Migawki z pracy cz.1

22 sie 2017
świeca, prawa człowieka, Amnesty International, opowieści o pracy
Pracuję dla Amnesty International i jest to całkiem fajne. Praca jest pełna przygód i czasami niebezpieczna, wiecie, narodowcy grożący wpierdolem, właściciele chodnika (?) grożący policją oraz pijani ludzie zapraszający do tańca albo rzucający jakieś uwagi podpadające już pod molestowanie seksualne. Czasami ludzie są tak nastawieni, że czuję się jakbym promowała nie organizację pozarządową, a przynajmniej fully automated luxury gay space communism.

Specyfika

Dużo o tym mówiliśmy w pracy, używając właśnie takiego słowa.
Zgłosiłam się przez internet. Praca miała być prosta, namawianie ludzi do wsparcia Amnesty International. Zaprosili mnie na rozmowę kwalifikacyjną. Nawet nie zaatakowały mnie lęki, które nazywam tchórzostwem. To przecież było coś, co nie mogło się nie udać. Bo jak mogą mnie nie wziąć do takiej pracy? Tu nie trzeba kwalifikacji czy osobowości, wystarczy być.
Po rozmowie koordynatorka powiedziała, że oddzwoni. Oddzwoniła i zaprosiła na szkolenie. Mama się zdziwiła, gdy jej to powiedziałam. Na szkoleniu ta sama koordynatorka pogratulowała mi i Międzykulturovej dostania się. Jakby to było osiągnięcie.
To rzeczywiście było osiągnięcie. Koordynatorka próbowała kilka razy.
Uświadomiono mnie w kwestii szczegółów, obowiązków i działalności organizacji. Następnego dnia dostałam żółtą koszulkę i poćwiczyliśmy jeszcze przez chwilę scenariusze rozmów. Podobno mówię z dużą pewnością siebie. Warszawiak nie potrafił tego inaczej opisać, nazwał to także atakowaniem słowami oraz pokazał jako wskazanie najpierw na siebie, a potem odsunięcie dłoni daleko. Odczytajcie sami ten gest. Potem poszłam na ulicę. Tak zostałam ulicznicą... 
Jestem street fundraiserką czyli na ulicach zaczepiam ludzi, by ich namówić do utrzymywania Amnesty International. Sześć godzin na ulicy. Żółta koszulka, identyfikator, plecak, żółte bransoletki i świeczki-przypinki, polecenia zapłaty oraz opowieści o torturach.
Mamy do wyboru trzy tematy, trzy kampanie organizacji. Pierwsza to handel bronią, druga to przemoc wobec kobiet. Ja wybrałam trzecią, o torturach.
Na rozmowie kwalifikacyjnej zapytano mnie, czy jakaś kategoria praw człowieka, jakiś temat lub kampania interesują mnie bardziej. Opowiedziałam, że moim zdaniem najważniejsze są tematy związane z przemocą, torturami czy prawami seksualnymi i reprodukcyjnymi.
Bez wolności słowa możesz żyć. Bez edukacji możesz żyć. Bez wolności możesz żyć.
Jak policjant cię zabije, to nie przeżyjesz. I dlatego wybrałam tortury.  

Moje ludziki

Jest nas czworo, ale tak naprawdę dwoje. Zatrudniona ze mną Międzykulturova chciała zrobić sobie wakacje i pracy szukać od września. Przypadkiem zajrzała na oferty pracy w lipcu i mimo że jest zatrudniona, nie ma jej i nie będzie przez większość czasu do września. 
Międzykulturova została tak nazwana, bo dopiero co skończyła międzynarodowe studia kulturowe. Jej kierunek to samo lewactwo, weganie i homoseksualni. Z nimi studiowała politologia, czyli ludzie, którzy na wspólnych zajęciach pytali, czemu nie można ot tak strzelać do ludzi.
Potem na tym samym wydziale otworzyli bezpieczeństwo narodowe. Tam są ludzie mający z przodu koszulki Polskę Walczącą i orła, a z tyłu wilka. To ważna informacja, potrzebna nie tylko do stworzenia obrazu Międzykulturovej z przypinką Tak dla uchodźców i zbierającej podręczniki do polskiego dla poznających nasz język Ukraińców.
Oprócz Międzykulturovej są jeszcze dwie osoby zatrudnione tydzień wcześniej. Szefova ciągle zmieniająca kolor włosów i spóźnialski służbista. Na początku przychodził zawsze spóźniony, ale próbuje zostawać dłużej, nie chce wychodzić z pracy. Ja jestem gorsza, mnie denerwuje, że patrzę na zegarek i jest pół godziny do przerwy. Szefova jest po wzornictwie, włosy ma w odcieniach fioletu oraz zieleni i pasują do nich legginsy, z nadrukiem różowofioletowych gwiazd. Nie chciała być naszą team leaderką, a przy okazji nie lubi alt-medowców i krytykowała Warszawiaka, który twierdził, że chemioterapia jest zła i że naturalne metody. Jednocześnie choruje i nie dała rady fizycznie w naszej pracy. Wyjechała do szpitala.
Służbista jest historykiem z wykształcenia. Dowiedziałam się, gdy z rozpędu wyjaśniłam, czym jest abolicjonizm, gdy zapytał, co czytam, a ja miałam Czarne skrzydła. Jak usłyszał, że czytam o Słowianach, to się zaśmiał, bo to głupie. Przed historykami mi wstyd z powodu bycia rodzimowierczynią. Dzięki, turbosłowianie. A, służbista jest neo-bitnikiem.
Przez jeden dzień był z nami właśnie Warszawiak, ale teraz pracuje u siebie.
Do pracy doszedł jeszcze Pajac, po zniknięciu Szefovej. Nazywam go Pajacem, bo zachowuje się dziwnie, jest głośny, żywo gestykuluje i lubi się popisywać. Mówi teatralnie i akwizytorsko. Jest przekonujący, gdy mówi o torturach, bo dziesięć lat temu został pobity podczas aresztowania. Miał tylko szesnaście lat. Nie wiem, co przeskrobał, ale właściwie nieważne.
Zupełnie go znielubiłam już pierwszego dnia. Rozmawialiśmy i przejeżdżała taksówka pewnej firmy. Opowiedział mi, że wielu tamtejszych kierowców założyło własne działalności albo przeszło do innych kierowców. Przytaknęłam i mówił dalej o nich. 
– A mój ulubiony kierowca, który zresztą jest GEJEM...
Spodziewałam się, że Pajac się z nim umówił, że kierowca-gej założył firmę z chłopakiem, że odszedł, bo szef był homofobem. Puenta miała być taka, żeby jego orientacja miała znaczenie.
– A mój ulubiony kierowca, który zresztą jest GEJEM, wyjechał na 2 miesiące nad morze i tam teraz lepiej zarabia.
Zamurowało mnie.
Ja bym mu chyba coś zrobiła, gdyby o mnie powiedział moja koleżanka z pracy, która zresztą jest PANSEKSUALNA. Nie wiem, powinnam mu powiedzieć, że może niekoniecznie powinien ot tak dzielić się takimi informacjami, przedstawić go w jego obecności jako który zresztą jest HETEROSEKSUALNY, czy może poczekać aż powie coś głupszego i wtedy reagować?
Staram się wierzyć, że nie ma to związku z homofobią. Żyjemy w społeczeństwie, które jest heteroseksualne, białe, pełnosprawne fizycznie i polskie na wskroś. Dla wielu ludzi kontakt z kimś, kto nie pasuje do tego schematu, wywołuje spory szok i z reguły nie wynika to ze złej woli. Może niektórzy ludzie stykają się z rzeczywistością i ze zdziwieniem stwierdzają, że ten okropny gej, który miał niszczyć europejską cywilizację, ma na głowie poważniejsze sprawy – jak to jeżdżenie taksówką nad morzem. Mówiąc w ten sposób chcą podzielić się ze światem dobrą nowiną, że ludzie są różni. (Pozdrawiam serdecznie jedną z osób, z którymi podzieliłam się rozterkami związanymi z Pajacem i tak to podsumowała.)
W końcu zdecydowałam się opowiedzieć Pajacowi, że mój kolega, który ma CZARNE WŁOSY, poszedł na ten sam kierunek studiów, co Pajac. Chyba załapał, że trochę głupio powiedział. Sam twierdzi, że poinformował mnie o orientacji kierowcy, ponieważ kierowca jest wspaniałym człowiekiem.
W Greenpeace jest kolega nazywany przez Szefovą Solarkiem, a przeze mnie Fotosyntezą. Jak cały Greenpeace nosi zieloną koszulkę. Do tego lubi słońce, najlepiej mu było w gorący dzień stać na betonowym placu i się smażyć. Sam twierdzi, że czerpie energię ze słońca. Dla niego zawsze jest fajnie, nawet jak nie idzie. Pracuje też tam miła ankomka i jeden eurobankowiec (fundraiserzy nie lubią Eurobanku).
Rozpoznaję już nie tylko ludzi, których często spotykam, ale i gołębie. Przynajmniej te dziwne, beżowe z przodu, białe z tyłu. Na Piotrkowskiej są takie mutanty, nigdzie indziej ich nie widziałam. A jak jem na ławce swoje drugie śniadanie, to przylatują do mnie. Gdy zaczynam, stoi przede mną jeden gołąb i się patrzy. Gdy kończę, cztery patrzą stojąc przede mną, jeden jest ze mną na ławce. Pamiętajcie, to nadal są dinozaury z rzędu teropodów i na dodatek potomkowie tych mięsożernych...

Inne

Mogę wam powiedzieć, że sprawa w urzędzie znaczy całkiem coś innego, gdy urząd jest jedynym miejscem, gdzie możesz wejść w koszulce. Żółtej. Pierwsza dziewczyna, w jakiej się zakochałam, często nosiła żółtą koszulkę. Kiedyś inni fundraiserzy, wzięli mnie przez kolor koszulki za... pszczelarkę
Zapoznałam się z Greenpeace'ami, których ludzie nie obrażają. Sama ich organizacja jest gorsza od naszej, bo oni są przeciwni GMO, nie insektycydom stosowanym na GMO, ale samym modyfikowanym organizmom. To jest głupie, ale wielu Polaków też wierzy w te bzdury, więc nikt nie wie, że można się ich czepiać z tego powodu. Zatem ludzie się ich nie czepiają. Co ciekawe, nawet dziewczyna z WWF uważała, że Greenpeace jest zbyt radykalne. Poza tym, gdy zaczyna padać, to dla nas nie ma złej pogody, są tylko źle ubrani fundraiserzy, a zieloni nie stoją w deszczu. Zazdroszczę. Świadkom Jehowy też zazdroszczę, nikt ich nie obraża, nie muszą z nikim gadać, nawet stoją w lepszym miejscu. Nie zazdroszczę zaś ulotkarce ze szkoły językowej. Musi nosić brzydszą koszulkę niż my i Greenpeace, a zarabia chyba mniej. Dwie dziewczyny z innej szkoły językowej chodzą razem, to mogą chociaż gadać ze sobą (a nie z obcymi) oraz nie mają służbowych koszulek. Nie zazdroszczę też fundraiserom wiosek dziecięcych; oni chodzą po domach, więc ich nie spotykam, rozmawiałam tylko z dawnym pracownikiem. Był pod wrażeniem, że dostaję tak dużo za godzinę (płaca minimalna) i powiedział, że u nich było mniej i nie zawsze było. 

Moja praca jest świetna, dostarcza rozrywki przez pół dnia, a najnudniejsza jest przerwa. Obcy ludzie dostarczyli tylu opowieści, że zrobił się z tego oddzielny tekst.
Część druga

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz