O królu Nieznamirze

17 gru 2015
stela Urnammu, Sumer, drabina, magia, baśń, fantasy, Jaśko z Mojmirowic
stela Urnammu, ze strony sumerianshakespeare.com
Wybrałam tę stelę na ilustrację, gdyż ta drabina mnie rozwala. Tak często mówi się o perspektywie pasowej, to co jest wyżej, to jest dalej. Albo o historyjkach, kolejne pasy to kolejne wydarzenia. A ta drabina została jako jeden z nielicznych elementów płaskorzeźby, chyba tylko po to, by wyśmiać takie interpretacje pasów. Ale tak, drabina pojawia się w nowej baśni o Zbyszku. Zapraszam do czytania.

W komorze zamieszkanej przez smoczycę był tunel. Na jego końcu powinna być powierzchnia.
Niestety, zobaczyli tylko kolejną komorę. I źle mu było u starego Wojciecha z Przybyszewic?
W tej nie mieszkali już ludzie. Były to dziwne stwory mniejsze i niższe od ludzi. Miały zielonkawe włosy i ubrania w kolorach ziemi, przez co przez chwilę wydawało się, że to ziemia się rusza.
Stworki pokrzyczały chwilę do siebie, a w końcu jeden pobiegł po króla Nieznamira.
- Czy to jest powierzchnia nocą? - zapytał ktoś Zbyszka.
- Nie, nadal jesteśmy pod ziemią - odpowiedział ze zdziwieniem. Co za pytanie. Chociaż skoro nie wiedzą, jak wygląda niebo, to może nie rozumieją.
Jego odpowiedź ludzie przekazywali dalej, aż nawet na samym końcu pochodu ucichły okrzyki radości spowodowane wyjściem na powierzchnię. Zaczęły się pokrzykiwania i pytania.
Zauważył, że tu duchy też nie syczą. Miały za to upodobanie do głoski r.
Tymczasem nadeszła grupa tych dziwnych stworków prowadzona przez… człowieka. I to rodaka Zbyszka, a nie tych podziemnych ludzi. Był on wysoki, jasnowłosy i bogato ubrany; jego purpurową szatę wyszyto złotem. Na głowię miał złotą koronę, która wyglądała na strasznie ciężką.
- Do karceru ich przywódcę. Resztę skuć i zamknąć w jednej ze wschodnich komór - nakazał król swoim poddanym.
Stworki wbiegły w zbiorowisko ludzi. Uderzały ludzi w łydki i ludzie zaczęli się przewracać, zrobiło się zamieszanie, Zbyszka tłum upuścił, ktoś wiązał chłopakowi ręce, jakaś dziewczyna krzyczała. I nagle zawiązano mu oczy. Ciemność, widzę ciemność.
Pamiętał, że ciągnięto go gdzieś. A potem było cicho i ciemno, choć nie miał już nic na oczach. Wyciągnął ręce przed siebie. Kamień. Nieobrobiony. Jaskinia, nie budowla w jaskini. Przesunął dłonie i zbadał komorę. Można zrobić jeden albo dwa kroki w każdą stronę, ale sufit jest dość niski. Na szczęście nie aż tak, by była konieczność schylania się. Dobrze, że nie jest zbyt wysoki. Wyjście zamknięte drewnianymi drzwiami. Na zasuwę od zewnątrz.
Nie jest źle. A co tu mówią duchy?
Jak zawsze były zajęte swoimi sprawami lub komentowały rzeczywistość. Rzadko tu ktoś trafiał, a ludzi nie widziały od czasu gdy przodkowie podziemnych przeszli tędy w dół. W tym czasie widziały tylko jednego człowieka, nie ludzi.
- Czy wiecie, jak się stąd wydostać?
- Niedługo ten jasny człowiek cię wyciągnie.
Jasny człowiek. Król! Podziemni są ciemni, Zbyszek ma ciemniejsze od swoich rodaków włosy, ale podobnie jasne oczy i skórę. Król zaś jest cały jasny. Jak słoneczko.
A on sam już za długo nie widział prawdziwego słońca i mu to wcale nie służy.
Według duchów coś, co Zbyszek nazwałby długo, było niedługie.
W końcu jednak pojawiło się trochę światła w miejscu drzwi. Raziło w oczy, choć było go niewiele i było takie piękne. Światło jest piękne.
- Skuć go - nakazał król. Zbyszek nie opierał się, gdy małe stworki związały mu ręce.
Przeszli dwie komory w ciszy. Były w nich schludne miasteczka, wydawały się być mniej prymitywne niż te ludzi podziemnych - zdaniem Zbyszka stały na wyższym poziomie niż społeczeństwo jego rodaków na powierzchni.
W tunelu król oznajmił:
- Możecie go rozkuć. Nie lubię rozmawiać ze związanymi.
Zbyszek ochoczo nadstawił dłonie, by rozwiązano mu pęta. Zrobił to najwyższy ze stworków, a po dłoniach chłopaka wreszcie krew mogła normalnie krążyć. Jakie to cudowne uczucie.
Poszli tunelem pod górę, aż do miejsca, gdzie stała drabina. Opierała się o krawędź dziury, przez którą było widać niebo.
- Tam jest powierzchnia - oznajmił król - Czyli wkrótce moja własność.
Zbyszek nie rozumiał. Nie da się podbić świata… z armią tych małych ludków zapewne się da. Ale to byłoby mnóstwo przelanej krwi.
- Gdy już podbiję ziemię, potrzebny mi będzie palatyn - tłumaczył Nieznamir - Tak samo zausznik i urzędnicy. Muszą oni być ludźmi, nie julkami. Muszą rozumieć ludzi.
Zbyszka zemdliło.
- Opuść swój umysł - nakazał jeden z duchów zagłuszając głos Nieznamira.
Chłopak zamknął oczy. Nie wiedział, jak się zabrać do opuszczania umysłu, a przynajmniej myślał, że nie wie. Okazało się to zadziwiająco łatwe. Po prostu było to samo obce i zewnętrzne coś, chwycił się tego i nagle był obok swojego ciała. Popatrzył wokoło.
Zbyszkowe ciało stało w ten sam sposób, oddychało i mrugało oczami, tak jak trzeba. Nieznamir zaś mówił dalej.
- Dotknij go, ty wciąż możesz - nakazał duch. Wydawał się bardziej materialny. Dla odmiany Nieznamir był jakby zbudowany z mgły.
Zbyszek wyciągnął dłoń i dotknął twarzy Nieznamira. Król nie zareagował.
- Nie puszczaj go - nakazał duch. Zbliżył się do Zbyszka i dotknął jego dłoni. Po czym zniknął i tylko czuł, jak przez jego widmową dłoń przelewa się coś zimnego.
- Teraz wracaj - powiedział Nieznamir głosem ducha. Zbyszek odwrócił się i podszedł do ciała, po czym w nie wszedł.
- Nie wiem, jak długo utrzymam kontrolę, właź szybko na drabinę - powiedział Nieznamir-duch jednym tchem. Zbyszek wykonał polecenie tak szybko, jak potrafił.
Niebo. O, jak dobrze, jest widzieć niebo. A pod niebem las i jakaś zwykła wieś, pełna zwykłych, jasnych ludzi. Chyba świętowali.
Chłopak wyszedł z dziury, która była na stoku jakiegoś niewielkiego wzniesienia. Zbliżając się do wioski widział, że jej mieszkańcy na pewno świętują, konkretniej jest to ślub. Zobaczył nawet oblubieńców.
Spojrzał na twarz łady i zrobiło mu się słabo. Jaśko. To dobrze, źle, czy… Chwila. Nie było go dość długo, Jaśko go nie znalazł i się z tym pogodził. Przy okazji poznał tę piękną kobietę i się ożenił. I pewnie jest w domu rodzinnym tej kobiety. Może to gdzieś w jego kraju, czy nie?
Zaczepił któregoś z ludzi.
- Jak nazywa się ta wieś? I jak nazywa się… łada?
Po prostu musiał wiedzieć, z kim ożenił się jego przyjaciel.
-Tu jest Dzidzilelowa, a ta pani przedstawia się Mścisława, ale gadają, że to wiedźma albo rusałka, z lasu ją bohater przywiózł. Uwolnił nas od zbójców, wielki z niego wojownik.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz