we wsi Dzidzilelowa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz